Mariusz Rzymek: - Dostrzega Ojciec różnicę między Mszą św. sprawowaną w schronisku na Hali Miziowej a tą odprawianą w parafialnych kościołach?
O. Bartłomiej Wolszleger: - Nie ma żadnych różnic. Wszystko, czy tu, czy tam, jest identyczne. Odmienne jest jedynie to, że do sali konferencyjnej, gdzie jest sprawowana Msza św., część ludzi wchodzi w butach narciarskich. Tego akurat nie spotyka się w parafialnych kościołach.
- Na ile udaje się Ojcu wykorzystać klimat schroniska i górskiej scenerii do pełniejszego przeżywania Mszy św. oraz budowania tematów homiletycznych?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Specjalnych wątków związanych z górami w schronisku nie dodaję. Kazanie, jakie mówię w schronisku, jest identyczne jak to, które głoszę w naszym kościele w Korbielowie. Msza św. jest Mszą św. i nie widzę potrzeby, żeby temat kazania na siłę rozbudowywać. Niemniej zawsze, czy to podczas modlitwy wiernych, czy na zakończenie, jest modlitwa za turystów i narciarzy odpoczywających w górach, goprowców, którzy dbają o ich bezpieczeństwo, i są życzenia bezpiecznych zjazdów.
- Po Mszy św. dużo osób korzysta z rozmowy z kapłanem?
Reklama
- Różnie to bywa. Niekiedy z takiej możliwości korzystają nasi parafianie, a innym razem osoby zupełnie obce. Ostatnio nawał takich rozmów duszpasterskich połączonych ze spowiedzią miał o. Marek Urbanowski. Akurat zbliżał się czas świąt Bożego Narodzenia, więc obecność kapłana wykorzystało bardzo wiele osób.
- Jak na taką Mszę św. w schronisku reagują osoby przyjezdne, które na dodatek właśnie się o niej dowiedziały?
- Są bardzo pozytywnie zaskoczone. Z pewnością jest to dla nich spore udogodnienie, biorąc pod uwagę wynikający z wiary obowiązek uczestnictwa w niedzielnej Mszy św.
- Ile zazwyczaj osób bierze udział w Eucharystii w schronisku?
- Jestem w Korbielowie zaledwie sześć miesięcy, ale z tego, co widzę, wszystko zależy od warunków atmosferycznych i pory roku. Takim martwym okresem jest listopad, w którym ze względu na niesprzyjającą aurę, turystów na Mszy św. praktycznie nie było. Zdarzało się, że jedynymi uczestnikami była obsługa schroniska. Zupełnie inaczej jest w miesiącach letnich i teraz, w zimie. Wtedy na sali jest nawet około stu osób. W sezonie narciarskim jest ich najwięcej. Ostatnimi czasy frekwencja na Mszach św. na Hali Miziowej poszła w górę. Jest to efekt rozpowszechnienia wiadomości o „górskiej” Eucharystii za pośrednictwem informacji rozwieszonych w schronisku oraz przy kilku wyciągach.
- Na Mszy św. w schronisku rolę lektorów pełnią ludzie postronni. Jak reagują oni na propozycję przeczytania psalmu lub przewidzianych na daną niedzielę czytań?
Reklama
- Znalezienie osób odpowiedzialnych za te czynności nie nastręcza problemów. Zazwyczaj proszę o to na kilka minut przed rozpoczęciem Eucharystii i, co miłe, ludzie nie odmawiają. Niekiedy nawet zdarzy się, że ktoś sam zaproponuje, że np. zaśpiewa psalm. Takie „rozdysponowanie” zadań odbywa się w ostatniej chwili, a to z tego powodu, że właśnie na cztery, pięć minut przed rozpoczęciem Eucharystii zaczynają się schodzić jej uczestnicy.
- Osoby biorące udział we Mszy św. w schronisku to przedstawiciele wielu parafii i regionów. Mając na uwadze to, że śpiew liturgiczny w różnych zakątkach Żywiecczyzny i Śląska melodycznie znacznie od siebie odbiega, nie doświadcza Ojciec muzycznej polifonii?
- Wbrew temu zróżnicowaniu na szczęście nikt z obecnych na siłę nie forsuje swojej melodii. Ludzie słuchają siebie nawzajem i ten śpiew zazębia się, a nie wzajemnie wyklucza. Żeby wszystkim ułatwić włączenie się w śpiewanie pieśni liturgicznych, sam je najpierw intonuję. To ułatwia odnalezienie jednej linii melodycznej. Niestety, do tej pory nie miałem szczęścia, żeby o Eucharystię w schronisku, od strony muzycznej, zadbała jakaś schola czy chór.
- Warunki w górach w zależności od pogody są skrajnie różne. Jak zazwyczaj dociera Ojciec do schroniska na Hali Miziowej?
- Z reguły na nogach. Podobnie też czyni, będący tam znacznie częstszym gościem, o. Marek Urbanowski. W dół taka droga zajmuje 1,5 godziny, a w górę trzeba liczyć, że w zależności od ilości zalegającego śniegu od 2 do 2,5 godziny. W wyjątkowych sytuacjach zawożą nas do schroniska pracujący w nim ludzie.