Niedawno w mediach podano, że w Polsce już co piąte dziecko rodzi się poza małżeństwem. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego, na które powołali się autorzy doniesień, obecnie w naszym kraju jest pięć razy więcej nieślubnych dzieci niż przed 30 laty. Wzrost liczby nieślubnych dzieci był szeroko komentowany. Podkreślano, że ulega zmianie tradycyjny model rodziny i pojawienie się dziecka niekoniecznie oznacza ślub. Powtarzano modne w niektórych środowiskach stwierdzenie, że „liczy się miłość, a nie papierek” i „ślub nie jest do niczego potrzebny”. Niektórzy utyskiwali, że do Francji, w której poza małżeństwami rodzi się więcej dzieci niż w małżeństwach, jest nam jeszcze bardzo daleko… Przyczyn zwiększania się odsetka dzieci urodzonych poza małżeństwem jest wiele. Zazwyczaj pomija się jednak milczeniem czynnik prawnoekonomiczny.
Tymczasem w Polsce pełna rodzina jest dyskryminowana przez państwo, a konkubinaty z dziećmi czy samotni rodzice z dziećmi są preferowani. Na przykład system podatkowy w Polsce jest antyrodzinny. W 2004 r. rząd SLD doprowadził do znowelizowania ustawy o świadczeniach rodzinnych w taki sposób, że opłacalne stało się bycie samotnym rodzicem albo rozwiedzionym, gdyż osoby samotnie wychowujące dzieci w przeciwieństwie do pełnych rodzin uzyskały przywilej w postaci wspólnego opodatkowania z dzieckiem. Ta jawna niesprawiedliwość spowodowała lawinowy wzrost rozwodów (tzw. socjalnych) oraz zjawisko samotnych matek, które żyją ze swymi partnerami, ale nie zawierają małżeństwa, bo stracą na tym finansowo. Jakby tego było mało, w przyjętą w czasach rządów PiS-u ustawę przywracającą Fundusz Alimentacyjny wpisano zasadę dzielącą w Polsce dzieci na „lepsze” i „gorsze”. Dzieci bowiem wychowywane przez samotnych rodziców są uprzywilejowane - mają znacznie korzystniejsze kryteria dochodowe, od których zależy zasiłek, niż dzieci w rodzinach pełnych.
Dzieci samotnych matek korzystają też w wielu gminach ze znacznie korzystniejszych zasiłków socjalnych niż dzieci z pełnych rodzin. Tymczasem Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że dzieci muszą być traktowane jednakowo, niezależnie od tego, czy rodzice ich się rozwiedli, czy też nie. Jeżeli ktoś prowadzi działalność gospodarczą, to nie może od strony podatkowej zatrudnić na umowę o pracę w swojej firmie współmałżonka (oczywiście konkubinę czy konkubenta może) i odliczyć kosztów zatrudnienia od podstawy opodatkowania. Gdy mąż spowoduje wypadek samochodowy, w którym ucierpi żona - współpasażerka, nie należy się jej odszkodowanie z obowiązkowej polisy OC. Natomiast gdy jedzie z obcą osobą, np. z „przyjaciółką”, to ona otrzymuje odszkodowanie. W świetle obowiązującego prawa każdy radny, wójt, burmistrz czy prezydent miasta w Polsce ma obowiązek złożyć specjalne oświadczenie. Precyzyjnie wyjaśnia w nim, czy jego współmałżonek i inne bliskie osoby (rodzeństwo, szwagier, rodzice) prowadzą działalność gospodarczą i czy korzystają z majątku gminy, w której składający oświadczenie jest samorządowcem. Musi złożyć też oświadczenie, czy współmałżonek jest zatrudniony w instytucjach podległych organowi, w którym jest radnym albo wysokim urzędnikiem. Dlaczego osoba publiczna żyjąca z kimś w konkubinacie nie musi składać takiego oświadczenia? Jeżeli w polskim systemie prawnym obowiązuje zasada jawności i osoba publiczna musi ujawnić swoją sytuację materialną i osobistą oraz istnieje ustawowe domniemanie, że sytuacja zawodowa współmałżonka może mieć wpływ na działanie jej współmałżonka pełniącego funkcję publiczną, to dlaczego osoba zamieszkująca z konkubentem ma być zwolniona z tego domniemania? Czy to nie jest jawna dyskryminacja instytucji małżeństwa względem tzw. wolnych związków?
Państwo - jak wynika z tego bardzo skrótowego przeglądu - ma nastawienie antyrodzinne, co jest ewidentnie sprzeczne z konstytucją. Zastanawiające, że politycy, którzy tak bardzo lubią podkreślać, że zależy im na dobru rodziny, nawet gdy dojdą do władzy, nie robią nic, by zmienić ten jawnie niesprawiedliwy stan rzeczy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu