Pamiętam taką kołysankę: „W małym łóżeczku - z plasteliny, śpi sobie ludzik - z plasteliny, śni mu się konik - z plasteliny, drzewo i obłok - z plasteliny…”. Jej autorka nie wiedziała, że takiego plastelinowego, sztucznego świata zapragną nie dzieci, ale dorośli…
*
Artykuł w hiszpańskiej gazecie o pewnej parze, co jeszcze niedawno chciała mieć dziecko, ale wciąż brakło na to warunków, czasu, a w końcu przekonania… I któregoś dnia napotkała ona w Internecie zdjęcie „nieludzko” pięknej lalki-niemowlęcia, którą oferował jakiś producent rodzicom, którzy chcieliby się poczuć mamą i tatą, ale bez kłopotliwych tego stron. Informował on, że takie „dziecko” jest wykonywane jako jedyne i niepowtarzalne i że jego „ciało astralne” istnieje naprawdę. Dlatego trzeba je adoptować z wszystkimi formalnościami, otrzymując dokumenty z liniami papilarnymi „dziecka” oraz składając przysięgę opieki nad nim dla rozwinięcia jego „osobowości”.
Fotografia „maleństwa” była tak urokliwa, że ona zapragnęła spełnić wszystkie warunki, by je posiadać, bo przecież już 7 lat przymierzali się do dziecka. Cena „niemowlęcia” była zawrotna, ale oni mogli sobie na to pozwolić. Nadali mu imię Edna Sadie i umieścili w pokoiku już dawno przygotowanym dla ich żywego dziecka. Babcia, która tak pragnęła wnuczki, polubiła Ednę i zajmowała się nią całymi dniami, o wiele troskliwiej niż niegdyś swoimi lalkami i dziećmi. Ta trójka dorosłych ludzi naprawdę uwierzyła, że to nie jest lalka, ale wcielenie duszki zmarłego kiedyś w ich rodzinie noworodka. Ileż ta Edna wyzwoliła teraz w nich czułości, troski, zapobiegliwości! Okazało się, że takich „rodziców” jest sporo! Że mają swoje internetowe strony, fora, czaty oraz okazjonalne zjazdy organizowane przez owego pana Roberta. Pojechali więc we troje plus to „dziecko”, a tam zobaczyli, że jest „klinika” dla tych „dzieci” z „transplantacją” odpowiednich organów i coraz to nowszych urządzeń, łącznie z początkami mowy w paru językach. Oczywiście, że nie zabrakło odpowiednich sklepów z odpowiednio drogą odzieżą dla tych „pociech”, traktowanych poważnie i z godnością przez swych „rodziców”, co wcale nie zaskoczyło pary opisywanej w artykule. Były tam zdjęcia owej mamy, taty i babci oraz „nieludzko” urokliwej Edny z ogromnymi oczami i z prześliczną resztą.
*
Małe dziecko (zwłaszcza osamotnione) czasem obdarowuje swoją lalkę czy misia „duszą”, jeśli jest to jedna ukochana lalka, to jest traktowana czulej niż kukła z gałganków i plastiku. Jednak to się dzieje w oczekiwaniu na rzeczywiste małżeństwo i żywe dziecko. To było oczywiste przez wieki. Jak bardzo wielu dorosłych teraz nie chce być dorosłymi, skoro wolą wszelkie zamienniki, by naprawdę nie kochać, nie być płodnymi, nie rodzić, nie wychowywać, nie uczyć się przez to miłości i człowieczeństwa. Powyższa para nie jest jakimś dziwolągiem, bo kluby dorosłych fanek lalek Barbie są bardzo liczne. A teraz doszło jeszcze szaleństwo na tle japońskich lalek Dollfie, ale raczej nie wśród dzieci. Osobiście nie wierzę w tęsknoty dzisiejszych ludzi za powrotem do natury. Bardziej chyba za przemienianiem świata w wielki gabinet doskonałych w kształcie i działaniu figur woskowych - doskonale bezdusznych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu