Założony został w ostatnich latach XVIII wieku i w ciągu ponad 200-letniej historii pogrzebano na nim tysiące naszych rodaków. Być może nie tak znanych i sławnych jak ci, spoczywający na Rossie czy Łyczakowie, ale w skali Wołynia to bez wątpienia kwiat ziemiaństwa, duchowieństwa, szlachty i arystokracji, naukowców i społeczników. Podzielony został na dziewięć kwater, każda pod wezwaniem innego świętego: św. Mikołaja, św. Józefa, św. Jana Nepomucena, św. Kazimierza, św. Antoniego, św. Floriana, św. Stanisława, św. Zofii - gdzie grzebano duchownych i św. Wincentego, kwatera dla niezamożnych, gdzie chowano bezpłatnie. Poza tym na cmentarzu znajdują się tzw. Stare Katakumby - przy kaplicy św. Stanisława i Nowe Katakumby przy bramie wejściowej. Obok, za murem dogorywają resztki cmentarza ewangelickiego z kilkoma rozpadającymi się grobiszczami.
Reklama
Na cmentarzu katolickim spoczywają rodzice Stanisława Moniuszki i Ignacego Jana Paderewskiego oraz jego siostra pochowana gdzieś w bezimiennym grobie. Wokół XIX-wiecznej, odnowionej dziś pięknie kaplicy św. Stanisława, znajdują się groby wołyńskich duchownych różnej rangi - od seminarzystów i diakonów, po biskupów. Spoczywają tutaj: ks. Karol Antoni Niedziałkowski, biskup łucko-żytomierski, ks. Ludwik Bartłomiej Brynk, biskup sufragan łucki i żytomierski, administrator diecezji kamienieckiej, ks. kan. Faustyn Lisicki, proboszcz żytomierski, ks. Aleksander Samosenko i in. Jedną z najtragiczniejszych, a mało znanych postaci jest ks. Andrzej Fedukowicz - proboszcz żytomierskiej katedry, który torturowany i złamany przez czekistów, podpisał dokument, że jest watykańskim szpiegiem, a po opuszczeniu katowni podpalił się nad brzegiem Teterewa i zmarł w wyniku poparzeń. Wśród pochowanych na cmentarzu znajduje się liczna grupa wołyńskiego ziemiaństwa i arystokracji: Woroniczowie, Urbanowscy, Czeczelowie, Olizarowie (grób hrabiego Jerzego Olizara zdobi postać pięknego anioła), Działyńscy, Wąsowiczowie itd.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Najtrudniejsze czasy dla wołyńskiej nekropolii przyszły wraz z nastaniem bezbożnej władzy sowieckiej. Groby na cmentarzu były otwierane rzekomo w poszukiwaniu ukrytej tam broni. W rzeczywistości chodziło o zwykłą grabież. Mimo że cmentarz oficjalnie został zamknięty dla pochówków w 1979 r., to jednak na całym niemal jego terenie widać nowe pochowania. Nawet z początku lat 2-tysięcznych. Przy czym wydaje się, że są tu chowani głównie Polacy, bo nawet jeśli nazwiska pisane są po ukraińsku, to i tak ich brzmienie jest zdecydowanie polskie. Od dziesiątków lat zaś największym wrogiem cmentarza jest… czas. Wiele grobów jest opuszczonych, nikt o nie nie dba, a niektóre rejony tej rozległej nekropolii, zwłaszcza w lecie, przy pełnej wegetacji roślin wyglądają jak równikowa dżungla z zatopionymi w niej grobowcami niczym inkaskie świątynie. Mimo jednak tej olbrzymiej presji ludzi, czasu, roślinności, na żytomierskim cmentarzu zachowały się jeszcze 2222 polskie nagrobki, które mrówczym trudem zinwentaryzowali i opisali naukowcy z Kielc.
Nierówną walkę z czynnikami niszczącymi cmentarz podejmują żytomierscy Polacy. Odnowiona została kaplica św. Stanisława oraz części historycznych nagrobków wokół niej, a także cześć Starych Katakumb. Co roku w okolicach świąt Wielkiej Nocy organizują oni akcję sprzątania cmentarza. Bierze w niej udział głównie młodzież. Jednak nie są oni w stanie podołać ogromowi prac. Ważne byłoby wsparcie rodaków z Polski - jak to się dzieje w przypadku cmentarza w Zbarażu - aby Żytomierski Łyczaków, tak jak ten lwowski, ocalał i przypominał o polskim dziedzictwie na dawnych Kresach.