Reklama

Jak szlachetne kamienie

Miłość jest tworzeniem z drugą osobą swojego miejsca na ziemi

Niedziela Ogólnopolska 51/2006, str. 18-19

Artur Stelmasiak

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Artur Stelmasiak: - Czym właściwie dla Państwa jest miłość?

Prof. Gustaw Zemła: - To ciągła obecność. Świadomość, że ja jestem obecny w życiu żony, a ona w moim. Bez względu na odległość, jaka nas dzieli.
Miłość jest tworzeniem z drugą osobą swojego miejsca na ziemi. I nie ma nic wspólnego z romantycznymi opisami literackimi, jest trudnym wejściem w życie, w obowiązki dnia codziennego.

- Czy tworzenie tego „miejsca na ziemi” można podzielić na jakieś etapy?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Gustaw: - Wydaje mi się, że można je porównać do czterech pór roku. Najpierw była w naszym życiu wiosna, czyli okres młodości. Słonecznej, pięknej, kwietnej. Później przyszło lato, które stanowiło nasze dojrzewanie. Janeczka urodziła syna. A więc mieliśmy plon naszej miłości. I jesień - wówczas człowiek odczuwa, że ciało zaczyna powoli odmawiać posłuszeństwa, że zaczyna coś boleć.
Teraz można powiedzieć, że jesteśmy już w zimie naszego życia, naszej miłości. Ale ta zima nie jest jakaś sroga, zła, okrutna i bolesna. Jest ciepła. Bo między nami jest nadal ciepło.

Janina Zemła: - Tak, jest między nami ciepło, jest czułość i przyjaźń.

Gustaw: - Teraz czekamy na piątą porę roku, która już nigdy nie będzie się zmieniać. Stanie się jednolita, jednakowa. To właśnie perspektywa tej piątej pory życia pozwala nam ze spokojem patrzeć w przyszłość. Pragnę, aby przejście do niej przebiegło niepostrzeżenie. Chciałbym pracować do końca. Zupełnie niespostrzeżenie przejść na drugi brzeg.

- Niespostrzeżenie - to znaczy nie przygotować się?

Gustaw: - Myślę, że przygotowaniem na to przejście jest całe życie, a nie tylko jakiś jeden moment. W naszym przypadku składały się na nie także wszelkie trudy, choroby, bieda, różne niepowodzenia.

Janina: - Wydaje mi się jednak, że otrzymaliśmy tak wiele dobra i łaski, że nawet jeżeli nadejdzie koniec i jedno z nas pierwsze odejdzie, a drugie pozostanie na ziemi, to, mimo bólu, wciąż powinno dziękować Bogu za to, co było...

Gustaw: - Tak, ta podwójność musi dotrwać do końca. Jednak sądzę, że ostateczne rozstanie będzie najtrudniejszą życiową lekcją.
Ale mogę też powiedzieć, że kiedy z perspektywy minionych lat oglądamy się za siebie, widzimy, że nie mamy się czego wstydzić. Wydaje mi się, że nasze życie jest spełnione.

Reklama

- Jak, po długim doświadczeniu wspólnej drogi, określacie dzisiaj Państwo swoją miłość?

Janina: - Zastanawiałam się już kiedyś nad tym pytaniem, ale jednoznacznej odpowiedzi nie znalazłam. Nasza miłość zmieniała się z biegiem lat i na pewno bardzo różni się od uczucia, które było na początku naszej wspólnej drogi. Dzisiaj ta nasza miłość promieniuje również na innych ludzi. Muszę powiedzieć, że kocham nie tylko naszą rodzinę, męża, syna, wnuczki, ale również innych ludzi.

Gustaw: - O, widzę, że czegoś nowego się dowiem... (śmiech!).

Janina: - (też się śmieje) Naszą miłością zarażamy często przyjaciół.

- Czy można powiedzieć, że Państwa wzajemna miłość jest również miłością do Boga?

Janina: - Boga dostrzegam w każdym człowieku, a szczególnie w tym, którego kocham.

Gustaw: - Janeczka jest dla mnie darem od Pana Boga. Bardzo bogatym, nieadekwatnym do moich zasług. Ta nasza miłość jest też wielkim czasem miłosierdzia.

- A jak się zaczęła Państwa miłość?

Janina: - Poznaliśmy się na zabawie sylwestrowej. Można powiedzieć, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. Jednak Gustaw mieszkał wówczas we Wrocławiu, a ja studiowałam w Warszawie, więc dzieliła nas odległość.
Po roku Gustaw dostał się na warszawską Akademię Sztuk Pięknych. Wydawało się, że będzie pięknie. Przecież uniwersytet i akademię dzieli tylko ulica. Okazało się jednak, że ta ulica tak nas rozdzieliła, że przez trzy lata w ogóle się nie widywaliśmy.

Gustaw: - Można powiedzieć, że nasza miłość zgasła.

Janina: - Aż tu po trzech latach wpadliśmy na siebie na Krakowskim Przedmieściu.

Gustaw: - Inaczej nie wypadało. Musieliśmy porozmawiać.

Janina: - Tak krok po kroku zaczęliśmy się spotykać. Po roku pobraliśmy się. W sierpniu 2006 r. minęło 50 lat naszego małżeństwa.

Gustaw: - To nie była miłość jak w „Romeo i Julii” czy w „Tristanie i Izoldzie”. Pomimo wielkiego zauroczenia nasza miłość była trudna. Żyliśmy w ciężkich warunkach materialnych, była bieda. Janeczka zaczęła pracować wcześniej, a moje studia nie pozwalały na dodatkową pracę. Studia na Akademii Sztuk Pięknych to nie tylko nauka, ale bardzo wiele praktyki. Trzeba było rysować, malować etc.
Przez cztery lata mieszkaliśmy w Otrębusach, kątem u kogoś. Mieliśmy jeden mały i ciemny pokoik. Musieliśmy wstawać o piątej rano, żeby dojechać na czas do Warszawy.

Janina: - Musiałam czekać na męża, aż skończy zajęcia na Akademii. Dopiero później wracaliśmy razem pociągiem do domu, bałam się bowiem iść sama przez las od przystanku.

Gustaw: - Ale ten trudny czas był dla nas niemal jak czyściec. Wówczas docieraliśmy się wzajemnie, kształtowaliśmy swoje charaktery, „obrabialiśmy się” jak szlachetne kamienie.

Janina: - Wtedy zaczęły się też moje choroby. Przez trzy miesiące leżałam w szpitalu. Pamiętam, że Gustaw był u mnie codziennie, a czasem dwa razy dziennie. To było dla mnie bardzo budujące.

- Czy Pan Bóg dopuszczając do tej choroby, zesłał też na Państwa jakieś dobro?

Gustaw: - Myślę, że tak. Nie pojmuję tego doświadczenia jako dopust Boży, ale jako coś, co bardzo nas zbliżyło. Zyskaliśmy jeszcze większe zaufanie do siebie.

- Na czym polegało to „docieranie”, „obrabianie jak szlachetne kamienie”?

Janina: - Widzi Pan, mamy zupełnie inne charaktery. Dlatego też wzajemne dopasowywanie się było bardzo trudnym zadaniem. Niektóre sprawy wyszły dopiero po... 50 latach! Pamiętam moment, kiedy Gustaw powiedział mi, że nasze małżeństwo przetrwało tylko dlatego, że on bez przerwy mi ustępował. To dla obu stron były nieustanne ustępstwa.

Gustaw: - I okazało się, że to jest bardzo mądre. To nieważne, kto komu ustępuje, ale ważne, że się ustępuje. W miłości człowiek widzi wartość nadrzędną. Dlatego można z czegoś zrezygnować, aby coś ważniejszego osiągnąć. Miłość potrzebuje rozumu. Musi mieć świadomość.

- Czy można powiedzieć, że Państwo byli i są dla siebie nauczycielami wiary?

Gustaw: - Tak. Szczególnie Janeczka ma na tym polu wiele zasług.

- Miłość to też akceptacja inności...

Janina: - Tak... Kiedyś bardzo chciałam, aby Gustaw się zmienił. Chciałam „wyplenić” jego wady. Na przykład: byłam pedantką i nie mogłam pogodzić się z ciągłym bałaganem, który robił mąż. Ale w końcu machnęłam już ręką. Wiem, że mąż pozostanie bałaganiarzem.
Człowiek dopiero po latach dochodzi do wniosku, że nie ma potrzeby zmieniać drugiej osoby.

Gustaw: - Trzeba kochać człowieka takim, jaki on jest. Nie można go lepić na własną modłę. Bo to będzie kalekie. Nie będzie ani mną, ani sobą. Dlatego trzeba uszanować indywidualność i inność.

Janina: - Ale, Gustawie, kiedy się o tym przekonaliśmy? Dosyć późno.

- Zbliża się Boże Narodzenie. Jak Państwo przeżywacie te Święta?

Janina: - Szczególnie lubimy Wigilię. To jest najważniejszy dzień w roku. Wieczerza wigilijna jest u nas bardzo tradycyjna. Przy stole gościmy około 10 osób....

Gustaw: - (przerywa)... a ja pamiętam wiele smutnych Wigilii w swoim życiu. Było to w czasach okupacji, kiedy to wielu ludzi przy stole zabrakło. Teraz, gdy mówimy, że to jest dla nas wielkie święto, to nie tylko mamy na uwadze święto religijne. To jest też święto całej rodziny. Szczególnie radosne, bo przy stole mogą się zgromadzić wszyscy.

- Czy podczas Wigilii łatwiej przychodzi okazywanie miłości?

Gustaw: - Boże Narodzenie to święto uniwersalne. To jest taka cicha noc dla wszystkich. Kiedy siadam do stołu, to mam świadomość, że we wszystkich domach i przy wszystkich stołach siedzą inne rodziny. Śnieg pada wszędzie, gwiazdka zapala się dla wszystkich.

Janina: - Gdy składamy sobie życzenia i słyszę nasze wnuczki, mam świadomość, jak wiele jest w nas miłości.

Gustaw: - Bardzo lubię chwilę, w której przełamuje się opłatek. Lubię ten dźwięk. A za tym idą życzenia.

- Podczas Świąt Bożego Narodzenia przychodzi do nas Miłość. Bo przecież Bóg jest Miłością...

Gustaw: - Tak. Ale pamiętajmy, że Bóg przychodzi do nas mały i słaby. Jego miłość objawiona w słabej Dziecinie przeradza się później w ogromną moc. Umierając na krzyżu, Jezus wydaje się przegrany. Jednak później nadchodzi zmartwychwstanie, które otwiera nam niebo.
Boże Narodzenie pokazuje nam też, że miłość musi się otwierać na życie. W przeciwnym wypadku pozostanie niepełna, pusta.

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Z Czech przez Polskę do nieba

Niedziela Ogólnopolska 16/2018, str. 20-21

[ TEMATY ]

św. Wojciech

Tadeusz Jastrzębski

Św. Wojciech nauczający z  łodzi, malowidło ścienne. Chojnice, kościół pw. św. Jana Chrzciciela

Św. Wojciech nauczający z  łodzi, malowidło ścienne. Chojnice, kościół
pw. św. Jana Chrzciciela

Urodził się zaledwie 10 lat przed chrztem Polski. Śmierć męczeńską poniósł już jednak w czasach, kiedy nad Wisłą władcy zdawali sobie sprawę ze znaczenia świętych relikwii. Czy Polska byłaby dziś tym samym krajem, gdyby nie św. Wojciech, jego związki z naszym państwem oraz przyjaźń z cesarzem?

Św.Wojciech został biskupem Pragi jako 27-letni mężczyzna. Jak podają jego biografowie, do katedry miał wejść boso, co prawdopodobnie symbolizowało ewangeliczną prostotę przyszłego męczennika. Potwierdzeniem tej tezy są inne historyczne źródła, według których wiadomo dziś ponad wszelką wątpliwość, że Wojciech nie dysponował wielkim majątkiem. To, co posiadał, miało służyć sprawowaniu kultu, zaspokajaniu potrzeb miejscowego kleru oraz jego osobistemu utrzymaniu.

CZYTAJ DALEJ

Dziś w Ewangelii przedziwny wybór Boga i tajemnica

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Strukov/fotolia.com

Rozważania do Ewangelii J 12, 24-26.

Wtorek, 23 kwietnia. Uroczystość św. Wojciecha, biskupa i męczennika, Głównego Patrona Polski

CZYTAJ DALEJ

Bp Artur Ważny o swojej nominacji: Idę służyć Bogu i ludziom. Pokój Tobie, diecezjo sosnowiecka!

2024-04-23 15:17

[ TEMATY ]

bp Artur Ważny

BP KEP

Bp Artur Ważny

Bp Artur Ważny

Ojciec Święty Franciszek mianował biskupem sosnowieckim dotychczasowego biskupa pomocniczego diecezji tarnowskiej Artura Ważnego. Decyzję papieża ogłosiła w południe Nuncjatura Apostolska w Polsce. W diecezji tarnowskiej nominację ogłoszono w Wyższym Seminarium Duchownym w Tarnowie. Ingres planowany jest 22 czerwca.

- Idę służyć Bogu i ludziom - powiedział bp Artur Ważny. - Tak mówi dziś Ewangelia, żebyśmy szli służyć, tam gdzie jest Jezus i tam gdzie są ci, którzy szukają Boga cały czas. To dzisiejsze posłanie z Ewangelii bardzo mnie umacnia. Bez tego po ludzku nie byłoby prosto. Kiedy tak na to patrzę, że to jest zaproszenie przez Niego do tego, żeby za Nim kroczyć, wędrować tam gdzie On chce iść, to jest to wielka radość, nadzieja i takie umocnienie, że niczego nie trzeba się obawiać - wyznał hierarcha.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję