Reklama

Ja Panią skądś znam!

Danuta Szaflarska jest fenomenem na skalę światową. Najpierw osiągnęła niebywałą popularność, grając w filmach „Zakazane piosenki” i „Skarb”. Potem reżyserzy przestali ją obsadzać w głównych rolach. A po dziewięćdziesiątce znów błyszczy na ekranie jak czystej wody brylant

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Mimo 94 lat Danuta Szaflarska nie jest żadną staruszką i nikomu nawet nie przyszłoby do głowy tak ją nazwać, chociaż opowiada, że pamięta początki kina i pierwsze filmy braci Lumière. 155 cm wzrostu, wciąż młode oczy, ujmujący uśmiech, a chód tak zamaszysty, że czasem trudno za nią nadążyć. Tylko z pozoru wydaje się, że jest delikatna i krucha. Po tacie z rodu górali spod Nowego Sącza, przez pierwsze 10 lat mieszkająca we wsi Kosarzyska (dziś część Piwnicznej-Zdroju), ma w sobie twardość i odporność ludzi z tamtych stron.
Kiedy mimo zawrotnej kariery, którą właśnie robiła, film odwrócił się do niej plecami, nie opuściła rąk, tylko jak zwykle grała w teatrze. Namiętnie i dużo. Bo teatr, z którym związana jest od 70 lat, do dziś oznacza dla niej życie. - Jeśli skończę grać, to pewnie długo nie pożyję. Jak się wykonuje zawód, który się kocha, to jest się szczęśliwym - zapewnia. I pomyśleć, że chciała być lekarzem!

Za piękni na socrealizm

Ludzie uwielbiali ją za rolę Halinki w nakręconych w 1946 r. „Zakazanych piosenkach” i płakali wraz z nią, bo szczególnie chwytała za serce scena, gdy Halinka, dowiedziawszy się o śmierci narzeczonego, ze łzami w oczach zapewnia: - Ja nie płaczę, ja śpiewam. I płacząc, śpiewa: „Tę piosenkę, tę jedyną, śpiewam dla ciebie, dziewczyno”.
W tym filmie grała siostrę Jerzego Duszyńskiego. W „Skarbie” - jego żonę. Stanowili z Duszyńskim parę jak z amerykańskiego romansu. Ona przypominała wyglądem diwę w stylu Rity Hayworth, jego nazywali polskim Clarkiem Gable’em. Amantki i amanci - to w dobie siermiężnego socrealizmu nie było dla aktora dobre emploi. Nie nadawali się na bohaterów mieszających wapno na budowie ani do roli traktorzystów. - Dlaczego Pani potem nie grała w filmach, była Pani przeciw ustrojowi? - zapytała Szaflarską młoda dziennikarka na konferencji prasowej. - Nie - odpowiedziała aktorka. - Role się po prostu nie trafiały. I przypomniała sytuację, jak w latach 50. któryś z reżyserów zaprosił ją do filmu, którego akcja rozgrywała się na budowie:
- Ubrali mnie w kufajkę, chustkę i gumiaki, ale kiedy pojawiłam się na planie, cała ekipa filmowa na mój widok zaczęła pękać ze śmiechu.
Tak skończyła się wtedy filmowa kariera Szaflarskiej i Duszyńskiego. Urodą nie pasowali do wzoru proletariackich herosów. Ale widzowie ich pamiętali i kochali.
Hanka Bielicka, żona Jerzego Duszyńskiego, opowiadała, że po filmie „Skarb” ludzie postrzegali Szaflarską i Duszyńskiego jako autentyczne małżeństwo. Trudno im było zrozumieć, że były to tylko filmowe role. Stanowili piękną parę. - Kiedyś szłam z mężem pod rękę i na ulicy zaczęły mnie napastować jakieś kobiety, wołając: - Nie masz wstydu. Odczep się od męża Szaflarskiej! - wspominała ze śmiechem Bielicka.
Zresztą trzymali się we trójkę. Razem zdawali do szkoły aktorskiej w Warszawie, razem mieli potem przystąpić do egzaminu poprawkowego, którego - jak się okazało - nigdy naprawdę nie musieli zdawać. A po ukończeniu w 1939 r. szkoły razem zdecydowali się na wyjazd do Wilna, gdzie w teatrze na Pohulance zagrali w dwóch sezonach w 19 premierach. Szaflarska wróciła do Warszawy dopiero w 1941 r., po wkroczeniu Niemców do Wilna.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Posłaniec to nie łączniczka

W 1941 r. grała w teatrze podziemnym w „Elektrze” i w „Jak wam się podoba” Szekspira. To były wielkie sztuki i wielkie role. Ale ona chciała być użyteczna inaczej. Zamierzała zostać sanitariuszką w AK, bo przecież kiedyś miała iść na medycynę. Ale wtedy Bohdan Korzeniowski - delegat rządu londyńskiego na kraj ds. kultury nie pozwolił. - Powiedział, że w swoim czasie będę wiedziała, co mam robić, i że się artystów nie posyła na pierwszą linię frontu - mówi Szaflarska.
Zapewne gdyby po śmierci ojca matkę było stać na sfinansowanie jej studiów medycznych, zostałaby lekarzem. Matka jednak wysłała ją do Wyższej Szkoły Handlowej w Krakowie, po której łatwiej było o pracę. Gdyby nie zachorowała na tyfus, pewnie skończyłaby WSH, lecz przez chorobę przerwała naukę na drugim roku. Potem już była szkoła teatralna w Warszawie i pierwsze zetknięcie ze stolicą, w której Szaflarska zakochała się od pierwszego wejrzenia i na zabój.
Powstanie Warszawskie to była walka o każdy kamień miasta. Już jej miasta, bo do dziś zauroczona Warszawą mieszka w samym jej sercu - na Starówce. Podczas Powstania była - jak podkreśla - posłańcem, nie łączniczką - takim powstańczym listonoszem, który zawiadamiał, kto się miał gdzie stawić i z kim spotkać. - Przeżyliśmy 63 dni na pierwszej linii frontu. Gdy się ma zadanie i cel, to się nie myśli, że można zginąć - mówi. A miała dla kogo żyć: maleńka córeczka, mąż, matka.
Przeżyli. Potem przeszła z rodziną przez obóz w Pruszkowie. Widziała, że z pięknej Warszawy, tego Paryża Północy, zostały tylko gruzy. Po wojnie pracowała w Starym Teatrze w Krakowie, potem w Łodzi, aż wreszcie związała się z teatrami warszawskimi: Współczesnym, Dramatycznym i Narodowym, gdzie występuje do dziś.

Reklama

Jeszcze nie wieczór

Nie można powiedzieć, że po „Skarbie” film kompletnie zapomniał o Szaflarskiej. To byłoby niesprawiedliwe. Od lat 60. trochę grała, nie były to jednak role główne, na miarę jej talentu. Zagrała m.in. w „Pożegnaniu z Marią”, „Domu bez okien”, „Korczaku”, „Przedwiośniu”, „Żółtym szaliku”.
Ale rolę główną, wspaniałą, napisaną specjalnie dla niej przez młodą reżyserkę Dorotę Kędzierzawską, zagrała w filmie „Pora umierać” w 2006 r. Rolę fantastyczną, za którą otrzymała nagrodę na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. W tym czarno-białym filmie o starej kobiecie, mieszkającej w starym domu, pokazała cały swój kunszt. Właściwie grają tu tylko ona i pies. Gdy stara matka przypadkowo dowiaduje się, że jedyny syn zamierza bez jej wiedzy sprzedać dom i wysiedlić ją z tego miejsca, przeżywa szok. - Mój Boże, może to wszystko nie tak, źle żyłam. Może to wszystko moja wina - mówi z przejęciem. Przez cały czas nie można oderwać od Szaflarskiej wzroku. Jest wspaniała.
Potem - rola w filmie o starych aktorach Jacka Bławuta „Jeszcze nie wieczór”, a ostatnio - w „Janosiku”, którego premiera odbyła się w rodzinnych stronach aktorki w Nowym Sączu. Charakterystyczny błysk w oku, młodzieńczość twarzy zostały Szaflarskiej do dziś. Można zrozumieć, dlaczego Jan Nowicki nazywa ją Fenomenem.
Lubi przyjeżdżać do Kosarzysk. W miejscu dzieciństwa lubi spędzać czas o każdej porze roku. Zwłaszcza gdy kwitną głogi. W Piwnicznej-Zdroju są dumni ze swojej krajanki. Pewnego dnia, gdy siedziała na tarasie kawiarenki, wpatrując się w migocący Poprad, podszedł do niej młody człowiek. Przyglądał się jej. - Ja Panią skądś znam - stwierdził. Uśmiechnięta czekała, co jeszcze powie. Długo myślał: - Pani jest pisarką! - oznajmił, a ludzie na tarasie ryknęli śmiechem.

Uratował mi życie

Wątek jej spotkań z ks. Jerzym Popiełuszką i roli, jaką odegrał w jej życiu, jest mało znany. Nie lubi opowiadać o osobistych sprawach. Wyjątek uczyniła dla dziennikarek z Piwnicznej i miesięcznika „Znad Popradu”. Opowiada, jak przyjaźniła się z ks. Jerzym. Zjawiła się w kościele św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu, gdy były odprawiane Msze św. za Ojczyznę. Przyznała się księdzu, że przychodzi z przyczyn politycznych, bo jest niewierząca, ale może czytać teksty. Kiedyś zapytał ją, czy może się wyspowiadać. Zapytała: - Tylko jak po 40 latach? Wtedy ks. Jerzy stwierdził: - Hurtem łatwiej. Szaflarska twierdzi, że spowiedź była piękna, podobnie jak pokuta. Zawsze gdy przechodziła koło pustego kościoła, miała tam wstępować na chwilę. - To było moje nawrócenie - przyznaje. Całą rodziną zaprzyjaźnili się z ks. Jerzym. Dawał ślub jej córce, ochrzcił wnuka.
Dwukrotnie ks. Popiełuszko przyjeżdżał do Kosarzysk odpocząć w jej domku. Raz z ks. Liniewskim, misjonarzem z Wybrzeża Kości Słoniowej, chodzili po górach, palili ogniska. Bardzo mu się tu podobało. Raz w kościele w Kosarzyskach odprawił nabożeństwo. Pytał, czy może przyjechać na Boże Narodzenie. Ale nie przyjechał. W październiku go zamordowali.
Szaflarska twierdzi, że ks. Jerzy dwa razy uratował jej życie. Raz - kiedy miała zawał i leżała na stole operacyjnym. Gdy sytuacja zaczęła się komplikować, dostała bólu zamostkowego, a ciśnienie dramatycznie spadało, poprosiła: - Jerzy, pomóż mi, ratuj.
I ratunek przyszedł. - Na salę wszedł lekarz z innego piętra i podał mi lek w aerozolu, którego szpital jeszcze wówczas nie miał, a on miał. Stan się wyrównał, chirurg mógł dokończyć operację. Pytałam później tego lekarza, dlaczego to zrobił, dlaczego zszedł z drugiego piętra i przyszedł na salę. Powiedział: „Nie wiem dlaczego, nikt mnie nie wołał, zszedłem” - opowiada aktorka.
Za drugim razem ks. Jerzy przyszedł jej z pomocą, gdy napadło ją trzech opryszków. Dusili. Mówi, że cudem uniknęła śmierci. Czuła wówczas obecność kogoś przy sobie i było jej z tym dobrze. Doznała wtedy nieziemskiego szczęścia, niezwykłego. - Kiedy w pełni to sobie uświadomiłam, ten ktoś zaczął się oddalać. Wiem, że to był ks. Jerzy. Nikogo nie widziałam, ale czułam tę obecność - wyznaje Szaflarska.
Zawsze gdy wsiada do samolotu, prosi ks. Jerzego: - Przyślij mi aniołki, niech podtrzymują skrzydła, byśmy nie spadli. Uważa też, że te wszystkie role, jakie ostatnio sypnął jej los, to też jego zasługa, bo ks. Jerzy jej pomaga.
- Jeśli nawet Kościół nie ogłosi go świętym, dla mnie zawsze będzie święty. Jestem pewna, że to on uratował mi życie. Nie mogę tego udowodnić, ale ja to wiem. q

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Katecheci pielgrzymowali do grobu św. Jadwigi

2024-04-18 16:30

Archiwum prywatne

Pierwsza pielgrzymka katechetów do Trzebnicy

Pierwsza pielgrzymka katechetów do Trzebnicy

Organizatorem pielgrzymki był Wydział Katechetyczny Kurii Metropolitalnej Wrocławskiej. To nowa inicjatywa w diecezji.

Do Trzebnicy dotarło ok. 30 osób. Pielgrzymowanie rozpoczęło się Eucharystią, której przy Grobie św. Jadwigi w Bazylice w Trzebnicy przewodniczył ks. Paweł Misiołek, wikariusz parafii św. Maksymiliana Kolbego w Jelczu-Laskowicach, nauczyciel religii w Szkole Podstawowej nr 2 im. Marii Skłodowskiej-Curie w Jelczu-Laskowicach, koncelebrował ks. Mariusz Szypa – dyrektor Wydziału Katechetycznego.

CZYTAJ DALEJ

Kustosz sanktuarium św. Andrzeja Boboli: ten męczennik może nam wiele wymodlić

2024-03-22 18:36

[ TEMATY ]

Warszawa

sanktuarium

św. Andrzej Bobola

polona.pl

Kustosz narodowego sanktuarium św. Andrzej Boboli jezuita o. Waldemar Borzyszkowski zauważa od lat wzmożenie kultu męczennika. Teraz, kiedy wolność Polski jest zagrożenia, szczególnie warto modlić się za jego wstawiennictwem - zaznacza w rozmowie z KAI. W dniach 16-24 marca odbywa się ogólnonarodowa nowenna o pokój, pojednanie narodowe i ochronę życia za wstawiennictwem św. Andrzeja Boboli i bł. Jerzego Popiełuszki.

Joanna Operacz (KAI): Czy w sanktuarium św. Andrzeja Boboli widać, że ten XVII-wieczny męczennik jest popularnym świętym? Czy jest bliski ludziom?

CZYTAJ DALEJ

Caritas optuje na rzecz nowego partnerstwa między Europą i Afryką

2024-04-18 18:55

[ TEMATY ]

Caritas

Europa

Afryka

Caritas

Przewodniczący Caritas Europa ks. Michael Landau i przewodniczący Caritas Afryka ks. Pierre Cibambo wezwali do zacieśnienia stosunków i współpracy na równych zasadach między Europą a Afryką. W wywiadzie dla austriackiej agencji katolickiej obaj poruszyli takie kwestie, jak migracja, stosunki gospodarcze, wojny i konflikty w Afryce oraz ich przyczyny, a także problemy wewnętrzne w Afryce.

Jednocześnie obaj przewodniczący podkreślili, że Afryka nie jest kontynentem w potrzebie i ubóstwie. Afryka, to również bardzo zróżnicowany, rozwijający się kontynent, który stoi wobec różnych możliwości. Tym, czego najbardziej potrzebuje, jest międzynarodowa sprawiedliwość i solidarność.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję