Minęły - daj Boże bezpowrotnie - czasy, gdy w sklepach pakowano
nam masło i salceson w stare gazety, a mimo to przed sklepami ustawiały
się długie kolejki. Nie tęsknią za nimi nawet ci, którzy głosują: "
komuno, wróć!". Może tylko sprzedawcy wzdychają, jak to drzewiej
nie trzeba się było wysilać na grzeczność, bo klient i tak był wdzięczny,
że "dostał" ostatnie pół litra octu.
Teraz rynek zalewany jest mnogością towarów, które muszą
ze sobą konkurować ceną i jakością - również opakowań. Cóż bowiem
wart jest produkt, na który nie ma nabywcy? A ze znalezieniem tego
ostatniego bywa trudniej niż z wyprodukowaniem towaru. Stąd wielkie
nakłady na reklamę, za którą i tak płaci konsument - czasem kilkadziesiąt
procent wliczone w ostateczną cenę. Dla wielu ludzi, zwłaszcza starszego
pokolenia, te elementy marketingu są nie do pojęcia. Jeszcze niedawno,
to władza reglamentowała zapotrzebowanie na stal, wieprzowinę i kartofle,
filmy, książki, a nawet na idee.
Dziś, choćby i genialne pomysły, podobnie jak masło,
jeśli chcą znaleźć odbiorców, powinny mieć atrakcyjne "opakowanie"
. Inaczej ludzie tego nie kupią. Każdorazowe wybory pokazują, że
więcej posłuchu zyskują ci, którzy w ustach mają okrągłe słówka,
w oczach niebieskie szkła kontaktowe, niż ci, którzy mają świętą
rację. Taki jest dzisiejszy świat. Można nim wzgardzić. Można się
nań obrazić. Lub, jak to nieraz bywało, pomyśleć o wykorzystaniu
nowej sztuki, zwanej Public Relations w różnych dziedzinach chrześcijańskiego
życia. Przecież Kościół ciągle musi chrystianizować nowe dziedziny
kultury. A nowa sztuka może bardzo pomóc w relacjach międzyludzkich,
zwłaszcza gdy chodzi o realizację jednego z najtrudniejszych ewangelicznych
obowiązków, jakim jest upominanie błądzących.
Ludzi gotowych do udzielania mądrych rad jakoś nigdy
wśród nas nie brakowało. Nie tylko wśród teściowych. Ale sztuką jest
tak "sprzedać" upomnienie bliźniemu, aby ten nie poczuł się atakowany
i nie zaczął kontratakować. Jeśli nasze słowa mają przynieść zbawienny
skutek, to upominany nie może wątpić, że motywem upomnienia jest
autentyczna miłość. Chrystus każe nam tak upominać, aby, dopóki można,
nie tracić, lecz pozyskiwać ludzi. W żadnym wypadku upomnienie nie
może być sposobem okazania swojej wyższości, ani mentorstwem, którego
za dużo bywa również w mediach.
Jeśli nie potrafimy zwrócić komuś uwagi z miłością, lepiej
nie czynić tego wcale. Mieć coś strasznie mądrego i ważnego do powiedzenia
- to za mało, żeby otwierać usta. Trzeba jeszcze znaleźć sposób,
żeby ten, kto jest upominany, nie czuł się jak ktoś, kto w ciemnej
uliczce kupił cegłę, bo propozycja była nie do odrzucenia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu