A na prowincji pytają, czy to tylko przypadek, że gdzieś między niemiecką publikacją o rzekomej współodpowiedzialności „polskich rolników” za zbrodnie holokaustu a twierdzeniami eksperta rosyjskiego Ministerstwa Obrony Siergieja Kowalowa o winie Polski za wybuch II wojny światowej (bo nie chciała się zgodzić na „umiarkowane” i „uzasadnione” żądania Hitlera) doszło do… podpalenia IPN-u?
Co prawda pożar był symboliczny, miał charakter „spektakularnego happeningu”, jak to określono, z wykorzystaniem multimedialnych efektów świetlnych, stwarzających wrażenie „płonącego budynku”, ale… Pomysłodawcami „spalenia IPN-u” - wirtualnego w symbolice, ale barbarzyńskiego, by nie powiedzieć bandyckiego, w wymowie - byli młodzi działacze SLD pod wodzą posła Bartosza Arłukowicza. Cóż za odpowiedzialność wobec prawomocnie działającej instytucji państwa! Kto zainspirował „gorące” lewicowe głowy - sam cesarz Neron czy „tylko” podpalacze niemieckiego Reichstagu z 1933 r.?
Rozumiem jednak, że gdyby do pożaru IPN-u doszło naprawdę, ucieszyłoby się wiele osób i środowisk, bo historię można byłoby napisać „od nowa”. Tak jak próbują to czynić niektórzy Niemcy i Rosjanie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu