Reklama

Niedziela Wrocławska

Świadectwo uzdrowienia i nawrócenia

,,Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem” (J 11, 25)

Święta Wielkanocne przypominają nam, jak wiele wydarzyło się prawie 2000 lat temu na krzyżu. Zmartwychwstanie dokonuje się także dzisiaj. Jezus uzdrawia i podnosi tych, którzy zawołają do Niego z prośbą o ratunek. Rok temu opisywałam historię byłego więźnia, a w tym dane mi było porozmawiać z osobą, którą poznałam 5 lat temu, gdy przygotowywałam się do Bierzmowania. Wróćmy do 2010 roku, stając się uczestnikami niezwykłej historii Mariusza.

Pixabay, autor: geralt

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dawne życie

Po Bierzmowaniu przestałem uczęszczać do parafii. Miałem wówczas nijaki stosunek do Kościoła. Nie rozmawiałem o wierze, nie czułem potrzeby religijnej. Moje serce i wzrok podążały za tym, czym żyje świat. Moje młode życie na pewno nie było podporządkowane Bogu, bo nie znałem Go osobiście. Dużo pracowałem i podróżowałem.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Nosiłem jednak w sobie pewien głód. Gdy osiągałem sukcesy, co prawda przychodziło zadowolenie, ale nie trwało ono długo, bo zaraz łapałem się na tym, że nie czuję się w pełni zaspokojony. Długo mi zajęło, aby zidentyfikować, co jest źródłem dziury, którą miałem w sercu przez wiele lat i kto może ją wypełnić.

Diagnoza

Różne są drogi do Boga. Pod koniec 2010 r. doskwierał mi straszny ból pleców. Brałem dużo leków przeciwbólowych. Stawałem się coraz słabszy, miałem problem z wejściem na 1. piętro. Pojawiały się coraz większe problemy z oddychaniem. Trafiłem do szpitala, gdzie zidentyfikowano, że choruję. Lekarze nie potrafili jeszcze wskazać na co dokładnie. Zaczęto szukać na różne sposoby, to był bardzo trudny czas. W końcu zapadła diagnoza - nowotwór w zaawansowanym stadium, 3 stopnia, z przerzutami. Koniecznie musiałem rozpocząć chemioterapię. Bardzo szybko znaleziono mi miejsce w szpitalu.

Mając przed sobą wyrok poważnej choroby i zagrożenia życia, myślałem nad wieloma sprawami. Nie czułem się dumny ze swoich wyborów i decyzji. Wiedziałem, że nie chciałbym skończyć życia na etapie, na którym wtedy byłem. Zastanawiałem się, czy można dostać drugą szansę, czy jest nadzieja dla człowieka. Nie modliłem się wówczas - to nie był jeszcze ten czas. Kiedy coś poważnego się dzieje, zaczyna nam nagle bardziej zależeć, walczymy. Widmo śmierci sprawia, że człowiek nie wie, co dalej. Nie dopuszczałem jeszcze do umysłu ani serca perspektywy życia wiecznego, ogarniał mnie duży strach. Rozpocząłem chemioterapię. Widziałem kapłana posługującego z sakramentami. Na tym etapie nie czułem jednak potrzeby skruchy i pokuty.

Reklama

Komplikacje i pierwsze poszukiwania

Od samego początku pobytu w szpitalu pojawiały się spore komplikacje. Mój organizm bardzo źle reagował na chemioterapię, czego efektem była m.in. gorączka neutropeniczna. Osiągałem temperaturę ciała powyżej 42 stopni. Moje całe ciało trzęsło się, jak przy ataku epilepsji. Pamiętam, że trafiłem do izolatki. Lekarze wchodzili do mnie w specjalnych skafandrach - takich, jakie jeszcze niedawno nosili podczas pandemii. Mój organizm całkiem stracił odporność - kichnięcie czy nawet drobna infekcja mogły mnie zabić. Co jakiś czas znajdowałem się w takich warunkach, praktycznie w odosobnieniu - zwinięty w kulkę. Oprócz chemii ratunkiem było także przetaczanie krwi, okłady z lodu i antybiotyk. Bardzo nie chciałem przebywać w szpitalu. Kilka razy byłem wypuszczany do domu, ale nie mogłem w pełni się z tego cieszyć, bo szybko przychodziła gorączka i musiałem wracać do szpitala.

Otrzymałem od mojego przyjaciela informację, że we Wrocławiu są ludzie, którzy modlą się za innych w ramach akcji ,,SOS Modlitwa”. Jak trwoga, to człowiek szuka różnych możliwości. Zdecydowałem się więc wysłać wiadomości. Bardzo ważne było dla mnie takie poczucie, że osoby kompletnie mnie nieznające, które widnieją za tym numerem telefonu, za tą posługą, przejmują się mną i faktycznie - modlą się. Nie zauważyłem jakichś wielkich przełomów na początku, ale ich wstawiennictwo okazało się bardzo istotne. Zacząłem przyglądać się kapłanowi w szpitalu i rozmyślać o Bogu. Podczas któregoś wyjścia ze szpitala, ten sam przyjaciel powiedział mi, że we Wrocławiu są Msze Św. o uzdrowienie.

,,Jestem zdrowy”

Po wielu latach fizycznej nieobecności, znalazłem się w Kościele - chudy, łysy, bez brwi. Wyglądałem jak jedno wielkie nieszczęście. Zaszokowało mnie to, co tam zastałem. Mnóstwo ludzi, nie ma gdzie usiąść - po kilku minutach ciężko mi już było ustać. Rozpoczął się różaniec. Nagle zobaczyłem przed sobą kobietę. Mówiła do mnie: ,,Módl się na różańcu”. Odpowiedziałem zdziwiony, że nie wiem jak. Dała mi swój, z którym była w wielu świętych miejscach i wskazała, żebym się na nim modlił. Myślałem, że pożyczyła mi go tylko na czas nabożeństwa. Próbowałem wejść w rytm modlitwy. Wyspowiadałem się też.

Reklama

Sądziłem, że to wszystko będzie trwało 40 - 50 min. Okazało się jednak, że kilka godzin. Po Eucharystii ludzie podchodzili do 3 kapłanów, którzy się nad nimi modlili. Długo zastanawiałem się, czy iść, ale w końcu poszedłem. Ojciec Andrzej Smołka położył na mnie ręce. Poczułem wtedy ciepło. Ogarnęło mnie wówczas przekonanie, że jestem zdrowy. Nie wiem, czy on do mnie powiedział ,,Jesteś zdrowy”, czy po prostu sam to poczułem. To było coś niesamowitego! Miałem wrócić na kolejną chemię, jeśli wyniki krwi będą odpowiednie. Po zakończeniu nabożeństwa wiedziałem jednak, że nie mam już nowotworu. Szukałem tej kobiety. Wszyscy już wyszli, ale jej nigdzie nie było. Zostałem więc z tym różańcem.

W domu zacząłem sprawdzać w internecie, jak dowiedzieć się, czy ma się nowotwór. Zobaczyłem artykuł w ,,Gazecie Wrocławskiej”, że w szpitalu klinicznym na ul. Borowskiej w ramach grantu został zakupiony PET, czyli tomograf, który pokazuje w kolorze komórki nowotworowe. Pozwala w 99% wykazać, czy ktoś ma nowotwór. Na to badanie ciężko się dostać - na NFZ trzeba mieć wskazania od lekarza prowadzącego, a prywatnie - kosztuje to bardzo dużo. Oprócz tego, obowiązuje kolejka i długi czas oczekiwania. Zacząłem uzupełniać wniosek i już na drugi dzień od modlitwy w Kościele poszedłem do przychodni onkologicznej. Zrobiono mi badanie krwi - było w porządku, mogłem przyjąć ostatnią chemię. Musiałem jednak koniecznie spotkać się ze swoim lekarzem. Powiedziałem pani doktor, że jestem zdrowy. Wydawało mi się, że wiem lepiej od niej. Poczuła się, jakbym podważył jej kompetencje. Pytałem, po co mi kolejna chemia, pokazałem wniosek. Powiedziała, że nie wypisze mi go.

Reklama

Przybity przygotowywałem się na tomograf i chemię. Wyciągnęłam ten różaniec, nie wiedziałem za bardzo, co z nim zrobić. Odmawiałem ,,Ojcze Nasz”, ,,Zdrowaś Mario’’, ,,Aniele Boży”. Bardzo spontanicznie się modliłem. Prosiłem Boga, żeby nie dopuścił do kolejnej chemii. Miałem posiniaczone ręce, powypalane żyły. Pielęgniarki poprzednią podpięły mi w szyję, bo na ciele nie było już miejsc - całe było posiniaczone, rany nie goiły się.

Cud

Po tomografie, gdy przygotowywano mi wlew, zjawiła się pani doktor, mówiąc, żebyśmy wstrzymali się z ostatnią chemią, bo zrobimy PET. Na drugi dzień dostałem telefon, czy nie mógłbym jutro przyjść na badanie. To było tak nieprawdopodobne! Jest kolejka, ludzie, nawet jak płacą, nie są przyjmowani tak szybko. Po czasie ok.1,5 tygodnia dostałem wyniki. Okazało się, że po nowotworze ani śladu i jestem czysty. Po ostatniej chemii miałem zaplanowane wycięcie wszystkich węzłów chłonnych. Operacja została odwołana. Zniknęły przerzuty z płuc, węzłów… Lekarka była w ogromnym szoku. Wiedziałem, że moje uzdrowienie to dar.

Nowe życie

Wróciłem do domu, zacząłem jeździć na Msze do ojca Andrzeja, a także uczęszczać na Eucharystię do własnej parafii. Trafiłem przez przypadek na seminarium Odnowy w Duchu Św., gdzie po kilku tygodniach spotkań animatorzy i ojciec Andrzej modlili się nade mną. Oddałem życie Jezusowi. Doświadczyłem czegoś niesamowitego. Moje serce stało się gorące i od 2011 r. płonie do dziś. Na tym seminarium otrzymałem słowo z 2 Księgi Kronik ,,[…] nie wy będziecie walczyć, lecz Bóg” (2 Krn 20, 15). Przyjąłem to słowo, uwierzyłem w tę obietnicę. Zrozumiałem, że to nie ja będę walczył i usuwał przeszkody, konsekwencje moich decyzji i wyborów, ale sam Bóg naprawi to, co zepsułem i to, kogo obraziłem. Z perspektywy lat, tak właśnie się dzieje. Gdybym przedstawił swoje życie w postaci sznurka, to wszystkie złe wybory i ich konsekwencje byłyby jak takie supełki. Dzisiaj ta linia nie jest idealnie prosta, ale supełków już nie ma. Bóg na moich oczach wiele rzeczy rozwiązał. Rozkochałem się w Kościele, gdzie poznawałem wyjątkowych ludzi, również w liturgii i Słowie Bożym.

Reklama

Spotkanie

Codziennie chodziłem na Eucharystię do swojej parafii. Miałem wrażenie, że ktoś nieustannie się na mnie patrzy. Któregoś razu podeszła do mnie kobieta i zapytała, czy może ze mną porozmawiać. Nie wiedziała, kim jestem, ale czuła, że chce zamienić ze mną kilka zdań. Powiedziałem jej, że miałem tutaj Komunię, Bierzmowanie i o chorobie. Wspomniała o chorym na raka chłopaku z tej parafii, za którego modliła się we wspólnocie. Straciła jednak z nim kontakt. Co ważne, ja akurat wtedy zmieniłem numer telefonu. Opowiedziałem o wiadomościach do ,,SOS Modlitwa”. Nagle zaczęła płakać, mówiąc, że to ona prowadzi tę akcję, którą zapoczątkował właśnie ojciec Andrzej. Było to dla mnie zadziwiające, że spotkałem panią, która modliła się o moje uzdrowienie i nawrócenie. Okazało się, że od jakiegoś czasu prosiła o odpowiedź, czy dobrze się wstawia. Za każdym razem, jak modliła się o znak, Bóg wskazywał jej na mnie. Zrozumiała, że jestem owocem jej modlitwy. Zobaczyłem, jak bardzo Bóg działa i że używa do tego ludzi.

Posługa

Trafiłem na Kurs Alpha, na którym doświadczyłem wielu łask. Podczas Weekendu Alpha w Trzebnicy, na Adoracji nieoczekiwanie usłyszałem głos: ,,Paś moje owce”. Nikogo wokół mnie nie było. Wracając do Wrocławia, rozmyślałem, co oznaczają te słowa. Nagle usłyszałem je ponownie. Znowu nikogo nie widziałem. Pojawiły się też po raz trzeci (J 21, 15 - 17). Przyjąłem je do serca. Zacząłem żyć jak uczeń Jezusa. W sumie przez przypadek dołączyłem do wspólnoty w parafii Piotra i Pawła w Oławie. Z czasem zostałem animatorem na Alphie dla młodzieży - brałem udział w 3 edycjach. Poprowadziłem także dwie dla dorosłych, które zapoczątkowały powstanie Wspólnoty Effatha. Obecnie bardziej skupiam się na posłudze we Wrocławiu, m.in. poprzez modlitwę wstawienniczą w czasie modlitw o uzdrowienie.

Reklama

Wiem, że mam się modlić za innych. Widzę owoce mojego wstawiennictwa. My wszyscy jako ochrzczeni jesteśmy zaproszeni, aby to robić. Można wstawiać się modlitwą różańcową, nowenną, Koronką do Bożego Miłosierdzia, czy podczas Eucharystii. Bóg szuka ludzi, którzy chcą wołać o ratunek dla innych.

Otrzymałem bardzo dużo. Pełen wdzięczności staram się dzielić otrzymywanymi od Boga radościami i błogosławieństwami, służąc, angażując się w różne inicjatywy ewangelizacyjne. Chcę prowadzić życie pełne przepływu, nie zostawiać nic dla siebie. Próbuję być jak najlepszym uczniem i czynić innych uczniami.

Zmartwychwstanie

Zmartwychwstanie jest dla mnie nowym początkiem, nadzieją, nową godnością, przełomem. Uzdrowienie nie oznacza powrotu do tego, jacy byliśmy wcześniej, ale dojście do tego wszystkiego, kim Bóg chce, żebyśmy byli. Wierzę, że On interesuje się każdym z nas. Każdego kocha tak samo mocno. Zawsze daje drugą szansę. Dla Niego nie ma nic niemożliwego.

Kiedyś pokładałem nadzieję w swoich umiejętnościach, świecie, ludziach, przypadkach. Kiedy myślę o czasie sprzed nawrócenia, mogę powiedzieć, że jak większość katolików przeszedłem katechizację, ale niekoniecznie ewangelizację. Posiadałem wiedzę o podstawach wiary, o Kościele, ale nie miałem osobistej relacji. Duża część katolików, która przyjęła sakramenty, nie przeszła ewangelizacji. I to jest wyzwanie na dziś - dużo ludzi nie wie, że osobista relacja z Chrystusem to katolicka norma. O tym mówi wielu świętych Kościoła, papieże i sobory.

Reklama

Odkąd spotkałem Chrystusa, ufam tylko Jemu. Oddałem Mu moją przeszłość, oddaję teraźniejszość, przyszłość i wieczność. Nawrócenie rozpoczyna się, kiedy kapitulujemy, wołając z bezsilności, że sami z siebie nic nie możemy. ,,Jeśli jesteś, to zrób coś, pomóż mi.” Bóg nie zawsze działa od razu. Dla każdego ma inny plan.

Życie z Nim jest dla mnie największą i najpiękniejszą przygodą. On zaopatruje na dalszą drogę. Moje życie na pewno nie zmierzało w dobrym kierunku, a Bóg się o mnie upomniał. Dziura w sercu zniknęła. Wiem, że jestem potrzebny i kochany. Chcę dawać tę Miłość światu i mówić o niej.

Od autorki:

To prawda, że różne są drogi do Boga. Przekonałam się o tym 5 lat temu, będąc na Kursie Alpha, który zmienił całe moje życie i mnie. To właśnie wówczas poznałam Mariusza, który był animatorem. Jego wiara i autentyczna radość ujęły mnie już wtedy, wskazując, jak bardzo szczęśliwym można być, żyjąc w relacji z Bogiem. Nie spodziewałam się, że po kilku latach dane mi będzie podzielić się tą historią z innymi… Jestem wdzięczna Bogu i szczerze wzruszona, że mogłam porozmawiać z kimś, kto doświadczył zmartwychwstania. To właśnie uzdrowienie i nawrócenie są dla mnie istotą tych Świąt. Po tej rozmowie zdanie ,,Bóg może wszystko” nabrało dla mnie zdecydowanie głębszego znaczenia... Nawet, gdy ogarnia nas ciemność i brak nadziei, pamiętajmy, że ostatnie słowo należy zawsze do Niego. On jest Bogiem drugiej szansy. Dla Niego nikt nie jest przegrany. Nigdy nie jest za późno, aby w miejsce krzyża pojawił się pusty grób, symbolizujący zwycięstwo…

Reklama

Przekazując tę historię w Wasze ręce, Drodzy Czytelnicy, chcę życzyć Wam przede wszystkim wiary w cud nowego życia, który można otrzymać tylko dzięki Jezusowi. W Nim zawsze jest nadzieja!

Błogosławionych Świąt Wielkiej Nocy!

2023-04-09 17:02

Ocena: +6 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nabożeństwo majowe - znaczenie, historia, duchowość + Litania Loretańska

[ TEMATY ]

Matka Boża

Maryja

nabożeństwo majowe

loretańska

Majowe

nabożeństwa majowe

litania loretańska

Karol Porwich/Niedziela

Maj jest miesiącem w sposób szczególny poświęconym Maryi. Nie tylko w Polsce, ale na całym świecie, niezwykle popularne są w tym czasie nabożeństwa majowe. [Treść Litanii Loretańskiej na końcu artykułu]

W tym miesiącu przyroda budzi się z zimowego snu do życia. Maj to miesiąc świeżych kwiatów i śpiewu ptaków. Wszystko w nim wiosenne, umajone, pachnące, czyste. Ten właśnie wiosenny miesiąc jest poświęcony Matce Bożej.

CZYTAJ DALEJ

Jasna Góra: Maj u Najpiękniejszej z Niewiast

2024-05-01 09:21

[ TEMATY ]

Jasna Góra

Karol Porwich/Niedziela

„Chwalcie łąki umajone” to jedna z pieśni ku czci Matki Bożej, która wyjątkowo wybrzmiewa w maju. Jest to miesiąc szczególnego dziękczynienia Maryi za opiekę nad Polską, rodzinami, ale też przypomnieniem o historii naszej Ojczyzny. Każdego dnia na Jasnej Górze odprawiane są nabożeństwa majowe o godz.19.00 w Kaplicy Cudownego Obrazu, także z wieży jasnogórskiej o godz. 18.00 rozbrzmiewają maryjne melodie na „cztery strony świata”.

- Jasna Góra jest wyjątkowym miejscem, które Matka Boża sama sobie wybrała. Tutaj przybywają wierni, aby oddawać Jej cześć. W uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski cały naród pragnie powtarzać słowa Aktu Milenijnego Oddania Polski w Macierzyńską Niewolę Maryi. W tym miesiącu do Pani Jasnogórskiej pielgrzymują szczególnie dzieci pierwszokomunijne, ale także nowo wyświęceni kapłani, aby zawierzyć swoje życie, posługę i podziękować za sakramenty - mówił o. Michał Bortnik, rzecznik prasowy sanktuarium.

CZYTAJ DALEJ

Uroczystość poświęcenia kamienia węgielnego pod kościół św. Jana Pawła II w Villaricca

2024-05-01 15:49

[ TEMATY ]

Włochy

św. Jan Paweł II

Portret Jana Pawła II (aut. Zbigniew Kotyłło), fot. wikimedia / CC BY-SA 3.0

We Włoszech powstaje nowy kościół dedykowany św. Janowi Pawłowi II i kompleks parafialny pod wezwaniem polskiego Papieża. We wtorek 30 kwietnia w Villaricca w diecezji Neapolu poświęcono i położono kamień węgielny pod nową świątynię.

W skład nowego kompleksu parafialnego wejdą: sala liturgiczna, kaplica, muzeum poświęcone św. Janowi Pawłowi II, plac kościelny, sale katechetyczne, a także amfiteatr na świeżym powietrzu, sala wielofunkcyjna (teatr), place zabaw, tereny zielone i miejsca parkingowe, służące również miejscowej szkole. Inicjatywa jest swoistym wotum wdzięczności emerytowanego metropolity Neapolu kard. Crescenzio Sepe, wieloletniego współpracownika św. Jana Pawła II.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję