Reklama

Frei Alberto

Niewielu wie, że na św. Joannę Berettę Mollę, wyniesioną do chwały ołtarzy przez Jana Pawła II 16 maja 2004 r. miał wielki wpływ zwłaszcza jeden z jej starszych braci - Henryk. Co to był za człowiek? I czym tak bardzo mógł fascynować swą o sześć lat młodszą siostrę?

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ojciec Albert Beretta, ze chrztu świętego Henryk, urodził się 28 sierpnia 1916 r. w Mediolanie. Rodzice - Albert Beretta i Maria De Micheli zdołali zarówno jemu, Joannie, jak i pozostałym dzieciom, przekazać wartości, które najkrócej można opisać, przypominając przykazanie miłości: Będziesz miłował Pana Boga z całego swego serca, a bliźniego jak siebie samego. Dzięki takiemu rodzicielskiemu świadectwu Henryk był od młodości nastawiony na służbę dla innych. Jedyną otwartą kwestią było to, w jakiej formie będzie to czynił. Czy państwo Beretta - obdarowując swe dzieci takim wychowaniem - niejako z góry predysponowali je do świętości? Wydaje się, że tak. Joanna już jest kanonizowana. A jeśli w przyszłości usłyszymy o beatyfikacji Ojca Alberta, to też się tym nie zdziwimy.

Predysponowani do świętości

Marzenia Henryka były wyjątkowe. Chciał być lekarzem i księdzem. Dzielił się nimi ze swym przyjacielem, późniejszym inżynierem chemikiem, a zarazem wolontariuszem misyjnym Marcello Candią. Jakiż to był radosny dzień, gdy 18 marca 1948 r. przyjmował z rąk arcybiskupa Mediolanu kard. Alfreda Ildefonsa Schustera święcenia kapłańskie. Zaraz po nich został inkardynowany do brazylijskiej diecezji Grajaů, położonej w prowincji Săo Luis - Maranhăo, którą od kilkudziesięciu lat opiekowali się ojcowie kapucyni. Dwudziestokilkuletnia Joanna z pewnością musiała wówczas patrzeć w szczęśliwe oczy brata, który już wiedział, jak zrealizuje się w swym życiu. I czyż ten błysk człowieka zakochanego w Bogu mógł jej nie zafascynować? A może wpadło w jej serce jakieś dodatkowe, delikatne słowo zachęty typu: Przyjedź do mnie siostrzyczko. Będziemy pracować razem.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Razem czy osobno?

Zanim jednak miałoby do tego ewentualnie dojść, do Brazylii zamiast Joanny wraz z nowo wyświęconym księdzem Henrykiem wyjechał brat Franciszek. Jako inżynier był tam naprawdę potrzebny. Obydwaj z Henrykiem niemal od razu zabrali się za budowę koniecznego i oczekiwanego dzieła, którym miał być szpital. Powstał więc budynek nie za wysoki, ale - jak na amazońskie warunki - i tak bardzo okazały. Sale przestronne, widne, korytarze szerokie, zaplecze ambulatoryjne, no i oczywiście, kaplica. Cały kompleks powierzono opiece świętemu Biedaczynie z Asyżu. - Kiedyż zawita tu wreszcie i pochyli się nad łóżkami chorych moja siostra, pani doktor Gianna? Czy tak właśnie, w czasie długich godzin dyżurów nocnych, rozmyślał jej brat Albert? A może już snuł plany, jak to we dwoje jeszcze bardziej zintensyfikują posługę medyczną? Chorych jest tak wielu. A wydaje się, że ciągle ich przybywa.
Z miejscowości Grajaů do Włoch jest wiele tysięcy kilometrów, ale listy, na szczęście, jakoś stamtąd dochodzą. Joanna otwiera je z wypiekami na policzkach i czyta jednym tchem. Pod ich wpływem dojrzewa w niej pragnienie, by jak najszybciej dołączyć do brata, pracując dla Jezusa jako świecka misjonarka. Ma już dyplom z medycyny ogólnej. Specjalizację z chirurgii. Zaczęła się uczyć portugalskiego. Na języki tubylcze przyjdzie czas na miejscu. Zostały jej jeszcze egzaminy z pediatrii i już będzie gotowa. Niemal jednocześnie dyplomowaną lekarką zostaje jej młodsza siostra Wirginia. Też podejmuje decyzję o wyjeździe na misję - i to aż do Indii. Czy w takich okolicznościach i osobistej determinacji Joanny mogło jej coś przeszkodzić w realizacji planów? Okazało się, że, niestety, tak - słabe zdrowie.

Reklama

Boży realizm

Kierownicy duchowi mają czasem tę - patrząc po ludzku - niewdzięczną rolę „korygowania” naszych marzeń i to nawet tych najwznioślejszych. Joanna poszła ze swymi wątpliwościami do księdza Bernareggiego, biskupa Bergamo, od którego otrzymała bardzo jasną odpowiedź: „Na tyle, na ile moje doświadczenie kapłańskie i biskupie nauczyło mnie, to wiem, że kiedy Pan wzywa jakąś duszę do pełnienia dzieła misyjnego, oprócz wielkiej wiary i szczególnej duchowości, obdarza ją również siłą fizyczną, która pomoże znieść trudności i sytuacje, jakich tutaj nie jesteśmy w stanie sobie nawet wyobrazić. Jeśli Ty, Joanno, nie masz tego daru, to właśnie dlatego myślę, że ta droga nie jest tą, na którą Pan Jezus Cię wzywa, ażebyś nią szła”. Cóż rzec? Joannie pewnie było przykro. A ojciec Albert, gdy się o tym dowiedział, musiał się z takim obrotem sprawy jakoś pogodzić. Zresztą na misjach nie ma miejsca na sentymenty. Pracy jest tyle, że czasem nie wiadomo, w co ręce włożyć.
Najpierw konieczne było uprawomocnienie włoskich świadectw medycznych. Zwłaszcza wymagane były dodatkowe egzaminy ze znajomości chorób tropikalnych. Potem przyszedł czas na doskonalenie w profesji. Pewien rosyjski lekarz pracujący w Rio de Janeiro nauczył księdza doktora Berettę nowatorskiej metody wykorzystywania leczniczych właściwości łożysk, jakie pozostawały po porodach. W posłudze ojca Alberta bardzo przydała się także wiedza z chirurgii plastycznej, m.in. podczas kuracji udzielanych trędowatym. Ludzie ci dzięki niemu znaleźli godne schronienie w wiosce zorganizowanej niedaleko centrum Grajaů. Mieli tam nie tylko dach nad głową (pierwotnie z liści palm), jedzenie oraz potrzebne lekarstwa, ale i wsparcie duchowe. Ojciec Albert był bowiem jednym z tych najwspanialszych lekarzy, którzy lecząc ciało, nie zapominali o duszy pacjenta. Jako kapłan mógł ponadto w prowizorycznej kaplicy sprawować Msze św., spowiadać i udzielać sakramentu namaszczenia chorych.

Cierpienie i chwała

Dość szybko ojciec Albert zyskał sobie wielkie uznanie. Kochali go ludzie prości. Z szacunkiem odnosiły się do niego też władze. Jednogłośnie postanowiono, że jeden z najważniejszych placów Grajaů będzie nosił jego imię. Frei Alberto - jak nazywano go po portugalsku - spędził w tym mieście 33 lata. Wszyscy go znali i zawsze z radością, spontanicznie pozdrawiali. Kiedy szedł pieszo albo jechał na ośle na jakąś dalszą placówkę, okazywano mu niekłamaną cześć. Niejednemu wyrwał się komentarz: „Frei Alberto to święty!”. Jakże bolesna musiała być w tej sytuacji zarówno dla ludności miasteczka, jak i wiosek położonych w głębi dżungli wieść, która pomknęła z szybkością błyskawic występujących podczas burz tropikalnych: „Brat Albert sparaliżowany! Nie może poruszać jedną ręką i nogą! Nie mówi!” A stało się to w grudniu 1981 r. podczas kolejnych, najnormalniejszych odwiedzin związanych z posługą kapłańską. Dlaczego musiało mu się to przytrafić? Takie pytanie jest jednak chyba nie na miejscu…
Pierwszą pomoc udzielono mu w stolicy Brazylii. Na dalsze leczenie najbliżsi, za zgodą władz zakonnych, zabrali go do Włoch. Opieki nad nim podjęło się jego rodzeństwo: siostry Zita i Virginia oraz brat ksiądz Józef. A ukochana Joanna? Ona już na to wszystko patrzyła z nieba. Zmarła bowiem na wiosnę 1962 r. Kochała życie drugiego człowieka bardziej niż własne, toteż nie pozwoliła, żeby lekarze podjęli działania, które być może uratowałyby jej życie, ale zagroziłyby życiu oczekiwanego dziecka. Ojciec Albert, kiedy się o tym dowiedział, był z jej decyzji dumny. Bardzo jednak cierpiał. Płakał… Jego szwagier, inż. Piotr Molla, wszystko mu w liście wysłanym na misję dokładnie opisał. A na końcu poprosił: „Ojcze Albercie, proszę Cię, bardzo się módl za mnie i moje dzieci”. Ten z kolei nie tylko się modlił, ale i do kultu swej siostry na ziemi brazylijskiej mocno się przyczynił. Pan Bóg to „docenił” i na miejsce cudu przed beatyfikacją Joanny wybrał sobie właśnie ów amazoński szpital, gdzie ordynatorem był Frei Alberto.
Dnia uroczystej proklamacji swej szlachetnej siostry Joanny świętą, ojciec Albert już na ziemi nie doczekał. Zmarł 10 sierpnia 2001 r. Obecnie cieszy się już zapewne wspólnotą zbawionych. Ci, którzy go znali, nie mają co do tego najmniejszych wątpliwości. Dlatego też na ich prośbę, przedłożoną w 2006 r., podjęto pierwsze kroki również w jego procesie kanonizacyjnym.

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bratysława: Kościół modli się za rannego premiera i apeluje o pokój społeczny

2024-05-15 19:56

[ TEMATY ]

premier

Słowacja

PAP/EPA/JAKUB GAVLAK

Życzę Panu Premierowi szybkiego powrotu do zdrowia, a wiernych wzywam do modlitwy o pokój dla naszej Ojczyzny i wszystkich obywateli Republiki Słowackiej - napisał w związku z atakiem na premiera Roberta Fico przewodniczący Konferencji Episkopatu Słowacji abp. Bernard Bober.

„Wyrażam głębokie ubolewanie z powodu nieszczęścia, które spotkało premiera Roberta Fico. Potępiam przemoc, nienawiść i agresję, które jedynie rodzą dalsze zło i pogłębiają polaryzację w społeczeństwie. Apeluję do sumień wszystkich, nie bądźmy obojętni, bądźmy budowniczymi pokoju. Nie krzywdźmy się wzajemnie, ale umacniajmy dobro, które jest w każdym człowieku. W modlitwie życzę Panu Premierowi szybkiego powrotu do zdrowia, a wiernych wzywam do modlitwy o pokój dla naszej Ojczyzny i wszystkich obywateli Republiki Słowackiej” - napisał abp Bober.

CZYTAJ DALEJ

SYLWETKA - Św. Szymon Stock (Szkot)

To kluczowa postać dla pobożności Szkaplerza. Św. Szymon urodził się w 1165 r. w hrabstwie Kent w Anglii. Rodziców miał bogobojnych. Hagiografowie podkreślają, że matka Szymona zanim go pierwszy raz nakarmiła po urodzeniu, ofiarowała go Matce Bożej, odmawiając na kolanach Zdrowaś Maryjo.
Uczył się w Oksfordzie i - jak przekazują kroniki - uczniem był wybitnym. Później wiódł przez jakiś czas życie pustelnicze, by po przybyciu Karmelitów na Wyspy wstąpić do zgromadzenia. Szybko poznano się na jego talentach oraz gorliwości i mianowano go w 1226 r. wikariuszem generalnym. W 1245 r. został wybrany szóstym przeorem generalnym Karmelitów. Wyróżniał się gorącym nabożeństwem do Matki Bożej. Maryja odwzajemniła to synowskie oddanie, objawiając się Szymonowi 16 lipca 1251 r. Święty tak relacjonował to widzenie: „Nagle ukazała mi się Matka Boża w otoczeniu wielkiej niebiańskiej świty i trzymając w ręce habit Zakonu, powiedziała mi: «Weź, Najukochańszy Synu, ten szkaplerz twego Zakonu, jako wyróżniający znak i symbol przywilejów, który otrzymałam dla ciebie i dla wszystkich synów Karmelu. Jest to znak zbawienia, ratunek pośród niebezpieczeństw, przymierze pokoju i wszechwieczna ochrona. Kto w nim umrze, nie zazna ognia piekielnego»”. Św. Szymon dożył 100 lat. Zmarł w opinii świętości16 maja 1265 r.

CZYTAJ DALEJ

Rodzice niepełnosprawnych dzieci w Sejmie: aborcja nie jest rozwiązaniem

2024-05-16 16:10

[ TEMATY ]

sejm

rodzice

niepełnosprawność

Adobe Stock

Na wysłuchaniu publicznym w sprawie projektów zmierzających do liberalizacji przepisów aborcyjnych oprócz organizacji pozarządowych uczestniczą także rodziny z dziećmi niepełnosprawnymi. - Znam kilkaset rodzin, które mają dzieci z niepełnosprawnościami i Zespołem Downa i oni sobie radzą. To nie jest rozwiązanie problemu - mówiła jedna z matek, Marta Witecka.

Po serii wystąpień przedstawicieli organizacji pozarządowych rozpoczęła się część dla osób indywidualnych. Ta część wysłuchania publicznego potrwa kolejne kilka godzin, gdyż do zabrania głosu zapisało się ponad 300 osób.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję