Moje spotkanie z Janem Pawłem II miało swoje kolejne etapy, w których poznawałem coraz bardziej tę postać, aż do pewnego rodzaju duchowej przyjaźni. Tak to widzę dziś z perspektywy czasu. Widzę, że ta osoba wywarła ogromny wpływ na moje życie i miała z pewnością wpływ na realizację mojego powołania.
Pamiętam dzień wyboru kard. Karola Wojtyły na Papieża. Miałem wtedy 11 lat. Jak zwykle rodzice oglądali wieczorne wiadomości. Nagle okrzyk radości, łzy w oczach uświadomiły mi, że stało się coś ważnego. Potem była rodzinna katecheza. Rodzice wyjaśnili mi kontekst polityczny owego wyboru. Dziś nie tyle pamiętam treść słów, co radość, entuzjazm i nadzieję, z którą opowiadali o przyszłości Kościoła i Polski. Wtedy chyba po raz pierwszy w życiu poczułem się dumny z tego, że jestem Polakiem.
Po raz pierwszy spotkałem osobiście Jana Pawła II podczas drugiej pielgrzymki do Polski w 1983 r. Miałem 16 lat, gdy uczestniczyłem we Mszy św. 17 czerwca na Stadionie Dziesięciolecia. Długo trwało dojście do stadionu, długo czekaliśmy na Papieża, ale gdy już się zjawił, zmęczenie zamieniło się w zbiorowy entuzjazm wiary, wolności i solidarności. Wtedy uczyłem się słuchać. Gdy Papież przemawiał, ludzie wokoło jak spragniona ziemia wody chłonęli słowa mocne, niosące nadzieję. Zasłuchani, przerywali burzą oklasków, kiedy padały słowa bliskie sercu. Byłem świadkiem niezwykłego dialogu Jana Pawła II z rodakami. Wtedy czułem, że dzieje się coś wielkiego, dziś powoli odkrywam znaczenie tych wydarzeń dla siebie, Ojczyzny, Kościoła i świata.
Ojca Świętego spotkałem osobiście jeszcze trzykrotnie. Najbardziej pamiętam jednak moje spotkanie, gdy z grupą księży studentów KUL udaliśmy się na audiencję. Podeszliśmy całą grupą, aby wręczyć obraz kościoła akademickiego, w którym przez wiele lat modlił się jeszcze jako biskup Karol Wojtyła, profesor KUL. Papież był słaby, mówił z trudnością, ale zaczął wspominać dawne czasy, profesorów i widać było wzruszenie na jego twarzy. W tak słabym ciele widziałem młodego ducha. Ta siła oddziaływania na nas płynęła jakby z głębi jego osoby. Bystry umysł, pogodne usposobienie uwięzione w słabym ciele... To było niezwykłe przeżycie. Kiedy odchodziliśmy, chciałem coś powiedzieć, ale wszystkie słowa uleciały i tylko pochyliłem, się całując drżącą rękę świętego człowieka.
Pomóż w rozwoju naszego portalu