Zamiast polityki - polityczne intryganctwo, dyktowane nienawiścią do osoby prezydenta i prawdy; tak jedynie określić można to, czego dopuścił się przewodniczący parlamentarnego klubu Platformy Obywatelskiej poseł Zbigniew Chlebowski. Powiedział przecież publicznie, do kamer telewizyjnych, że „zlekceważenie instrukcji rządu przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego stanowi przesłankę postawienia prezydenta przed Trybunałem Stanu”.
Mamy prawo wymagać od posłów, by nie wprowadzali w błąd, nie manipulowali i nie dezinformowali opinii publicznej w sprawach tak poważnych. Prawo polskie nie przewiduje żadnych „instrukcji rządu dla prezydenta” ani „sugestii”, którymi prezydent byłby związany. To po pierwsze. Po wtóre - przed Trybunał Konstytucyjny postawiony może być prezydent, premier, minister, prezes Narodowego Banku Polskiego, prezes Najwyższej Izby Kontroli, członkowie KRRiTV oraz naczelny dowódca Sił Zbrojnych tylko „za naruszenie Konstytucji lub ustawy” (art.198 Konstytucji). Prezydent prezentować może na szczytach międzynarodowych albo stanowisko własne, albo uzgodnione z rządem. Rząd Tuska oficjalnie nie wysunął nawet kandydatury min. Sikorskiego na sekretarza generalnego NATO, a żadnych innych „uzgodnień między prezydentem a rządem” nie było. Rząd Tuska nie może mieć najmniejszych nawet pretensji do prezydenta Kaczyńskiego o to, że zgodził się na popieraną zgodnie przez Amerykanów, Anglików, Niemców i Francuzów kandydaturę Duńczyka. Jeśli ktokolwiek zaniedbał tu cokolwiek - to premier Tusk i jego gabinet.
Co więcej - rząd Tuska najwyraźniej przykłada do NATO tę jedyną miarkę, jakiej nauczył się w biurokratycznej „szkole brukselskiej”: zabiegania o posady dla „swoich”... NATO nie jest jednak Unią Europejską. To, jak wielu Polaków, Duńczyków, Francuzów, Niemców czy Anglików piastuje w NATO stanowiska, nie ma żadnego wpływu na cele i metody działania NATO, bo cele i metody działania NATO określa status tej organizacji, a w bieżącej praktyce - politycy niebędący funkcjonariuszami NATO. Domaganie się od prezydenta Lecha Kaczyńskiego, by przy okazji wyboru nowego sekretarza generalnego NATO szantażował sojuszników żądaniami personalnymi lub innymi (niemającymi żadnego związku z osobą kandydata) - jest traktowaniem polityki w kategoriach partyjnictwa, wręcz politycznego sztubactwa. Turcja nie dlatego cokolwiek sobie „wywalczyła” na NATO-wskim „szczycie”, że kontrowała kandydaturę duńskiego polityka, ale dlatego, że z amerykańskiego punktu widzenia Turcja stanowi szalenie ważne ogniwo NATO. Tak ważne, że amerykański prezydent zasugerował nawet Unii Europejskiej przyjęcie Turcji do UE.
Politycy PO, rzecz jasna, sztubakami już nie są, przynajmniej nie aż takimi, by tego wszystkiego nie wiedzieć - jeśli i my, zwykli dziennikarze, to wiemy. Dlaczego zatem tak prominentna postać Platformy Obywatelskiej, jak przewodniczący jej klubu parlamentarnego poseł Chlebowski popełnia tego rodzaju grube publiczne oszustwo i skandaliczną manipulację opinią publiczną zarazem? Trudno przecież uwierzyć, żeby polityczna „tuba” kierownictwa tej partii wypowiadała tego rodzaju kłamstwa bez przyzwolenia partyjnego zwierzchnictwa.
Niestety, trudno o inną, bardziej przekonywającą odpowiedź, jak ta: Platforma Obywatelska w swej kampanii nienawiści przeciw prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu i PiS-owi, przeciw niewygodnym sobie naukowcom i dziennikarzom, przeciw IPN-owi wreszcie - sięga już notorycznie po publiczne kłamstwa z klasycznego repertuaru propagandy komunistycznej, byle tylko zdyskredytować propagandowo swych przeciwników. Platforma Obywatelska niebezpiecznie sięga w swej propagandowej praktyce po metody totalitarne. Zapowiedź takich metod tkwiła zresztą już w pamiętnej debacie Donald Tusk - Lech Kaczyński podczas kampanii prezydenckiej, kiedy to klaka Tuska zakłóciła jej przebieg...
Tego rodzaju grube kłamstwa, mylące opinię publiczną, sprowadzają „demokratyczy dyskurs publiczny” na poziom „demokracji rynsztokowej”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu