Reklama

Niedziela Kielecka

Zastrzelony proboszcz z Karczówki

To była swego czasu głośna sprawa: proboszcz z Karczówki zastrzelony przez młodego milicjanta, w lesie za klasztorem, w drodze do szkoły na Czarnowie. Czasy były trudne i specyficzne: 1946 rok, powojenne czystki i rozgrywki, atmosfera napęczniała skrajnymi emocjami tuż po pogromie. Dla wielu mieszkańców Kielc - szczególnie okolic Karczówki i kilku parafii diecezji, ks. Stanisław Ziółkowski (1904-1946) był i pozostał duszpasterzem charyzmatycznym i niezastąpionym, zasadniczym i radykalnym. Dotąd jest pamiętany, a rocznica śmierci, przypadająca 23 września - obchodzona uroczyście

Niedziela kielecka 39/2012

[ TEMATY ]

historia

parafia

T. D.

Obelisk i krzyż w miejscu zabójstwa ks. Ziółkowskiego, z płytą ufundowaną w 2006 r.

Obelisk i krzyż w miejscu zabójstwa ks. Ziółkowskiego, z płytą ufundowaną w 2006 r.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Krótką informację o powojennym proboszczu Karczówki podaje tablica w kruchcie klasztoru, wmurowana w 1996 r. Ok. 100 m za klasztorem, w kierunku Bruszni - pamiątkowy obelisk w miejscu, gdzie milicjant oddał pięć śmiertelnych strzałów. - Dotąd żyje całe pokolenie ludzi dobrze wspominających ks. Ziółkowskiego, np. jego lekcje francuskiego czy opiekę nad ministrantami - uważa obecny rektor klasztoru na Karczówce, ks. Jan Oleszko.

Pamiętany

23 września 1991 r. - w 41. rocznicę śmierci ks. Ziółkowskiego do kościoła św. Karola Boromeusza na Karczówce przyszła 500-osobowa piesza pielgrzymka, aby oddać hołd zamordowanemu kapłanowi. Organizatorami uroczystości byli: Towarzystwo Przyjaciół Karczówki oraz księża pallotyni. Bp Jan Gurda poświęcił wówczas krzyż i tablicę pamiątkową w miejscu morderstwa. Uroczystości relacjonowała „Gazeta Kielecka” z 15 września 1991 r. (nr 185/364); jest tam zawarta informacja o przeszkodach organizacyjnych i dwukrotnym zbeszczeszczaniu miejsca zbrodni oraz o projekcie upamiętnienia jednego z okolicznych szlaków turystycznym nazwiskiem ks. Ziółkowskiego.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Pierwsze lata w kapłaństwie

Reklama

Urodził się i wychował w powiecie opatowskim. Stanisław Ziółkowski, syn Tomasza i Agnieszki z Cebulów, przyszedł na świat 9 lipca 1904 r. we wsi Mierzanowice. Po nauce w gimnazjum w Opatowie rozpoczął edukację w liceum przy seminarium duchownym w Kielcach, a następnie dalsze studia w murach najstarszej kieleckiej uczelni. Święcenia kapłańskie przyjął z rąk bp. Augustyna Łosińskiego.
Był wikariuszem w Kozłowie Miechowskim i Pilicy, a wkrótce, w 1934 r., został skierowany na wikariat w Janinie celem utworzenia nowej parafii w Widuchowej k. Buska-Zdroju. Nie poszło to łatwo - temperament młodego kapłana (na który później uskarżali się jego przełożeni) zderzył się z okolicznościami uniemożliwiającymi szerszą inicjatywę. Były to trudności natury prawnej, związane z majątkiem kościelnym przekazanym niegdyś przez bp. Szaniawskiego na rzecz nowo powstałego seminarium kieleckiego, które władze carskie zarekwirowały w ramach represji po upadku powstania styczniowego. Na początku XX wieku Kościół kielecki odkupił od rosyjskiej księżnej ok. 6 ha ziemi wraz z kaplicą Matki Bożej Częstochowskiej celem utworzenia nowej parafii, dla pilnych potrzeb duszpasterskich tuż po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Luki w umowie rejentalnej, problemy finansowe i brak wyraźnego poparcia ze strony miejscowej ludności sprawiły, że zbudowanie nowej wspólnoty parafialnej okazało się niemożliwe. Rosyjska księżna sprzedała ową resztówkę, a ks. Ziółkowski znalazł się w sytuacji co najmniej trudnej... Ks. Tomasz Wróbel w opracowanym przez siebie życiorysie ks. Ziółkowskiego (Archiwum Diecezjalne, X2 - 16) wspomina, że „nie mógł on wrócić do równowagi psychicznej po przeżyciach w Widuchowej”, natomiast dziekan ze Stopnicy tak o tamtych wydarzeniach informował ordynariusza: „Ks. Ziółkowski mimo całej gorliwości i chęci do pracy już nic tam nie zrobi, gdyż zastał położenie załamane (...). Jest on od dłuższego czasu w takiej nędzy materialnej, że już wprost słuchać tego nie mogę” (ks. Daniel Wojciechowski, „Księża niezłomni. Diecezja kielecka”, Włoszczowa/Kurzelów 2011, s. 305).
Ks. Ziółkowskiemu było o tyle trudniej, że nie miał łatwego usposobienia - był dosyć krewkiego temperamentu, cenił sobie kroczenie własnymi drogami, na co w pismach do kurii uskarżali się jego przełożeni, np. proboszcz z Jędrzejowa z parafii bł. Wincentego Kadłubka czy z Kij. Zarazem ci sami księża obserwują u niego zacięcie duszpasterskie, misyjne, naukowe, co wkrótce będzie miało szansę ujawnić się podczas pracy we Francji.
W roku 1936 ks. Ziółkowski pracuje w Pińczowie, potem w Daleszycach. Szczególnie tam oddał się pracy oświatowo-wychowawczej i przyciągnął do siebie grupy młodzieży. W Archiwum Diecezjalnym zachowało się pismo z 1936 r. - prośba od Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej i Żeńskiej z Daleszyc do biskupa o zatrzymanie w parafii ks. Ziółkowskiego, który „kształtował nasze dusze i serca, urabiał charaktery, zapalał umysły, uczył i wychowywał”. Z kolei w Kijach - jak zanotował ks. T. Wróbel - „dzięki roztropności, otwartości i zdecydowanej postawie oraz spokoju nowego proboszcza powoli odnalazł siebie i wciągnął się do pracy parafialnej, stając się przykładnym wikariuszem”.

Etap francuski

Reklama

Mniej więcej wtedy pojawiła się propozycja pracy w Belgii - jako kapelana w parafii czy w ramach duszpasterstwa polonijnego z możliwością studiów uniwersyteckich. Pięknie zarysowane plany znowu nie ziściły się, ale dzięki interwencji Prymasa Augusta Hlonda, ks. Ziółkowski otrzymał placówkę w Lille, należącą do Polskiej Misji Katolickiej w Paryżu. Wcześniej Kancelaria Prymasa Polski przeprowadziła delikatne śledztwo na temat kandydata, w odpowiedzi na które wikariusz generalny z Kielc informował: „Ks. Ziółkowski wykazuje zainteresowania i aspiracje w kierunku naukowym dość znaczne, pracę duszpasterską lubi, tylko w obejściu towarzyskim i odezwaniach się może być nieco rubaszny. Pewne odruchy jego zniechęcenia mogły powstać z tego powodu, że przed dwoma laty otrzymał placówkę z poleceniem organizowania nowej parafii i budowy kościoła - i to się nie udało, ale to zupełnie nie z jego winy. On ze swej strony dołożył wszelkich starań (…). Ks. Ziółkowski potrzebuje opieki i serdecznego kierownictwa”.
Niemniej już w maju 1939 r. władze miejscowego departamentu wydały ks. Ziółkowskiemu nakaz opuszczenia Francji, czego powodem miał być „wojowniczy patriotyzm”, przejawiający się w „odmawianiu Polakom przyjmowania obywatelstwa francuskiego (pismo Polskiej Misji Katolickiej w Paryżu z 9 maja 1939 r.). W istocie decyzją tamtejszych miejscowych władz diecezjalnych wszystkich dotychczasowych księży polskich zastąpiono misjonarzami zakonnymi. Po interwencji władz polskich, ks. Ziółkowski pozostał we Francji i rozpoczął studia na Uniwersytecie Katolickim w Lille.

Kapelan czasu wojny

Wybuch II wojny światowej zastał ks. Ziółkowskiego na wakacjach w Polsce. Natychmiast przyłączył się do pierwszego napotkanego oddziału polskich żołnierzy i był ich kapelanem aż do kapitulacji. Ten intensywny czas przypłacił ciężką chorobą. Od lutego 1940 r. pracuje jako wikariusz w Jędrzejowie i Piekoszowie. Pisze ks. Tomasz Wróbel: W tamtym okresie kapelan bywał bardzo aktywny w dziedzinie społecznej, charytatywnej, a okupant pilnie obserwował poczynania dynamicznego wikarego. 11 grudnia 1940 r. ks. Ziółkowski został aresztowany w Piekoszowie w związku z nieoddaniem przez ludność kontyngentu zboża i ziemniaków. Od lipca 1941 r. ks. Ziółkowski pracował z kolei jako wikariusz w Skalbmierzu - działał tworząc struktury Caritas, zakładał przedszkola i ochronki. Związał się ponownie z wojskiem podziemnym. Przyjął pseudonim „Stuła” i zaczął pełnić obowiązki kapelana okolicznego oddziału. Tę konspiracyjną funkcję pełnił nadal na innych placówkach, m.in. w Masłowie. Aresztowany latem w 1943 r., zdołał uciec z aresztu, ale musiał się już ukrywać do końca okupacji.

Proboszcz na Karczówce

Latem 1945 r. ks. Ziółkowski został administratorem parafii św. Karola Boromeusza na Karczówce. Musiało to być dla niego ogromne wyzwanie - historyczne miejsce, spora kielecka parafia, niedosyt działań duszpasterskich po latach wojny. Energicznie przystąpił do pracy; chciał usamodzielnienia materialnego probostwa, uniezależnienia się od mieszkających tutaj i prowadzących drukarnię sióstr sercanek. Organizował pomoc dla najuboższych, był wrażliwy na materialną biedę parafian, ale przede wszystkim - na ich niedostatki duchowe. Pisze ks. Daniel Wojciechowski: „Gdy chodziło o zasady religijne, był nieustępliwy. W dobrze opracowanych i konkretnych kazaniach zwalczał wszelkie przejawy nieprawości i niemoralności. Jego styl pracy duszpasterskiej można krótko określić jako nieustępliwy w sprawach Bożych i zawsze odważny pomimo doznawanych przykrości”. Czy właśnie tak niezłomna postawa przysparzała mu wrogów i ostatecznie przyczyniła się, choćby w stopniu pośrednim, do tragedii?
Był 23 września 1946 r., gdy ks. Ziółkowski ok. godz. 9 rano wyszedł do szkoły na Czarnowie, na lekcję religii. Zabójca - 19-letni Bolesław Bajer, kursant przeszkoleń szeregowców Komendy Wojewódzkiej MO w Kielcach, oddał pięć strzałów, ostatnie - już do martwego księdza. Leżącego we krwi, z roztrzaskaną od kul czaszką pożegnał przybyły na miejsce bp Czesław Kaczmarek.
Pogrzeb stał się manifestacją solidarności kielczan z ofiarą. W uroczystościach pogrzebowych, którym przewodniczył sufragan bp Franciszek Sonik wzięło udział około 100 księży i 20 tys. wiernych. Ogromne wrażenie wywołało przemówienie ks. Romana Zelka nad trumną zamordowanego, przez ówczesną prasę określane jako „polityczne”. Ciało zmarłego rodzina zabrała do rodzinnej parafii Wojciechowice.

Proces i jego echa

Kuria kielecka opiniowała sprawę następująco: „Ks. Ziółkowski był czułym i wrażliwym na wszelką nieprawość, kazania jego wymowne i zapalne ściągały licznych słuchaczy, stawały się tematem żywych dyskusji i rodziły przeciwników, którzy mu nawet odgrażali… i na tym tle powstała kolizja z pewną rodziną w jego parafii. Ojciec tej rodziny, znany w okolicy ze swych poglądów bezbożniczych, wyrzucił obrazy święte ze swego domu, a potem wraz ze swoimi dwoma do siebie podobnymi synami sponiewierał proboszcza chodzącego w tym roku po kolędzie”.
Ks. Daniel Wojciechowski (we wspomnianej powyżej pozycji) przytacza jeszcze inną wersję wydarzeń. Proboszcz miał podejmować próby nakłonienia Bajera do kościelnej legalizacji związku, do czego nie było przeszkód natury kanonicznej. Po wielu nieprzyjemnych incydentach ze strony rodziny Bajerów, ks. Ziółkowski miał odmówić katolickiego pogrzebu ojcu zabójcy i bratu.
B. Bajera schwytano w Sosnowcu 16 października1946 r. (nie powiadomiono o tym fakcie władz kościelnych), proces odbył się 7 marca1947 r. przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Kielcach. Kuria kielecka w specjalnym piśmie do premiera E. Osóbki-Morawskiego zawarła protest w związku z aluzjami prokuratora pod adresem Kościoła kieleckiego, rzekomo nadającego sprawie podtekst polityczny. Ówczesna gazeta rozpisywała się o psychicznej traumie, jakiej doświadczał zabójca wskutek konfliktu jego rodziny z ks. Ziółkowskim i manii prześladowczej na tym tle. Podczas procesu oskarżony nie bronił się i nie wyraził skruchy z powodu popełnionego czynu. Wojskowy Sąd Rejonowy w Kielcach uznał Bolesława Bajera winnym dezercji oraz zabójstwa w stanie silnego wzruszenia. Wyrok 10 lat (!) więzienia od razu na mocy amnestii zmniejszono o jedną trzecią. W 1950 r. prezydent B. Bierut zredukował resztę kary.
Ks. Ziółkowski - ofiara systemu? Wykorzystanie przez aparat władzy osobistego konfliktu do celów rozgrywki politycznej? Zapewne nie jest to teza nieuprawomocniona, zważywszy ogrom zbrodni dokonanych na księżach w okresie pozornej odwilży w stosunkach państwo - Kościół. Jan Żaryn w: „Dzieje Kościoła katolickiego w Polsce 1944-1989” (Instytut Historii PAN, Warszawa 2003, s. 67-68) pisze: „Aparat terroru pacyfikował kraj, chcąc wyeliminować wszelkich wrogów politycznych (…). Aparat bezpieczeństwa interesował się również tymi księżmi, którzy nie tylko wspomagali partyzantkę wojenną, ale także próbowali włączyć się do legalnego życia politycznego (…). Już w tym pierwszym okresie powojennym funkcjonariusze UB zbierali materiały operacyjne dotyczące księży znanych w czasie wojny ze swej podziemnej działalności i odważnie wypowiadających się z ambony”. Zamordowany Proboszcz z Karczówki przystaje do charakterystyki tamtych czasów.

W następnym numerze sylwetka nazaretanki s. Lucjany Muchy pracującej w Kurii Diecezjalnej

2012-12-31 00:00

Ocena: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Człowiek Szerokich Horyzontów

Niedziela łódzka 34/2018, str. IV

[ TEMATY ]

historia

M. Jagiełło

Pamiątkowa tablica w kościele w Ozorkowie

Pamiątkowa tablica w kościele w Ozorkowie

Ks. Leon Stypułkowski był jednym z pierwszych księży, którego w czasie II wojny światowej gestapo aresztowało i przewiozło na posterunek policji niemieckiej

„W nocy z 5 na 6 października 1941 r., na rozkaz Artura Greisera, gestapo w asyście policji i aparatu administracyjnego – mając wcześniej przygotowaną imienną listę – rozpoczęło aresztowanie duchownych, którzy w wyniku zmian granic znaleźli się na obszarze Kraju Warty (...). Aresztowanych księży diecezji łódzkiej, wozami konnymi (np. Leona Stypułkowskiego z Ozorkowa – przyp. aut.) i samochodami, przywożono na najbliższy posterunek policji. Następnie transportowano ich do Łodzi, do siedziby gestapo, która mieściła się przy ul. Anstadta 7, bądź od razu do obozu w Konstantynowie Łódzkim” (J. Szeremeta, „Aresztowania duchowieństwa katolickiego przeprowadzone przez Niemców...”).
CZYTAJ DALEJ

Łódź: Msza Św. pogrzebowa śp. ks. Bogdana Nowackiego

2024-11-21 08:25

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Archidiecezja Łódzka

W kościele pw. św. Antoniego z Padwy na łódzkich Bałutach rodzina, przyjaciele, wychowankowie, duchowni oraz licznie zgromadzeni wierni uczestniczyli we Mszy św., modląc się o łaskę życia wiecznego dla śp. ks. Bogdana Nowackiego.
CZYTAJ DALEJ

Uratujmy ten Adwent!

2024-11-21 17:57

Marzena Cyfert

Spotkanie z Elżbietą Woźniak-Łojczuk w parafii św. Maurycego we Wrocławiu

Spotkanie z Elżbietą Woźniak-Łojczuk w parafii św. Maurycego we Wrocławiu

O wartości tradycji, rodzinnym przeżywaniu Adwentu i pomocy, jaką niesie w tym „Adwentownik” mówiła Elżbieta Woźniak-Łojczuk podczas spotkania w parafii św. Maurycego we Wrocławiu. Spotkanie zorganizowała wspólnota Betania.

Autorka Adwentownika podzieliła się swoim doświadczeniem przeżywania Adwentu z lat dziecięcych, które wiązało się m.in. z porannym wstawaniem na roraty. – Pamiętam procesję z lampionami i Msze św. Ale pamiętam też powrót z rorat do domu i kakao, które mama zawsze wtedy stawiała nam na stole – mówiła prelegentka, podkreślając, że po powrocie z rorat trzeba było iść do oddalonej o 800 m szkoły. I wszystko to udawało się pogodzić.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję