Reklama

Świat w dobie kryzysu

Jeśli ktoś jest winien bankowi 100 dolarów, to jest to jego problem. Jednak jeśli ktoś jest winien miliony, to jest to już problem banku. Obecnie takich ludzi są setki tysięcy... i dlatego mamy ogólnoświatowy problem

Niedziela Ogólnopolska 43/2008, str. 16-17

Grzegorz Gałązka

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Doświadczenie światowego krachu finansowego ukazało nam, jak kruchym tworzywem są skomplikowane twory finansjery. Wystarczyło tąpnięcie w jednym miejscu, by w efekcie zatrząsł się cały świat. Wiele osób pewnie ze strachem czyta i ogląda kolejne złe doniesienia z międzynarodowych rynków. Zobaczyli bowiem, jak w mgnieniu oka toną finansowe kolosy, spadają notowania funduszów inwestycyjnych oraz kurczą się przyszłe emerytury.
Jaka jest geneza tego kryzysu? Jak wielkie będzie to finansowe trzęsienie ziemi? Czy może się powtórzyć scenariusz z przełomu lat 20. i 30. ubiegłego stulecia, który powalił na kolana młodą II Rzeczpospolitą? I wreszcie, w czym kryzys zagraża polskiej gospodarce i naszym kieszeniom?

Dom dla każdego?

Geneza obecnego kryzysu sięga 1998 r., kiedy to prezydent USA Bill Clinton zaczął naciskać, aby banki rozszerzyły udzielanie kredytów hipotecznych o osoby mniej zamożne. Później, w trakcie pierwszej kadencji George’a W. Busha, zliberalizowano przepisy dotyczące ochrony przed nadmiernym ryzykiem. Politycy uważali bowiem, że zastrzyk nowych kredytów obudzi z marazmu ospałą amerykańską gospodarkę. I rzeczywiście zmiany doprowadziły do ożywienia i kilkuletniego bumu szczególnie na rynku nieruchomości.
Do dalszego sztucznego podgrzania rynku doprowadził Bank Rezerw Federalnych USA (odpowiednik polskiego NBP), obniżając w 2002 r. stopy procentowe do poziomu 2 proc., czyli niższego niż ówczesna amerykańska inflacja. W takiej sytuacji kapitał musiał znaleźć sobie bezpieczne miejsce do inwestowania - idealne okazały się nieruchomości.
Popyt na rynku mieszkań i domów wygenerował szybko rosnące ceny. Popularne stało się inwestowanie w nieruchomości, na których można było zarobić od kilkunastu do kilkudziesięciu procent. Banki bez opamiętania udzielały kredytów, a zaciągający je konsumenci napędzali ceny domów i mieszkań. I tak koło się kręciło... aż po dwóch latach luzowania polityki pieniężnej bank federalny zaczął podnosić stopy procentowe.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

A miało być tak pięknie

Podniesienie stóp procentowych z 2 do 5 proc. spowodowało gwałtowny wzrost kosztów odsetkowych. Wówczas dla wielu Amerykanów raty kredytu okazały się większe niż ich przychody. Wkrótce popyt na nieruchomości załamał się, pociągając za sobą spadki cen. Można powiedzieć, że wówczas gola samobójczego strzeliły sobie same banki, które zajmowały hipoteki i następnie pospiesznie próbowały sprzedać przejęte nieruchomości. Podaż wielokrotnie przekroczyła popyt. W efekcie domy i mieszkania straciły po kilkadziesiąt procent na swej pierwotnej wartości.
Tym samym spełnił się najgorszy sen każdego bankowca zajmującego się hipotekami. Nieruchomości, które były zabezpieczeniem dla kredytu, okazały się mniej warte niż pożyczone na ich zakup pieniądze. Stało się coś, czego nikt nie przewidział. Załamały się ceny amerykańskich nieruchomości, które rosły praktycznie bez przerwy od lat 60. ubiegłego wieku.
Największy problem pojawił się jednak dopiero wtedy, gdy kredytobiorcy ze zdumieniem odkryli, że są bankom winni więcej niż w rzeczywistości kosztują ich domy lub mieszkania. Część z nich doszła do wniosku, że po prostu nie opłaca się im spłacać kredytu. Zjawisko to przyjęło charakter na tyle masowy, że wywołało kolosalne problemy dla całego systemu finansowego. A na horyzoncie bankowców pojawiło się widmo bankructwa. Jak mawiał amerykański milioner John Paul Getty: „Jeśli jesteś winien bankowi 100 dolarów, to jest to twój problem. Jednak jeśli jesteś mu winien 100 milionów, to jest to już problem banku”. A w tym przypadku Amerykanie byli winni miliardy dolarów.

Giełdowy hazard

Problem ekonomiczny okazał się jednak jeszcze bardziej skomplikowany. Bowiem podczas wieloletniego procederu udzielania na wyrost kredytów hipotecznych, za pomocą skomplikowanych instrumentów finansowych amerykańscy bankierzy generowali papiery wartościowe. Okazało się, że były one chętnie kupowane i poszukiwane na międzynarodowych rynkach.
Jednak obrót tymi papierami przypominał bardziej grę hazardową niż tradycyjny biznes. Im papiery były bardziej ryzykowne, tym większą dawały okazję do zarobku. Oferta wydawała się na tyle atrakcyjna, że złapały się na nią nawet szacowne i doświadczone instytucje ze Starego Kontynentu. Interes - jak się okazało - z pustymi papierami doskonale kręcił się, dopóki cała karkołomna piramida finansowa nie straciła swoich fundamentów - dobrego hipotecznego zabezpieczenia, które załamało się wraz z rynkiem amerykańskich nieruchomości.
W tej całej grze, podobnej do pokera, ktoś w końcu powiedział: „sprawdzam”. Dopiero wówczas wszystko się wydało. A mianowicie wyszło na jaw, że amerykańscy bankierzy grali fałszywymi kartami. Wartość produkowanych przez nich papierów była zupełnie wirtualna.

Reklama

Zaraza zalała świat

Bardzo szybko na rynkach pojawiła się panika. Nikt nie chciał kupować, każdy sprzedawał, co wywołało ogromne spadki cen. Prezesi amerykańskiego sektora finansowego zachowali się jak prawdziwi nałogowcy, którzy po przegranej w kasynie poszli po zapomogę do rządu USA. I co się okazało? Na ratowanie swojej skóry i oszczędności milionów obywateli dostali niebagatelną kwotę 700 mld dolarów (ok. sześciu razy więcej niż wynosi budżet RP). Jednym słowem - brawurowy hazard graczy z Wall Street kosztuje przeciętnego Amerykanina 2 300 dolarów (ok. 6 tys. zł).
A gdzie sprawiedliwość? - pytali rozdrażnieni podatnicy. - Przecież spekulanci sami sobie nawarzyli piwa. Teraz powinni je wypić - przekonywali podczas demonstracji pod Kapitolem. Mimo tego kongresmani stwierdzili, że sprawy poszły za daleko i teraz trzeba ratować to, co jeszcze zostało. - Bo w przeciwnym razie czeka nas powtórka z lat 30. ubiegłego wieku. A przecież nikt tego nie chce - straszył Henry Paulson, sekretarz skarbu w administracji George’a Busha. Amerykański rząd nie mógł pozwolić przecież na upadek instytucji, których łączne zobowiązania są równe 40 proc. amerykańskiego produktu krajowego brutto.
Dziś jeszcze nie wiadomo, czy i na ile ta rządowa interwencja poskutkuje. Pierwsze doniesienia ze światowych parkietów wskazały jednak, że rynek wcale się nie uspokoił. Zdaniem ekspertów, interwencja była o kilka, a raczej kilkanaście miesięcy spóźniona, bo „toksyczne papiery” zdążyły zarazić już cały świat.

Reklama

Czarne chmury nad Europą

W zaledwie kilka tygodni po spektakularnych bankructwach amerykańskich gigantów finansowych okazało się, że czarne chmury krążą również nad Europą. Niczym w układance domina problemy zaczęły mieć banki działające na unijnych rynkach. Panika szybko osiągnęła swoje apogeum. „Toksyczne papiery” zatruły cały rynek. Rządy rzuciły na tonący rynek koła ratunkowe - zwiększyły gwarancję depozytów oraz znacjonalizowały niektóre banki. Bezprecedensowa interwencja na ryku miała uspokoić nastroje zwykłych ludzi, którzy boją się o swoje pieniądze na kontach bankowych. Unijne państwa chciały w ten sposób uniknąć lawiny masowego wyciągania oszczędności. Bo tego scenariusza nie wytrzymałaby żadna instytucja.
Takie gwarancje mają jedynie psychologiczne znaczenie. Żaden rząd na świecie nie jest w stanie wypłacić takich kwot. - Robi się to tylko po to, by uniknąć paniki. Gdyby wszyscy bowiem chcieli jednego dnia wyjąć pieniądze z banku, to technicznie jest to nie do wykonania - podkreśla w wywiadzie dla dziennika „Polska” Ryszard Petru, główny ekonomista BPH. Dla przykładu - na polskich kontach leży o wiele więcej oszczędności niż cały przyszłoroczny budżet RP.

Straty na 6 bilionów dolarów

Światowe rynki finansowe działają jak naczynia połączone. Kryzys z jednego państwa szybko rozlewa się na inne. Również Polska w tym systemie nie jest samotną wyspą. Dlatego nasz sektor finansowy bardzo szybko i nerwowo zareagował na złą koniunkturę.
Najgorszy był tzw. czarny piątek 10 października, kiedy to indeksy na warszawskim parkiecie chwilami spadały po kilkanaście procent. - Takiego krachu nie było jeszcze na warszawskiej giełdzie - zgodnie mówili maklerzy, którzy byli świadkami, jak w ciągu jednego dnia wyparowało pond 40 mld zł.
Podobne spadki odnotowały giełdy na całym globie. A Moskwa i Mediolan po raz kolejny zamknęły handel akcjami. - Dzisiejsza giełda przypominała partię pokera rozgrywaną przez pacjentów szpitala psychiatrycznego - mówił moskiewski makler cytowany przez rosyjskie media.
W ciągu drugiego tygodnia października giełdowe parkiety na świecie straciły aż 6 bilionów USD, czyli ponad dwa razy więcej niż wynosi cały budżet Stanów Zjednoczonych. - To, co się wydarzyło, było największym jednorazowym spadkiem indeksów giełdowych w okresie powojennym, ale nie można tego porównać z wielkim kryzysem z lat 30., kiedy to spółki traciły po 30-50 proc. dziennie - mówi w wywiadzie dla „Dziennika” główny ekonomista BCC prof. Stanisław Gomułka.

Reklama

Czy Polska jest bezpieczna?

Sytuacja nie jest wesoła. Eksperci podkreślają, że również Polska dostanie cios rykoszetem. Już teraz ekonomiści przewidują, że nasza gospodarka będzie się rozwijać wolniej niż zakładano. Zamiast 4,8 proc. wzrostu PKB, czeka nas ok. 4 proc., a niektórzy przewidują spadek do poziomu 3 proc. Dlatego też rząd powinien zmniejszyć wydatki w przyszłorocznym budżecie, bo w przeciwnym razie zabraknie w nim kilkunastu miliardów złotych. Mimo tego minister Jacek Rostowski twardo stoi przy swoim i w projekcie budżetowym, który jest już w Sejmie, nie zmienił ani przecinka. Tak jakby nic się nie stało.
Zwykli śmiertelnicy najbardziej są zaniepokojeni informacjami o upadkach kolejnych banków w Europie. Pytają, czy ich oszczędności są bezpieczne. - Jesteśmy świadkami kryzysu, który nie ma precedensów, z wyjątkiem krachu z 1929 r. Nie doceniliśmy warunków panujących na rynku - stwierdził Alessandro Profumo, prezes Grupy UniCredit, głównego udziałowcy największego banku w Polsce PEKAO SA. Włoski gigant finansowy ma poważne problemy w dobie światowego kryzysu. Podobne perturbacje przeżywają również inne banki działające na naszym rynku.
Czy w takiej sytuacji możemy czuć się bezpiecznie? - Możemy spać spokojnie - przekonują eksperci. - Banki należące do zagranicznych instytucji finansowych działają w Polsce jako samodzielne spółki. Jeśli nawet ich właściciele mają u siebie kłopoty, nie wpływa to na kondycje polskich spółek - przekonuje Stanisław Kluza, przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego. Polskie prawo zabrania również wypompowywania pieniędzy z naszych kont w celu łatania braków na Zachodzie.
W o wiele gorszej sytuacji są ci, którzy nie mają ani oszczędności, ani własnego dachu nad głową. Wydaje się, że marzenie o czterech ścianach oddali się od nich w mglistą przyszłość. Już teraz bowiem większość banków zaostrzyła wymagania kredytowe. Praktycznie wszystkie wymagają wkładu, podczas gdy jeszcze przed rokiem pożyczano pieniądze pod zastaw nieruchomości nawet do 120 proc. jej wartości. Obecnie banki pożyczają o wiele mniej i żądają większych marż. Dodatkowo w najbliższym czasie Komisja Nadzoru Finansowego chce wprowadzić wymóg, według którego kredytobiorca będzie musiał mieć aż 25-30 proc. wkładu własnego. Taka restrykcyjna polityka na pewno podetnie skrzydła rynkowi nieruchomości.
Niestety, możemy się również spodziewać, że zła sytuacja sektora bankowego odbije się na całej gospodarce. Przedsiębiorstwa z trudem będą zaciągać kredyty na inwestycje i dalszy rozwój, co przyhamuje przedsiębiorczość. Kryzys dotkliwie odczują szczególnie eksporterzy, którzy sprzedają swe produkty na zachodnich rykach, czego pierwszym pokłosiem było np. wstrzymanie produkcji w polskich fabrykach Opla.
Firmy w czasie stagnacji nie będą już tak chętnie zatrudniać oraz podwyższać pensji. Możemy spodziewać się nawet cięć kadrowych i wzrostu bezrobocia. Szeregi poszukujących pracy pewnie zasilą ci, którzy stracą swoją posadę na wyspach: w Anglii, Irlandii czy Islandii.
Jednym słowem - czekają nas chude lata...

* * *

Benedykt XVI powiedział:

Doniesienia o kryzysie światowym skomentował Papież Benedykt XVI: - W upadku wielkich banków, w znikaniu pieniędzy dostrzegamy, że są one niczym, że chodzi o realia drugorzędne, a kto na nich buduje, jakby budował na piasku - podkreślił Ojciec Święty podczas uroczystości rozpoczynających Synod Biskupów. Do tej „drugorzędnej”, nietrwałej rzeczywistości Papież zaliczył „sukces, karierę i pieniądze”. - Tylko Słowo Boże jest fundamentem autentycznej rzeczywistości i zmienia nasze pojęcie realizmu: realistą jest ten, kto uznaje rzeczywistość w Słowie Bożym

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wielki Piątek. Dzień postu ścisłego

[ TEMATY ]

post

Wielki Piątek

Karol Porwich/Niedziela

Wielki Piątek jest dniem sądu, męki i śmierci Chrystusa. To jedyny dzień w roku, kiedy nie jest sprawowana Msza św., a w kościołach odprawiana jest Liturgia Męki Pańskiej. Na ulicach wielu miast sprawowana jest publicznie Droga Krzyżowa. Tego dnia obowiązuje post ścisły i wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych. Są jednak osoby, które pościć nie muszą.

– Jeśli Wielki Piątek jest dniem pełnym smutku, to jednocześnie jest najwłaściwszym dniem dla obudzenia na nowo naszej wiary, dla umocnienia naszej nadziei i odwagi niesienia przez każdego swego krzyża z pokorą, ufnością i zdaniem się na Boga, mając przy tym pewność wsparcia przez Niego i Jego zwycięstwa. Liturgia w tym dniu śpiewa: „O Crux, ave, spes unica – Witaj, Krzyżu, nadziejo jedyna!” – tak sens liturgii wielkopiątkowej wyjaśniał w jednej z katechez w minionych latach papież Benedykt XVI.

CZYTAJ DALEJ

Panie! Bądź dla nas codziennym zmartwychpowstawaniem!

2024-03-28 23:44

[ TEMATY ]

rozważania

O. prof. Zdzisław Kijas

Karol Porwich/Niedziela

Chrystus zmartwychwstał, lecz każdy z wierzących musi szukać zrozumienia wielkości tej prawdy w swoim życiu i sił, których ona udziela.

Ewangelia (J 20,1 -9)

CZYTAJ DALEJ

Rozważania bp. A. Przybylskiego: w Kościele spotykamy się ze Zmartwychwstałym pod postacią Chleba i Wina

2024-03-29 14:17

[ TEMATY ]

bp Andrzej Przybylski

Karol Porwich/Niedziela

Każda niedziela, każda niedzielna Eucharystia niesie ze sobą przygotowany przez Kościół do rozważań fragment Pisma Świętego – odpowiednio dobrane czytania ze Starego i Nowego Testamentu. Teksty czytań na kolejne niedziele w rozmowie z Aleksandrą Mieczyńską rozważa bp Andrzej Przybylski.

31 marca 2024, Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego, rok B

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję