Każde zebranie składające się z ludzi „biesiadnych” i „politycznych” w Polsce szlacheckiej opierało się ściśle na pewnych zasadach grzeczności, tym bardziej, gdy przybierało ono charakter oficjalny. Szczególnie w czasie wizyt należało przestrzegać różnych ustalonych formalności, które wchodziły w skład niepisanego kodeksu towarzyskiego dawnych lat.
Był zwyczaj stary i powszechny, że w świetlicy pana, a także w chacie prostego kmiecia, na stole leżały zawsze chleb i sól, którymi witano gości w myśl słów zawartych w tytule tekstu. W wielu domach istniał też zwyczaj zostawiania kilku miejsc wolnych przy stole dla panów „zagórskich”, mogących niespodzianie nadjechać. Kto wszedł tylko w progi domu z szablą u pasa - człek stanu rycerskiego, i cześć oddał gospodarzowi, miał prawo z nim zasiąść do stołu. Do dobrego tonu należało także oczekiwać gości, zwłaszcza gdy wizyta była zapowiedziana. Wypatrywano ich wówczas od samego rana, a w wielu domach wysyłano służącego aż na dach, by ten pilnie śledził, czy gość przybywa. Gdy służący dawał znać, że zbliża się pojazd z gośćmi do dworu, wszystko co żyło, ruszało na powitanie. Znakiem uszanowania było zdjęcie czapki, czemu często towarzyszył piękny ukłon. Był on niski, przy czym lewą rękę gospodarz kładł na serce, prawą zaś kierował ku ziemi. Powitaniem i pożegnaniem towarzyskim był często pocałunek, który był zależny od danej sytuacji, osób i ich wieku. W modzie było też całowanie w rękę, ale stosowano to tylko wobec ludzi starszych. Przeważnie całowano w rękę starsze matrony, poważne panie, bardzo rzadko dorosłe panny.
Były także specjalne formułki powitania używane między szlachtą, np. „czołem”, „służba” lub „zdarz Pan Bóg”. Jeśli gość był bardziej oficjalny, należało go po wprowadzeniu do bawialnego pokoju przywitać specjalną przemową, na którą przybyły gość musiał również układnie odpowiedzieć. Wytworzył się nawet specjalny styl takiej oracji, którą w swym dziele dla młodzieży szkolnej ułożył ks. Wojciech Bystrzanowski.
Pomóż w rozwoju naszego portalu