Reklama

Pułkownik nie strzelał na wiwat

Niedziela Ogólnopolska 4/2012, str. 36-37

Dominik Różański

Prof. Romuald Szeremietiew

Prof. Romuald Szeremietiew

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: - Tragiczny bohater ostatnich dni, prokurator wojskowy płk Mikołaj Przybył oświadcza, że targnął się na własne życie w obronie honoru ludzi z prokuratury wojskowej, którzy świetnie pracują, a którym postawiono zarzut bezprawnych działań... Przyjmuje Pan Profesor to tłumaczenie zdesperowanego oficera?

PROF. ROMUALD SZEREMIETIEW: - Mam nadzieję, że to prawda. Zwłaszcza po przeanalizowaniu jego wcześniejszego oświadczenia, odczytanego na zwołanej specjalnie konferencji prasowej. Mówił tam co prawda, że wraz z kolegami został bezpodstawnie oskarżony o bezprawne działania w związku z pewnym postępowaniem związanym ze sprawą smoleńską, ale jednak głównym elementem w jego wystąpieniu był temat śledztw dotyczących korupcji w wojsku. Płk Przybył wskazał tu na rozkradanie olbrzymich pieniędzy wojska przez mafie działające na styku wojsko - cywile. Stwierdził, że jego komórka prowadzi w związku z tym kilka bardzo poważnych śledztw oraz że ktoś chce te sprawy „zamieść pod dywan”, a sposobem na to miałaby być likwidacja kierowanej przez niego komórki...

- Mówi się raczej o likwidacji całej prokuratury wojskowej i włączeniu jej do prokuratury cywilnej w związku z reformowaniem armii... Czy zatem to tłumaczenie płk. Przybyła nie jest nieco histeryczne?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- No tak, ta likwidacja komórki byłaby niejako konsekwencją zlikwidowania prokuratury. Uważam, że w tłumaczeniu pułkownika jest element prawdopodobieństwa. Nie ulega wątpliwości, że na styku między stroną cywilną, zajmującą się dostawami dla wojska, a samym wojskiem jest rzeczywiście bardzo wiele patologicznych sytuacji. Wiadomo, że tego typu patologie skutkują bardzo negatywnie, także gdy chodzi o bezpieczeństwo żołnierzy. Jeżeli żołnierz wysyłany w warunki bojowe dostaje nieodpowiednie wyposażenie, a są przecież na to dowody (z tego powodu ginęli polscy żołnierze w Afganistanie) - to rzeczywiście jest to bardzo poważna sprawa.

- I dopiero czyn płk. Przybyła zwraca uwagę na to, o czym wiadomo, ale o czym nie mówią media, a politycy to lekceważą?

- No tak, zwłaszcza że płk Przybył, zajmujący się takimi sprawami - jak sam mówi - był od pewnego czasu zastraszany, uszkadzano mu samochód, zabito psa, a nawet podobno była wyznaczona nagroda za jego głowę. Te szykany nie znalazły wyrazu w działaniach organów ścigania, ale przecież pułkownik nie musi zmyślać. Mnie np. nie tak dawno „ktoś” przerżnął nożem oponę w samochodzie. Stało się to w czasie, gdy rozmawiałem z pewnym znanym dziennikarzem śledczym na temat jednego z „przekrętów” w MON. Nie zgłaszałem zdarzenia na policję - cóż by byli w stanie zrobić poza umorzeniem postępowania wobec niewykrycia sprawcy? Podobnie mógł postępować płk Przybył. Mamy więc kłopot z oceną jego wiarygodności, ale nie lekceważyłbym człowieka, który strzelał do siebie...

- Pojawiają się złośliwe komentarze, że strzelał niecelnie...

- Tego rodzaju spekulacje są zupełnie nie na miejscu. Jeżeli oficer bierze do ręki broń i kieruje ją przeciwko sobie, to jest to poważna sprawa...

-... sprawa honoru i szacunku dla broni?

- Tak być powinno. Sam jestem żołnierzem i dobrze wiem, że użycie broni to rzecz bardzo poważna. Nie wolno dla żartu mierzyć do kogoś, nawet z broni nienabitej... Zresztą broń służbowa poza służbą jest zawsze pod zamknięciem.

- Płk Przybył ma także broń prywatną...

- Doskonale to rozumiem. Ja też mam broń i wiem dlaczego. Kiedy w MON zacząłem się zajmować przetargami, wtedy ktoś dla mnie ważny zasugerował, abym zaopatrzył się w pistolet. Stało się to konieczne, gdy wybuchła medialna afera korupcyjna w MON.

- Wtedy czuł się Pan osobiście zagrożony?

- Przez pewien czas stale chodziłem z bronią. Jeden z wiarygodnych dla mnie oficerów służb wojskowych powiedział: Panie ministrze, proszę mieć broń przy sobie...

- Dlatego tak dobrze rozumie Pan płk. Przybyła?

- Chyba go rozumiem. Z tego, co donoszą media, wynika, że on tę broń miał właśnie w związku z podobnymi zagrożeniami. Nie dziwię się, że ją nosił przy sobie.

- Jednak nie użył jej przypadkowo, pod naciskiem chwili, lecz z premedytacją...

- To prawda. Oglądając relację z konferencji prasowej, można było wysnuć wniosek, że pułkownik jest człowiekiem psychicznie zrównoważonym. Wyglądał na bardzo opanowanego i choć były też widoczne pewne emocje, to starał się nad nimi panować. Widać też było, że był przygotowany, o czym świadczyło odczytanie przyszykowanego wcześniej tekstu. Widać było determinację i stanowczość w jego zachowaniu, jakby wykonywał z przekonaniem jakieś zadanie... Te wszystkie okoliczności - nawet jeśli nie do końca jest prawdą, że rzeczywiście chciał się zastrzelić - wskazują, że jego celem było zwrócenie uwagi na ważną dla niego sprawę. Czy tą sprawą była tylko ochrona miejsca pracy i stanowiska przełożonego? Mam nadzieję, że nie. Pułkownika odbieram raczej jako człowieka, który doszedł do ściany i nie widział innego wyjścia, jak tylko zrobić to, co zrobił.

- A więc, Pana zdaniem, to był rodzaj szlachetnego gestu?

- Mam nadzieję, że tak właśnie było. Można oczywiście stawiać zarzut, że chciał zaledwie chronić w ten sposób całą prokuraturę wojskową przed grożącym jej rozwiązaniem, do czego zresztą sam się przyznaje... Trudno mi jednak uwierzyć, że to był główny motyw desperackiego czynu. Być może uznał, że w ten sposób pokaże, iż dzieje się coś bardzo niedobrego.

- A tym złem jest przede wszystkim ogromna korupcja, jak niektórzy twierdzą, niemająca sobie równych w całej Polsce?

- Nie wiem, czy akurat w wojsku jest ona największa, ale nie ulega wątpliwości, że w MON są ogromne pieniądze, które mogą być obiektem tego typu zabiegów. Ministerstwo Obrony Narodowej dysponuje budżetem, z którego ponad 5 mld zł rocznie idzie na różnego rodzaju zakupy. Ale są jeszcze dostawy innego rodzaju, bieżąca obsługa armii, a to kolejne grube miliony. W sumie łakomy kąsek dla tych, którzy chcą łatwo i szybko zarobić. Dlatego mówienie, że prokuratura wojskowa może być bez szkody zlikwidowana, bo przecież nie prowadzi zbyt wielu spraw, jest nieporozumieniem. Oczywiście, przy założeniu, że ściga ona przestępców, a nie pomaga im uniknąć odpowiedzialności.

- Podaje się argument, że nie ma sensu utrzymywanie wojskowej prokuratury wobec redukcji liczebnej polskiej armii.

- To jest nieporozumienie! Obecnie istotą działania prokuratury wojskowej nie są przestępstwa wśród 100 tys. żołnierzy, tworzących dziś polską armię, lecz chodzi o miliardy złotych w dyspozycji MON, które mogą być i są - jak mówi płk Przybył - rozkradane. Stąd sensownie brzmią słowa tego prokuratora, gdy domaga się, aby rozliczać nie z liczby spraw, lecz według ich „wagi” finansowej. Moim zdaniem, w tym, co on mówi, jest racjonalne jądro.

- Uważa Pan zatem, że odrębność prokuratury wojskowej powinna być utrzymana?

- Tak uważam, ale przyznaję, że w sprawach wojskowych jestem przeważnie „pod wiatr”. Dziś wszyscy liczący się politycy, także opozycyjni, uważają, że prokuraturę wojskową należy zlikwidować.

- Powołują się przy tym na przykład innych krajów NATO i UE.

- Znam kraje NATO, które jednak utrzymują odrębny wojskowy wymiar sprawiedliwości, np. Wielka Brytania, której armia liczebnie też nie jest wielka i w której korupcja zapewne nie jest zbyt dotkliwa...

- Czy jednak polska prokuratura wojskowa nie jest tworem nieco przerośniętym?

- Zatrudnia 150 prokuratorów, a więc to nie jest przesadnie wielka struktura. Powstaje jednak pytanie, czy rozwiązując prokuraturę wojskową, nie wylewamy dziecka z kąpielą.

- Wszystko jednak wskazuje na to, że do tej likwidacji dojdzie, bo taka jest determinacja polityczna, ale wcześniej powinien być pozbawiony swego urzędu szef prokuratury wojskowej gen. Krzysztof Parulski, który bez wahania poparł swego podwładnego, lekceważąc cywilne zwierzchnictwo wojska.

Reklama

- I to działa na niekorzyść płk. Przybyła. Zaczęły się spekulacje, „kto za tym stoi” itp. Tymczasem, pomijając personalia, zauważmy, że mamy chorą sytuację. Naczelny prokurator wojskowy jest sługą dwóch panów. Z jednej strony jako wojskowy jest podporządkowany Ministrowi Obrony Narodowej, a jako prokurator jest też podporządkowany Prokuratorowi Generalnemu. Ba, jest jego zastępcą. Występuje zatem w dwóch rolach i trudno je pogodzić. A politycy i media są bardzo czułe, gdy chodzi o naruszanie dogmatu cywilnej kontroli nad wojskiem...

- I właśnie padło oskarżenie wobec gen. Parulskiego, że sprzeniewierza się swemu cywilnemu zwierzchnictwu.

- Mamy w Polsce nierozwiązany problem, jeśli idzie o tę cywilną kontrolę. Pomijając więc osobę generała, mam pytanie: Jak ma się zachować oficer, jeśli przełożony cywilny wymusza na nim coś, co jest niesłuszne? Generał stanął w obronie swego podwładnego pułkownika i tym samym wystąpił przeciw swemu cywilnemu przełożonemu. W tej sytuacji jego los wydaje się przesądzony. Zdecydują zapewne ministrowie obrony i sprawiedliwości, a i prezydent tu nogę podstawia. A w relacjach cywile - wojsko nadal będzie bez zmian.

- Czy, Pana zdaniem, czyn płk. Przybyła może jakoś wpłynąć na wyhamowanie pomysłu likwidacji prokuratury wojskowej, czy może tym bardziej i tym szybciej dojdzie do tej reformy?

- Myślę, że może odsunąć w czasie procesy „reformatorskie” - w końcu nie bardzo wiadomo, o co chodzi. Tak czy inaczej, będzie się toczyć wojna na wzajemne oskarżenia, tak jakby tego było jeszcze mało w przestrzeni publicznej. Z jednej strony będą podnoszone argumenty o potrzebie istnienia prokuratury wojskowej, a z drugiej opinie, że ochrania ona wojskowych złodziei.

- Naprawdę niezasłużone to opinie?

- Zdarzają się bez wątpienia takie sytuacje, ale jaką mamy gwarancję, że bez wad będą prokuratorzy cywilni? Wojskowy prokurator może mieć jako podejrzanego starszego stopniem, ale i cywilny prokurator może natknąć się na ministra czy premiera... Rzecz więc nie w instytucjach, nawet nie w przepisach, ale w ludziach. Trzeba raczej odpowiedzieć, kim obsadza się ważne stanowiska. Są, oczywiście, sposoby, aby skutecznie eliminować patologię, a jednym z nich jest właściwa polityka kadrowa. Jeśli jednak „ryba psuje się od głowy”, to rozwiązywanie instytucji i zmiany przepisów niewiele dadzą. Jest też jeszcze aspekt praktyczny. Niezwykle ważna w działaniu prokuratury wojskowej jest znajomość materii wojskowej. Z racji moich zajęć w MON byłem kiedyś oskarżany przez prokuraturę cywilną i sądzony przez sąd powszechny. Zauważyłem, że zarówno prokuratorzy, jak i sędziowie mieli spory kłopot, by zrozumieć, jak funkcjonują siły zbrojne. A to miało wpływ na orzekanie. Musiałem więc tłumaczyć podstawowe rzeczy, które dla wojskowego prawnika byłyby oczywiste. Inną sprawą jest, że jeśli podejrzenia co do braku rzetelności są zasadne, to może wojskowi, „działając na rozkaz”, skazaliby mnie bez dowodów - cywile jednak mnie uniewinnili!

- Czy płk Mikołaj Przybył, zdaniem Pana Profesora, stanie się symbolem wojskowego honoru i uczciwości? Czy może tylko mało skutecznym znakiem sprzeciwu?

- Nie wiem, czy można być takim symbolem po „niecelnym” strzale. Dla mnie to kolejny sygnał tego, w jak głębokiej zapaści są Siły Zbrojne Rzeczypospolitej Polskiej. Bez wątpienia mamy wciąż pogłębiający się stan kryzysowy, a przykłady można by podawać w nieskończoność. Powtórzę raz jeszcze - jeśli oficer w stopniu pułkownika zajmujący wysokie stanowisko podnosi na siebie broń (naprawdę nieważne, czy chciał się zabić, czy tylko dzięki temu zwrócić na coś uwagę), to sprawa jest poważna. Może więc zastanówmy się, czy mamy jeszcze w Polsce sprawy, które powinniśmy rozważać, porzucając partyjne waśnie? Tym przecież powinna być obrona narodowa i wojsko. W przeciwnym razie może się okazać, że płk Przybył wystrzelił tylko na wiwat.

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Gniezno: Prymas Polski przewodniczył Mszy św. w uroczystość św. Wojciecha

2024-04-23 18:08

[ TEMATY ]

św. Wojciech

abp Wojciech Polak

Episkopat Flickr

Abp Wojciech Polak

Abp Wojciech Polak

„Ponad doczesne życie postawił miłość do Chrystusa” - mówił o wspominanym 23 kwietnia w liturgii św. Wojciechu Prymas Polski abp Wojciech Polak, przewodnicząc w katedrze gnieźnieńskiej Mszy św. ku czci głównego i najdawniejszego patrona Polski, archidiecezji gnieźnieńskiej i Gniezna.

„Wojciechowy zasiew krwi przynosi wciąż nowe duchowe owoce” - rozpoczął liturgię metropolita gnieźnieński, powtarzając za św. Janem Pawłem II, że św. Wojciech jest ciągle obecny w piastowskim Gnieźnie i w Kościele powszechnym. Za jego wstawiennictwem Prymas prosił za Ojczyznę i miasto, w którym od przeszło tysiąca lat biskup męczennik jest czczony i pamiętany.

CZYTAJ DALEJ

Bp Miziński: bądźmy wierni dziedzictwu św. Wojciecha

– Dzisiaj musimy się zapytać, co uczyniliśmy z tym dziedzictwem, które przyniósł nam św. Wojciech – mówił w homilii bp Artur Miziński, Sekretarz Generalny Konferencji Episkopatu Polski, który 23 kwietnia w uroczystość św. Wojciecha, patrona Polski przewodniczył Mszy św. w kościele św. Wojciecha w Częstochowie.

– Zapewnienie Chrystusa zmartwychwstałego w słowach: „Gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jeruzalem i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” zrealizowało się nie tylko w życiu apostołów, ale także w życiu i posłudze ich następców. Św. Wojciech jest tego jasnym przykładem – podkreślił bp Miziński.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję