Reklama

Konkursy

I miejsce w Konkursie „Moja najlepiej przeżyta kolęda”

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

To już była nasza parafia

Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał Wizyta duszpasterska tzw. kolęda w mojej rodzinie zawsze była traktowana jako wyjątkowe spotkanie z kapłanem przychodzącym z błogosławieństwem. Zawsze dbano o to, aby w miarę możliwości była obecna cała rodzina, dom był odświętnie przygotowany i od rana panował podniosły nastrój. Każdy z domowników po swojemu uczestniczył w przygotowaniach do tej wyjątkowej raz w roku wizyty. Dom lśnił czystością, stół był przykryty białym obrusem, na nim stał krzyż, woda święcona, kropidło i zapalone świece. Gdy kapłan wchodził, był serdecznie przez wszystkich witany i prowadzony do pokoju, gdzie wspólnie z nami odmawiał modlitwę. Po modlitwie i błogosławieństwie zawsze był czas na chwilę rozmowy, o sprawach parafii, rodziny, szkoły, o tym co trzeba zrobić, komu należałoby pomóc, co nas cieszy, a co smuci. Kapłan dla każdego miał słowo dodające otuchy. Sięgając pamięcią do mojego dzieciństwa, nie mogę pominąć wizyty kolędowej, która miała miejsce w roku 1970, gdyż ona pozostała mi jako wspomnienie przygotowania do czegoś, co jest bardzo ważne.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Mieszkaliśmy w małej wiosce w powiecie limanowskim. Zima w tym roku była wyjątkowo sroga. Kilka dni padał obwicie śnieg i szalała zamieć. Wszystkie ścieżki i drogi były zawiane. Do szkoły docierały tylko niektóre dzieci ze starszych klas i to z pomocą rodziców, młodsze zostawały w domu. Dzień przed planowaną kolędą zamieć ustała. Po południu mama poprosiła mnie, abym się ciepło ubrała, gdyż pójdziemy odwiedzić naszych sąsiadów i zrobić ścieżkę przez zaspy, aby jutro ksiądz mógł trafić do naszego domu. Bardzo się ucieszyłam, gdyż bardzo lubiłam odwiedziny u naszych sąsiadów Państwa Zofii i Józefa. Ubraliśmy się ciepło w wysokie buty i pozostawiając moją młodszą siostrę pod opieką babci (tato wówczas pracował w Katowicach i przyjeżdżał do domu tylko na niedzielę i poniedziałek), wyruszyłyśmy przez śnieżne zaspy. Mama szła naprzód i pomagając sobie łopatą, torowała drogę. Wędrowałyśmy tak w stronę przejścia przez mały, ale urwisty potok wijący się wśród zalesionych okolicznych wzgórz. Jakież było nasze zdziwienie, gdy przy przejściu przez ten potok spotkałyśmy naszych sąsiadów z łopatami podążających w naszą stronę. Radości i śmiechu było co niemiara. Sąsiedzi stwierdzili, że bardzo się obydwie z mamą napracowałyśmy i zasługujemy na gorącą herbatę i ciasteczka. Tak to trafiłyśmy na pyszny podwieczorek, a potem zostałyśmy odprowadzone do domu. Ścieżka łącząca nasze domy była więc solidna i szeroka. Przeszliśmy jeszcze całą grupą do sąsiadów mieszkających z drugiej strony naszego domu, sąsiedzi wcześniej też zrobili ścieżkę do swoich sąsiadów z drugiej strony. Śnieg w nocy nie padał, a ranek powitał nas słoneczny i mroźny. Jakaż była moja radość, gdy ksiądz po modlitwie i błogosławieństwie w naszym domu usiadł na chwilę rozmowy i chwalił, że zastał takie solidnie przedeptane ścieżki, że bardzo go cieszy, że sąsiedzi się nawzajem odwiedzają. Ten dzień poprzedzający wizytę duszpasterską w tym roku zapadł mi głęboko w pamięci. Przeżywając kolejne odwiedziny duszpasterskie w kolejnych latach mego życia zawsze przypominam sobie ten dzień styczniowy 1970 r., wspominam, jakie to było ważne dla mojej mamy i sąsiadów , aby była ścieżka wskazująca kapłanowi drogę do naszych domów. To było przygotowanie na niezwykłego gościa, który przychodzi raz w roku, aby pobłogosławić dom i jego mieszkańców na cały rok.

Reklama

Kolejna wizyta kolędowa, która zapadła mi głęboko w pamięć, miała miejsce kilkanaście lat późnej. Byłam już wówczas mężatką, a pod sercem nosiłam mojego najstarszego syna. Mieszkaliśmy z mężem w Krakowie-Nowej Hucie na os. 1000-Lecia w wynajmowanej garsonierze. Mąż wyjechał na dwa tygodnie do pracy w delegacji do Gorlic. Ja zostałam w Krakowie, w tym czasie w bloku, gdzie mieszkaliśmy, w piątkowy wieczór po przyjściu z pracy, na klatce schodowej spotkałam ministrantów, którzy powiadomili mnie, że ksiądz chodzi po kolędzie i zapytali, czy przyjmuję, bo nie było w mieszkaniu nikogo jak roznosili kartki zawiadamiające. Odpowiedziałam, oczywiście, że tak. Szybko udałam się do mieszkania, aby je należycie przygotować na przyjęcie niezwykłego gościa. Rozpoczęłam przygotowania, nakrywając stół białym obrusem i stawiając na nim krzyż i świece, wodę święconą dała mi sąsiadka, którą wówczas mało znałam. Byłam bardzo zestresowana, aby wszystko dobrze wypadło, była to bowiem moja pierwsza wizyta duszpasterska w nowym miejscu. Bałam się, gdyż nie znałam księdza jak w mojej rodzinnej parafii, nie znałam samej parafii, gdyż wówczas na niedziele często wyjeżdżaliśmy do naszych rodziców i tam uczestniczyliśmy w niedzielnej Mszy św. Czułam się tu obca i zagubiona w miejskim tłumie. Ksiądz okazał się wspaniałym człowiekiem, który podniósł mnie na duchu. Pomodliliśmy się wspólnie w intencji mojej nowej rodziny, za nieobecnego męża i o zdrowie dla rozwijającego się pod moim sercem dziecka. W chwili rozmowy wykazał zrozumienie dla mojego zagubienia pośród miejskiego tłumu. Dał mi także radę, że wszystko się ułoży, tylko należy to oddać Panu Jezusowi i jego Matce. Powiedział, że i w dużej miejskiej parafii można się też czuć dobrze i nie być anonimowym, należy ją tylko poznać i starać się być jej członkiem nie tylko z parafialnej kartoteki, ale z uczestnictwa w nabożeństwach i uroczystościach, należy po prostu mieć swoje miejsce w kościele. Wówczas może nie bardzo mnie to przekonywało, ale wiosną okazało się to prawdą. W parafii rozpoczęły się przygotowania do konsekracji świątyni, której miał dokonać sam papież Jan Paweł II. My doczekaliśmy się narodzin syna, nasze życie się ustabilizowało. Poznaliśmy parafię, godziny nabożeństw, zaczęliśmy uczestniczyć w jej życiu. Mąż zgłosił się do służby porządkowej na czas pobytu papieża w Krakowie-Mistrzejowicach, pomagał przy budowie ołtarza i sektorów dla pielgrzymów i to już była nasza parafia.

Reklama

Z braku perspektyw na szybkie otrzymanie własnego mieszkania w Krakowie i pracę męża w delegacjach i za granicą następne 8 lat znów spędziliśmy mieszkając u moich rodziców. Tu przeżywaliśmy kolejne wizyty kolędowe kapłana. Nasza rodzina znacznie się powiększyła, mięliśmy wówczas już czworo dzieci. Wreszcie w 1991 roku doczekaliśmy się własnego mieszkania i jakaż była nasza radość, gdy okazało się, że nasze mieszkanie jest w tej samej parafii, gdzie kiedyś przed ośmiu laty wynajmowaliśmy mieszkanie, a więc wracaliśmy do swoich. Radość była jeszcze większa, gdy okazało się, że 300 metrów od naszego bloku buduje się nowy kościół pod wezwaniem Matki Bożej Nieustającej Pomocy i będzie to nowa nasza parafia w Krakowie na os. Bohaterów Września, w której powstaniu i życiu będziemy uczestniczyć od samego początku.

Reklama

Spotkania kolędowe z kapłanami z naszej parafii rozpoczęliśmy w 1992 roku. Kapłan po krótkiej modlitwie poświęcił nasze nowe mieszkanie, w którym zamieszkamy już na zawsze i to było bardzo niezwykłe uczucie, bo oto zaczynaliśmy nowy etap naszego życia. Potem było wypełnienie naszych kartotek, a było co pisać, było nas bowiem siedmioro. Następnie nastąpiła chwila rozmowy, o tym skąd przybyliśmy, gdzie pracujemy, czy dzieci dobrze i chętnie się uczą. Była także zachęta, aby być blisko Jezusa w chwilach radosnych i smutnych, aby Go odwiedzać, by w nowo budującym się kościele nie był samotny.

Reklama

Każdego roku czekamy na przyjście kapłana z błogosławieństwem i zawsze jest to chwila uroczysta, w której uczestniczą wszyscy obecnie mieszkający członkowie rodziny. Spotkania te może nie są długie, takie jak pamiętam z dzieciństwa, gdyż parafia nasza jest bardzo duża i kapłani muszą się spieszyć, aby odwiedzić wszystkich. W pełni to rozumiemy i akceptujemy, na dłuższą rozmowę zawsze można się umówić w innym czasie. Ważne jest, aby co roku była krótka chwila modlitwy z kapłanem za dom i jego mieszkańców, a także błogosławieństwo na kolejny rok. Dla nas jest to także możliwość dania świadectwa o życiu wiarą. Co roku dzielimy się z kapłanem naszymi troskami, radościami i smutkami, rozmawiamy o sprawach parafii, o grupach przy niej działających, o inwestycjach parafialnych. Te kilka chwil rozmowy każdego z nas umacniają i krzepią, a błogosławieństwo daję siłę do podejmowania nowych wyzwań i stawienia czoła trudnościom. Każdy z domowników usłyszy słowo kapłana, które jest zarówno dla niego samego, jak i całej rodziny.

Mam nadzieje, że zwyczaj duszpasterskich odwiedzin parafian nigdy nie zaginie i będzie trwać umacniając w wierze kolejne pokolenia.

W tekście zachowano oryginalną pisownie autora.

2014-03-28 09:44

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

XV Jubileuszowy Konkurs Artystyczny im. Włodzimierza Pietrzaka rozstrzygnięty

2024-04-24 13:04

[ TEMATY ]

konkurs

konkurs plastyczny

konkurs literacki

konkurs fotograficzny

Szymon Ratajczyk/ mat. prasowy

XV Jubileuszowy Konkurs Artystyczny im. Włodzimierza Pietrzaka rozstrzygnięty. Laura Królak z I Liceum Ogólnokształcącego w Kaliszu z nagrodą Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, Andrzeja Dudy.

Do historii przeszedł już XV Jubileuszowy Międzynarodowy Konkurs Artystyczny im. Włodzimierza Pietrzaka pt. Całej ziemi jednym objąć nie można uściskiem. Liczba uczestników pokazuje, że konkurs wciąż się cieszy dużym zainteresowaniem. Przez XV lat w konkursie wzięło udział 15 tysięcy 739 uczestników z Polski, Australii, Austrii, Belgii, Białorusi, Chin, Czech, Hiszpanii, Holandii, Grecji, Kazachstanu, Libanu, Litwy, Mołdawii, Niemiec, Norwegii, RPA, Stanów Zjednoczonych, Ukrainy, Wielkiej Brytanii i Włoch. Honorowy Patronat nad konkursem objął Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, Andrzej Duda. Organizowany przez Fundację Pro Arte Christiana konkurs skierowany jest do dzieci i młodzieży od 3 do 20 lat i podzielony na trzy edycje artystyczne: plastyka, fotografia i recytacja wierszy Włodzimierza Pietrzaka. Konkurs w tym roku zgromadził 673 uczestników z Polski, Belgii, Hiszpanii, Holandii, Litwy, Mołdawii, Ukrainy i Stanów Zjednoczonych.

CZYTAJ DALEJ

10 lat temu zmarł Tadeusz Różewicz

2024-04-24 08:39

[ TEMATY ]

wspomnienie

Tadeusz Różewicz

histoiria

wikipedia.org

"Po wojnie nad Polską przeszła kometa poezji. Głową tej komety był Różewicz, reszta to ogon" - powiedział o nim Stanisław Grochowiak. 24 kwietnia mija 10 lat od śmierci Tadeusza Różewicza.

"Nie mogę sobie nawet wyobrazić, jak wyglądałaby powojenna poezja polska bez wierszy Tadeusza Różewicza. Wszyscy mu coś zawdzięczamy, choć nie każdy z nas potrafi się do tego przyznać" - pisała o Różewiczu Wisława Szymborska.

CZYTAJ DALEJ

Biblia nauczycielką miłości bliźniego

2024-04-24 11:24

Ks. Wojciech Kania/Niedziela

Kolejnym przystankiem na trasie peregrynacji relikwii bł. Rodziny Ulmów była bazylika katedralna w Sandomierzu. Na wspólnej modlitwie zgromadzili się kapłani oraz wierni z rejonu sandomierskiego.

Uroczystego wprowadzenia relikwii do świątyni dokonał ks. Jacek Marchewka. Następnie wierni uczestniczyli w modlitwie różańcowej w intencji rodzin oraz mieli możliwość wysłuchania wykładu ks. dr. Michała Powęski pt. „Biblia w rodzinie Ulmów”. Prelegent podkreślał, że Pismo Święte w życiu Rodziny Ulmów miało bardzo ważne znaczenie.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję