Ludzie religijni, niezależnie od wyznania, są lepszymi obywatelami i lepszymi sąsiadami. Takie wyniki przyniosły badania jednego z najlepszych amerykańskich politologów - profesora Uniwersytetu Harvarda Roberta Putnama. W przyszłym roku ukaże się książka podsumowująca wyniki prac naukowca. Wstępne wnioski politolog przedstawił na konferencji naukowej w Key West. Wystąpienie Putnama omówił serwis „Religion News”.
Według harwardzkiego profesora, ludzie religijni trzy do czterech razy częściej niż niereligijni angażują się w życie społeczności lokalnej. Częściej również włączają się do wolontariatu, uczestniczą w publicznych spotkaniach i głosują w lokalnych wyborach. Chętniej niż odpowiednicy z drugiej strony wyrażają swój sprzeciw, uczestnicząc w protestach.
Badania Putnama wykazały również, że ludzie religijni są milsi. Objawia się to m.in. tym, że chętniej pomagają drugiemu czy dają pieniądze żebrakom. Jakie są korzenie tych postaw? Nie wynikają one bynajmniej z obawy przed Sądem Ostatecznym ani z chęci zbierania zasług, aby dostać się do nieba - podkreśla Putnam. Ludzie religijni, uczestnicząc w życiu wspólnoty wiary, uczą się, co ona znaczy i jaką ma wartość, a nabyte postawy i zachowania przenoszą na sferę społeczności świeckiej.
Niestety, wiara religijna za oceanem słabnie, a wraz z nią zaangażowanie w życie wspólnotowe. Od lat 50. ubiegłego wieku, które były prawdopodobnie najbardziej religijnymi latami w historii USA, wpływ religii na życie społeczeństwa zmniejsza się. W latach 60. wpłynęły na to kulturalne zmiany z ich symbolami: seksem, narkotykami oraz rock’n’rollem. Później nie pomogło nawet polityczne zaangażowanie wyznań protestanckich. Doszło do tego, że dziś młodzi ludzie, podkreślając, że wierzą w Boga, wyrażają niechęć do zorganizowanej religii, co - jak się okazuje - niesie również negatywne skutki dla postaw obywatelskich.
(pr)
Pomóż w rozwoju naszego portalu