Reklama

„Hołd złożony Polsce uciśnionej i zmartwychwstałej”

W 80. rocznicę Literackiej Nagrody Nobla dla Reymonta

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

10 grudnia 1924 r. w Sztokholmie Literacką Nagrodę Nobla - przyznaną 13 listopada tego roku naszemu wielkiemu pisarzowi Władysławowi Stanisławowi Reymontowi (1867-1925), jako drugiemu Polakowi (po Henryku Sienkiewiczu) - odebrał w imieniu chorego Laureata poseł polski w Sztokholmie Alfred Wysocki (1873-1959). W sytuacji tegorocznego, któregoś z kolei, kontrowersyjnego werdyktu szwedzkich jurorów serdeczną pamięcią wróćmy do tamtego wspaniałego dla nas wydarzenia sprzed osiemdziesięciu lat.
Przyszły Noblista od początku swej twórczości miał świadomość własnego talentu. „Innego życia nad w literaturze - nie rozumiem, czuję, że nie mógłbym inaczej żyć (...). Nie przez ambicję, łaknąc sławy itp., zostałem pisarzem z potrzeby i z musu, z bólu, nienawiści i miłości. Muszę nim pozostać do końca, choćbym ani jednego czytelnika nie miał” - wyznał w liście do Antoniego Wodzińskiego.
Już w 1919 r. Akademia Umiejętności w Krakowie zgłosiła Reymonta do Nagrody Nobla. Dwa lata później ta sama instytucja do tejże nagrody wysunęła po raz pierwszy Stefana Żeromskiego, gorliwie przez Polskę popieranego w następnych latach, lecz w Akademii Szwedzkiej mającego niewielu zwolenników. Reymontem zaś zainteresowano się i już w 1920 r. jeden z członków Komisji Nobla - Per Hallström przedstawił kandydaturę Reymonta, ale bez powodzenia.
Gorliwym orędownikiem Pisarza w Szwecji, zwłaszcza jego powieści Chłopi, stał się profesor Uniwersytetu w Lundzie i redaktor najpoczytniejszego dziennika w Sztokholmie Svenska Dagbladet - dr Fryderyk Böök, który w 1918 r. napisał, że utwór ten wykazuje „taką wzniosłość w konturach, takie bogactwo w perspektywie i tak majestatyczny spokój w rytmie opowiadania, że raz po raz zmusza nas do porównania z epopejami Homera (...). Stary kmieć Boryna włada autokratycznie w swojej zagrodzie, a wszyscy mieszkańcy wsi patrzą nań z szacunkiem: jest on niejako przywódcą ludu, tak jak ongiś achajscy książęta. Lipce mają swoje zebrania gminne, swoje spory o «następstwo tronu», swoje wyprawy wojenne, swoich bohaterów tak jak owe greckie państewka. (...) Znamiennym jest w powieści Reymonta wpływ religii na niespokojne dusze chłopów. Kościół stanowi punkt centralny wsi. Ceremonie liturgiczne odbywają się wśród nabożnego skupienia. Ludzie, chata, ba - nawet zwierzęta w oborze pozostają pod opieką święconej wody (...). Częstym obrazem u Reymonta jest porównanie tarczy słonecznej z promieniejącą od blasku hostią”.
Istotną rolę w umożliwieniu zapoznania się z jednym z najtrudniejszych współczesnych polskich tekstów przez opiniotwórcze środowiska literackie w Szwecji odegrała Ellen Wester, rozkochana w polskiej prozie, która dokonała świetnego przekładu Chłopów na język szwedzki. Jesienią 1924 r. wszystkie cztery tomy ukazały się w „wytwornym zewnętrznym wyposażeniu, na pięknym papierze” i z okładkami o delikatnych symbolicznych winietach. Opublikowanie ich wywarło ogromne wrażenie i posypały się pomyślne recenzje.
Wiele w tej sprawie zrobił także wspomniany dyplomata, publicysta, tłumacz, pamiętnikarz A. Wysocki, który złożył wizytę przewodniczącemu Komitetu Nobla, protestanckiemu arcybiskupowi Uppsali (znakomity teolog i uczony, były nauczyciel następcy tronu i jego osobisty przyjaciel, jedna z naczelnych osobistości Szwecji) Nathanowi Söderblomowi, a także ekspertom literackim.
W kwietniu 1924 r., tj. na pół roku przed przyznaniem nagrody, odżyła ponownie kandydatura Reymonta.
Prof. Böök ogłosił kolejny artykuł, w którym nazwał polskiego twórcę „pierwszym spomiędzy nowoczesnych pisarzy europejskich”, a Chłopów - „wielkim dziełem literatury współczesnej”, zaznaczając, że „Polska miała dotąd literaturę opisującą życie szlachty. Reymont zaś uzupełnia historię obyczajową Polski epicką opowieścią o chłopach”.
Pochlebna ocena najwybitniejszego krytyka szwedzkiego zwiększyła szanse kandydatury polskiej, o czym poseł powiadomił pisarza. W odpowiedzi otrzymał list, a w nim m.in. słowa: „Powiem szczerze, nie spodziewałem się tego. Odwykłem od tego, aby kto się zajmował moją działalnością literacką. Nie, nie będę zawracał panu głowy takimi sprawami”.
Reymont był chory. Lato spędził w wielkopolskim Kołaczkowie, dużej wsi, oddalonej o 16 km od Wrześni, w swojej 200-hektarowej posiadłości („resztówka” pozostała z parcelowania majątków pruskiej Hakaty przez Urząd Osadniczy w Poznaniu), nabytej 14 września 1920 r. wraz z klasycystycznym pałacem, pochodzącym z początków XIX stulecia. 28 września wrócił do Warszawy i cały miesiąc przeleżał w łóżku z powodu „generalnego zapalenia płuc, osłabienia strasznego”. W najcięższym momencie choroby otrzymał kolejny „strasznie dobry, głęboko przyjacielski” list od Wysockiego, który „zadzwonił mu nadzieją tak potężnie, że kto wie, czy nie pomógł mu przez to do szybszego wyzdrowienia”.
Odpowiadając nań 29 października, napisał: „Tak porywająco kreśliliście możliwe zwycięstwo, że rozdyndałem się do głębi. Nie wierzę, a równocześnie bronię się przed rozmarzaniem i snuciem przypuszczeń - a jeśli, to juści, że Wam będę zawdzięczał. Byłoby to cudowne i zarazem mocno gorzkie. Pomyśleć, że jestem chory, i zupełnie zdrowy być nie mogę. Żyję jakby tylko na marginesie życia. Przez słomkę smakuję życie niby zwietrzały mazagran. Ot, dola, co? Niełatwo mi się przychodzi pogodzić z musem spokojnego, wyrachowanego, cichego wegetowania. Zwłaszcza teraz, kiedy przepełniony jestem projektami prac, których pewno nie zdążę napisać, kiedy dojrzałem i mógłbym stworzyć niejedną rzecz istotnie wartościową”.
Nadszedł wreszcie czwartek 13 listopada 1924 r. Sekretariat Nobla powiadomił telefonicznie Wysockiego o nagrodzie dla Władysława Reymonta za powieść Chłopi. Poseł natychmiast wysłał telegram do laureata, pytając w nim, czy nie mógłby przyjechać na uroczystość wręczenia nagrody przez króla. W nocy otrzymał taką odpowiedź: „Z całego serca dziękuję. Wkrótce napiszę list. Mój przyjazd jest niemożliwy z powodu złego zdrowia”.
Następnego dnia Wysocki od rana bez przerwy odbierał telefony i wizyty gratulacyjne, a prasa wychwalała Reymonta i Polskę pod niebiosy.
Prof. Böök pisał w Svenska Dagbladet: „Cieszymy się, że najwyższe odznaczenie literackie przyznano przedstawicielowi odrodzonej i wolnej Polski. Kiedy Akademia wieńczyła Sienkiewicza, nie było jeszcze państwa polskiego. Tak tedy zarówno w latach poniżenia, jak i triumfu, Szwecja dała wyraz swej sympatii i uznania dla utalentowanego narodu polskiego”. W innej gazecie napisano: „Chłopi to pomnik narodu, który cierpiał w łachmanach i głodował, a pomimo to zwyciężał. Jest to epiczny hołd złożony Polsce uciśnionej i zmartwychwstałej”.
Takich artykułów nazbierało się 120! Nawet na najdalszej północy Szwecji postarano się o portrety Reymonta i umieszczano je na naczelnym miejscu wraz z życiorysem i oceną jego twórczości.
W liście z 14 listopada Noblista nie taił radości: „I przyznaję się przed Wami, że ta nagroda uderzyła we mnie istotnym, wstrząsającym piorunem. Bowiem mimo wszelkich nadziei, coraz bardziej zastanawiających pogłosek, w głębi hodowałem niewiarę. Ani na chwilę nie miałem przekonania o dostaniu tej nagrody. Więc kiedy to się stało, poczułem się wprost zdruzgotany wzruszeniem, co w moim stanie serca zaprowadziło mnie znowu do łóżka”. Skarżył się także: „Nagroda Nobla, pieniądze, sława wszechświatowa i człowiek, który bez zmęczenia wielkiego nie potrafi się rozebrać. To istna ironia życia, urągliwa i prawdziwie szatańska. A może i co innego. Nie wiem, czy wiecie, ale ja jestem głęboko wierzący, więc przyjmuję, co na mnie spada, jak dopust Boży. Że czasem się wierzgnie i zaklnie, nic dziwnego, ale poza tym z pokorą ciągnę moją taczkę. Juści chciałbym jeszcze żyć, bo chciałbym jeszcze coś zrobić”.
10 grudnia 1924 r. na posiedzeniu Komitetu prezes Akademii wręczył Alfredowi Wysockiemu, jako przedstawicielowi Władysława Reymonta, czek na 116 718 koron (co równało się 256 999 ówczesnych złotych polskich), dyplom i duży medal ze szczerego złota, ze stosownym napisem, i odesłał wszystko kurującemu się w Nicei pisarzowi, który niedługo, bo zaledwie rok, cieszył się sukcesem. Zmarł 5 grudnia 1925 r. w Warszawie. Pochowano go na cmentarzu Powązkowskim, a serce wmurowano w filarze kościoła Świętego Krzyża w Warszawie.

Przy pisaniu tego tekstu korzystałam m.in. ze wspomnień Alfreda Wysockiego pt. Sprzed pół wieku, Kraków 1974.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Czego tak naprawdę Maryja oczekuje od nas wołaniem z Fatimy?

[ TEMATY ]

Fatima

Maryja

Karol Porwich/Niedziela

Zapewne każdy z nas słyszał o objawieniach Matki Bożej w Fatimie, ale czy tak naprawdę wiemy, co wtedy Maryja chciała nam przekazać? Czy orędzie fatimskie to tylko historia, wydarzenie, sensacja? Co ono oznacza dla mnie, dla mojego życia?

Dziś Fatima jest jednym z największych sanktuariów maryjnych świata. Rocznie odwiedza ją około 4 milionów pielgrzymów i turystów, przy czym największe nasilenie tego ruchu przypada na 13 maja i 13 października, w rocznicę rozpoczęcia i zakończenia objawień.

CZYTAJ DALEJ

Ojciec Pio ze wschodu. Św. Leopold Mandić

[ TEMATY ]

święci

en.wikipedia.org

Leopold Mandić

Leopold Mandić

W jednej epoce żyło dwóch spowiedników, a obaj należeli do tego samego zakonu – byli kapucynami. Klasztory, w których mieszkali, znajdowały się w tym samym kraju. Jeden zakonnik był ostry jak skalpel przecinający wrzody, drugi – łagodny jak balsam wylewany na rany. Ten ostatni odprawiał ciężkie pokuty za swych penitentów i skarżył się, że nie jest tak miłosierny, jak powinien być uczeń Jezusa.

Gdy pierwszy umiał odprawić od konfesjonału i odmówić rozgrzeszenia, a nawet krzyczeć na penitentów, drugi był zdolny tylko do jednego – do okazywania miłosierdzia. Jednym z nich jest Ojciec Pio, drugim – Leopold Mandić. Obaj mieli ten sam charyzmat rozpoznawania dusz, to samo powołanie do wprowadzania ludzi na ścieżkę nawrócenia, ale ich metody były zupełnie inne. Jakby Jezus, w imieniu którego obaj udzielali rozgrzeszenia, był różny. Zbawiciel bez cienia litości traktował faryzeuszów i potrafił biczem uczynionym ze sznurów bić handlarzy rozstawiających stragany w świątyni jerozolimskiej. Jednocześnie bezwarunkowo przebaczył celnikowi Mateuszowi, zapomniał też grzechy Marii Magdalenie, wprowadził do nieba łotra, który razem z Nim konał w męczarniach na krzyżu. Dwie Jezusowe drogi. Bywało, że pierwszą szedł znany nam Francesco Forgione z San Giovanni Rotondo. Drugi – Leopold Mandić z Padwy – nigdy nie postawił na niej swej stopy.

CZYTAJ DALEJ

Weigel o 1. pielgrzymce Jana Pawła II do Polski: 9 dni, które popchnęły XX w. na nowe tory

2024-05-13 18:50

[ TEMATY ]

George Weigel

Ks. Tomasz Podlewski

Pielgrzymka Jana Pawła II do Polski w czerwcu 1979 r. to było 9 dni, które popchnęły XX w. na nowe tory - mówił w poniedziałek biograf Jana Pawła II George Weigel. Dodał, że była to rewolucja sumienia, która zapoczątkowała rewolucję polityczną.

Weigel, który napisał m.in. biografię polskiego papieża zatytułowaną "Świadek nadziei", wziął w poniedziałek udział w dyskusji w Centralnym Przystanku Historia im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Warszawie.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję