Ze szkołą Sióstr Zmartwychwstanek po raz pierwszy zetknęłam się, podejmując decyzję związaną z wyborem liceum. Kiedy o tym myślałam, moje wątpliwości rozwiał tato, wychowanek przedszkola Sióstr Zmartwychwstanek: - Po co szukać daleko, jak tuż obok są zmartwychwstanki? Tuż obok, bo mieszkałam wtedy na warszawskim Żoliborzu, w dzielnicy, w której historię czuje się na każdym kroku, i to tę pisaną przez duże „H”. „Twierdza Zmartwychwstanek” to dla mnie obecnie również zmartwychwstanki i nauczycielki w Gimnazjum Sióstr Zmartwychwstanek w Częstochowie. To nie tylko budynek szkolny, to dom, w którym czuje się miłość, życzliwość, dobroć, gdzie stawiane są wymagania, oraz miejsce, w którym odbiera się lekcje autentycznej historii i patriotyzmu.
Wiele lat temu w sierpniu 1944 r. moja szkoła stała się „Twierdzą” dla żołnierzy AK oraz powstańczym szpitalem. Posługę rannym żołnierzom, nie tylko Polakom, ale również Niemcom, z wielką ofiarnością i poświęceniem niosły siostry. Po 14 latach od tych krwawych wydarzeń w gruzach klasztoru odnaleziono ciała trzech bohaterów. Jeden z nich, 15-letni Gustaw Donat Pawłowski pisał w liście do matki: „ Kochana Mamusiu! Zdecydowałem się iść do wojska (...). Trzy tygodnie się namyślałem, modliłem, leżałem krzyżem i po tych modlitwach Bóg powiedział: Idź synu i broń Boga i Ojczyzny. Mamusiu, gdyby Ci było bardzo przykro, to uciekaj się do Boga. Leż krzyżem, tak jak ja przeleżałem, a Bóg da Ci pocieszenie”. Przytaczam te słowa, gdyż przed laty wyryły one ślad w moim 15-letnim sercu. Był to swego rodzaju testament młodego człowieka. Takie ideały wpajały w nas także nasze siostry wychowawczynie: miłość Boga, Ojczyzny, stawianie sobie wysokich wymagań, dostrzeganie swojego szczęścia w ofiarnej pomocy dla bliźnich, zapominanie o sobie. Były to swego rodzaju drogowskazy, które stały się dla moich koleżanek i dla mnie pomocą w wędrówce ku szczytom, gdzie rosną górskie szarotki.
Pomóż w rozwoju naszego portalu