Zwykła teczka na dokumenty, raczej szczupła niż opasła, a w niej materiały zawierające ludzki los. Z Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach, z Ośrodka Dokumentacji Dziejów Częstochowy, Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych Koło Gminne Trzyciąż, Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, z „Ars Christiana” w Częstochowie. Jest świadectwo dojrzałości, oceny na pożółkłych stronach indeksu, zaświadczenia o stanie zdrowia.
Całe życie w tej teczce, raczej szczupłej niż opasłej. Życie Jana Latosa, którego koledzy z oddziału nazwali „Mały Chojak”. Wśród cyfr, dat, lapidarnych podsumowań - łatwo zgubić żywego człowieka. Równie łatwo zapomnieć lokalny epizod wojenny, bo co w końcu sprawia, że niektóre wydarzenia stają się po prostu historią, inne posłużą jako scenariusz filmu lub choćby szkolnej akademii, a nad innymi przejdzie wszystko wyrównujący pług czasu? Jan Latos chciałby tylko, żeby pamięć o uniknięciu zagłady Tarnawy przetrwała, tak jak trwa - o tragedii pobliskiej Barbarki.
On sam był stamtąd, z podkrakowskich okolic Skały, niedaleko Ojcowa (to Jura Krakowsko-Częstochowska i nadal obszar diecezji kieleckiej). Parafia Imbramowice, urokliwe skałki i bujna przyroda, norbertański klasztor z XIII wieku z niesłabnącym duchem i kultem obrazu Jezusa Cierpiącego. W tej okolicy Jan Latos przyszedł na świat 2 stycznia 1928 r. - w Tarnawie, jako syn Stanisława i Józefy Latosów. Rodzina była bardzo liczna i pracowita; ojciec - uczestnik I wojny światowej, pobożny czciciel Pani Jasnogórskiej, altruistycznie nastawiony do ludzi, z zasady nikomu nie odmawiał pomocy. Jan Latos od dziecka kochał konie i ułanów, pociągał go świat i przygody. Twierdzi, że nigdy nie opuściłby swojej wsi, „tylko życie tak się ułożyło” (dzisiaj mieszka w Częstochowie). Na przekór wielu planom i marzeniom młodego Janka - nadszedł wrzesień 1939 r. i czas okupacji. Latosowie u siebie (m.in. w stodole na sianie) przechowywali uciekinierów, np. znanego literata z Warszawy. Jan Latos miał zaledwie 11 lat, gdy zauważył Niemców jadących przez jego wieś, przebranych za Polaków - i ścigających polskich ułanów. Powiadomił dowództwo ułanów o szykowanej zasadzce, wskazał ułanom kierunek przemieszczania się oddziałów niemieckich. - Dowiedziałem się od partyzantów po jakimś czasie, że polscy ułani zniszczyli dużo czołgów niemieckich w Mokrej k. Częstochowy - opowiada dzisiaj.
1 września 1943 r. Jan Latos otrzymał nakaz stawienia się w obozie pracy przymusowej w Michałówce w powiecie olkuskim, gdzie pracował przy kopaniu rowów przeciwczołgowych i przecince lasów. Zbierał tam także informacje dla partyzantów, bowiem od września 1943 r. jest już członkiem konspiracji. Koledzy z Armii Krajowej obdarzyli go pseudonimem „Mały Chojak”, co podkreślało jego związek z „leśną bracią”, młody wiek, no i niewysoki wzrost. Jako zaledwie piętnastolatek pełni funkcje łącznika w okolicach Tarnawy, Trzyciąża, Skały w oddziale „Ziuka”, wchodzącym w skład 116 PP AK.
Jakie to były czasy? - Takie, że wszystko wryło się w pamięć, dzień po dniu, mocniej niż całe późniejsze życie. Ludzie wśród partyzantów bywali dobrzy i źli, tak jak wszędzie - wspomina J. Latos.
15 sierpnia, upalny dzień wojenny, święto Wniebowzięcia NMP, rocznica Cudu nad Wisłą. Podczas dostarczania rozkazu płk. „Zemplińskiego” Latos zostaje ciężko ranny w rejonie wsi Barbarka. Relacjonuje to w spisanych wspomnieniach: „Niemcy postawili ultimatum: oświadczenie pod groźbą, że jeśli padnie choćby jeden starzał w Tarnawie, to spalą całą wieś z ludźmi, ok. 300 osób. Ja jako łącznik przywiozłem rozkaz od pułkownika ps. „Zempliński”, który brzmiał: „Ani jednego strzału w Tarnawie pod karą śmierci. To rozkaz gł. Dowódcy AK, 15 sierpień 1944, godz. 12.10”. Z tym rozkazem przyjechałem na koniu pod las Barbarki, udając, że jadę do wodopoju. Tam trwała już walka powietrzna. Samolot pikował i zrzucał bomby zapalające na domy, a gdy zostałem zauważony - granaty w moim kierunku, raniąc mnie w głowę, lewy bark, okolicę krzyżową. Utraciłem przytomność. Zabrano mnie na „melinę” i schowano. Ale rozkaz dotarł. Tym sposobem, dzięki przekazanemu meldunkowi, uratowałem wioskę i ludzi”.
Jan Latos twierdzi, że dzięki dotarciu na czas z rozkazem uchronił ok. 300 osób - mieszkańców Tarnawy, przed losem, jaki spotkał Barbarkę, spaloną doszczętnie przez Niemców. Relację Latosa potwierdzają świadkowie. Franciszek Pawlik ps. „Żbik” oświadcza: „Jan Latos należał do Armii Krajowej na terenie obwodu olkuskiego (…) od marca 1943 do stycznia 1945. Dowódca oddziału ps. „Ziuk”. Latos brał udział w wielu akcjach zbrojnych przeciw okupantowi w okolicach Trzyciąża, Barbarki i w wielu innych. W czasie walk w miesiącu sierpniu 1944 r. w miejscowości Barbarka został ranny w głowę, lewy bark i okolicę krzyżową i utracił przytomność. Zalanego krwią i kontuzjowanego zaopatrzył sanitariusz. Został przewieziony na melinę. Leczył się u lekarza Pękali w Skale”. Inny świadek Włodzimierz Petlic ps. „Sęp” (obecnie zamieszkały w Krakowie), w podobnych słowach poświadcza tę relację i zeznaje, że Latos „także po wojnie leczył się z tych ran u wielu specjalistów i leczy się nadal”.
- Te rany spod Barbarki i inne rzeczywiście mi się odnawiały, ale muszę przyznać, ze lekarz w Skale zaopiekował się mną bardzo dobrze - wyjaśnia Latos.
Po wojnie opuścił swoją wieś; pracował na Śląsku, poznawał świat. Maturę uzyskał w Gliwicach w 1950 r. W latach 1952-1954 studiował na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, ale z powodów zdrowotnych (był to m.in. efekt obrażeń w bitwie pod Barbarką), nie przystąpił do obrony dyplomu. W 1957 r. zamieszkał w Częstochowie, a w 1966 r. na Politechnice Częstochowskiej uzyskał tytuł inżyniera metalurga. Wiele lat przepracował w „Ars Christiana” w Częstochowie, gdzie - dzisiaj jako emeryt - mieszka po dziś dzień. Należy do Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych, jest kombatantem Armii Krajowej i lektorem w częstochowskich kościołach. Żona nie żyje od 2001 r.; syn, córka, sześcioro wnuków - to sama radość.
Ale tęskni - do okolic parafii Imbramowice, rodzinnej Tarnawy - gdzie przy jego zaangażowaniu wybudowano w latach 1986-1990, kaplicę pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. Jan Latos spędził tam, w domu rodzinnym, wiele wakacyjnych miesięcy. Niejednokrotnie uczestniczył w rocznicowej Mszy św. pod pomnikiem na polach Barbarki (parafia Minoga), którą spalili Niemcy.
Chciałby, aby podobnie pamiętano o ocalonej Tarnawie. Spisał własne wspomnienia i zeznania świadków. Wszelkie dokumenty na ten temat zebrał i dostarczył m.in. do Kurii w Częstochowie i w Kielcach. Ostatnim marzeniem jego życia pozostaje ocalić tę sprawę od zapomnienia.
Gdyby nie w porę dostarczony meldunek, także i mieszkańcy Tarnawy zapewne rokrocznie modliliby się za spacyfikowaną wieś. Jak modli się Barbarka. Nikt nie zginął. - To przecież nasza najżywsza historia. Jestem jej świadkiem i uczestnikiem. Moim obowiązkiem - jako żołnierza - jest pamiętać i tę pamięć zachować dla przyszłych pokoleń - podkreśla Jan Latos.
Pomóż w rozwoju naszego portalu