Dodawanie przed nazwiskiem Wojciecha Kilara określenia „światowej sławy kompozytor” wydaje się zbyt banalne. Prezydent Katowic opowiada czasem historię o japońskim naukowcu, którego chciał zaprosić na konferencję. Japończyk najpierw upewniał się, czy Katowice to właśnie to miasto, w którym mieszka Wojciech Kilar. Gdy prezydent potwierdził - przyjął zaproszenie. Kompozytor mieszka w Katowicach od 1948 r. Podkreśla, że tutaj wydarzyło się niemal wszystko, co najważniejsze w jego życiu: tu spotkał wspaniałych profesorów, życzliwe środowisko muzyczne, tutaj poznał swoją żonę. Od Ślązaków uczył się etosu pracy.
Debiutował jako 15-latek. Na Konkursie Młodych Talentów w 1947 r. wykonał napisane przez siebie dwie Miniatury Dziecięce, za które otrzymał II nagrodę. Studia w katowickiej PWSM ukończył z najwyższym wyróżnieniem. Potem był Paryż, stypendium rządu francuskiego i studia u prof. Nadii Boulanger.
Znawcy muzyki dzielą jego twórczość na trzy okresy: pierwszy - neoklasyczny - zakończył się w 1957 r. odą „Béla Bartók in memoriam”. Po powrocie z Paryża Wojciech Kilar stał się jednym ze współtwórców polskiej szkoły awangardowej oraz nowego kierunku zwanego sonoryzmem. Przełomowe dzieło tego okresu „Riff 62”, po wykonaniu na „Warszawskiej Jesieni” w 1962 r., odniosło ogromny sukces, podobnie jak kolejne kompozycje sonorystyczne. - Po pewnym czasie jednak poczułem się znużony kontynuacją pomysłów awangardy polskiej z lat 60. - mówi Kompozytor. - Czuło się, że te nasze koncepcje, burzące i negujące całą przeszłość oraz tradycję muzyczną, szybko tracą siłę świeżości, że się po prostu zużywają.
Wtedy przyszła propozycja napisania godzinnego programu dla „Śląska”. Na prośbę prof. Stanisława Hadyny, twórcy i dyrektora zespołu, Wojciech Kilar skomponował: suity rozbarską i żywiecką, cykle melodii Zagłębia Dąbrowskiego i ziemi opolskiej, pieśni Beskidu Śląskiego i Żywieckiego. - Od współpracy ze „Śląskiem” zaczął się dla mnie nowy okres - mówi Kompozytor. - Na początku twórczości odwróciłem się od muzyki ludowej. Dzięki „Śląskowi” powróciłem do niej i poczułem, jakbym się napił świeżej, zdrowej, wypływającej wprost ze źródła wody.
Powrót do źródła okazał się zbawienny. W 1974 r. powstał „Krzesany”, który obiegł cały świat, dzieląc publiczność i krytyków na zachwyconych i oburzonych. Był to niekwestionowany przełom w muzyce polskiej i w twórczości Wojciecha Kilara.
Na mapie najważniejszych dla Kompozytora miejsc trzeba także zaznaczyć Jasną Górę, która w czasie stanu wojennego była jego duchowym schronieniem. Tutaj odzyskał nadzieję na wolną Polskę, odkrył moc modlitwy różańcowej, znalazł nowe źródło inspiracji muzycznej. -Do czasu moich ściślejszych związków z Jasną Górą tematyka religijna pojawiła się tylko w jednym moim utworze - „Bogurodzicy”, krótkiej kantacie na chór i orkiestrę - powie w wywiadzie rzece zatytułowanym „Na Jasnej Górze odnalazłem wolną Polskę... i siebie”, którego udzielił o. Robertowi Łukaszukowi OSPPE. O jednym z najbardziej znanych swoich utworów - „Angelus” mówi, że jest owocem przeżyć z wielu - czasami kilkutygodniowych - pobytów na Jasnej Górze.
Chociaż pamiętamy zapewne muzykę z wielu filmów, do których Wojciech Kilar ją napisał (w sumie ponad 130), z pewnością najbardziej jesteśmy mu wdzięczni za „Missa pro pace”, która w 2001 r. została wykonana w Watykanie w obecności Jana Pawła II. Ojciec Święty podziękował wtedy Kompozytorowi za wspaniały utwór, pozwalający doświadczyć wielkich tajemnic ukrytych w obrzędach Mszy św., a jednocześnie podkreślił, że wszyscy jesteśmy wezwani do wielkiego wołania i modlitwy o pokój na świecie. - Była to największa nagroda w moim życiu - mówi Kompozytor - zwłaszcza że oprócz podziękowań, które usłyszałem po koncercie, otrzymałem po kilkunastu dniach list zawierający wiele wspaniałych słów i podpis Ojca Świętego. Kiedyś powiedziałem, że ta msza nie powstałaby, gdybym kiedyś nie pojawił się na Jasnej Górze. Dziś dodam, że nie warto zajmować się niczym innym niż muzyką związaną z tekstami religijnymi i z Pismem Świętym.
Pomóż w rozwoju naszego portalu