Reklama

Sylwetka: bp Kazimierz Romaniuk

Biblia przede wszystkim

W uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej Jan Paweł II podjął decyzję zezwalającą na przejście na emeryturę ordynariusza warszawsko-praskiego bp. Kazimierza Romaniuka. Hierarcha pięć dni wcześniej skończył bowiem 77 lat. Mimo wieku, nie brakuje mu jednak energii i pomysłów. Ostatnio w odzyskanym i odremontowanym dawnym domu Braci Albertynów na warszawskiej Pradze utworzył Dom Słowa Bożego im. Pierwszego Biskupa Warszawsko-Praskiego - ks. Kazimierza Romaniuka.

Niedziela Ogólnopolska 36/2004

Bp Romaniuk z ministrantami

Bp Romaniuk z ministrantami

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jak o. Pio załatwił mu paszport

Reklama

Ośrodek ma służyć koordynacji, animacji oraz innym formom wspierania apostolatu biblijnego, by przez to przyczynić się do podnoszenia kultury biblijnej - twierdzi Ksiądz Biskup. Myśli też o stworzeniu księgarni o profilu biblijnym.
- Ośrodek będzie dostarczać materiałów do organizowania Niedziel Biblijnych czy wieczorów biblijnych, miniwystaw, konkursów szkolnych itp. Marzy nam się stworzenie ekipy biblistów popularyzatorów, którzy by tego rodzaju materiały opracowali, a w razie potrzeby służyli pomocą w realizacji parafialnych inicjatyw z zakresu apostolatu biblijnego. Planowane są także kursy korespondencyjne dokształcania biblijnego.
Bp Kazimierz Romaniuk od zawsze miał zamiłowanie do Pisma Świętego. Choć nie od razu życie wskazywało, że zostanie wybitnym biblistą.
- Wcale tego nie chciałem, na pewno sam nie zaplanowałbym życia w taki sposób - wyznaje. Marzył o tym, by studiować patrologię. Miał już nawet doktorat z tej dziedziny i planował wyjazd do Lyonu na dalsze studia. Aż tu nagle niespodziewanie otrzymał list od Prymasa Wyszyńskiego z Komańczy: „... studia w instytutach rzymskich stawiam wyżej niż gdziekolwiek indziej...”.
- Protestowałem, usiłowałem przekonywać Księdza Prymasa, że bardzo chciałem zająć się nauką Ojców Kościoła. Ale on donośnym, majestatycznym tonem odparł: „Przecież Ojcowie Kościoła też nic innego nie robili, jak studiowali Pismo Święte...”. I tak stałem się biblistą.
Po okresie rzymskim kontynuował studia biblijne w Jerozolimie. Jak twierdzi, przyczynił się do tego o. Pio, któremu zawdzięcza otrzymanie paszportu do Izraela. Złożył mu wizytę, by za to podziękować.
- Przed nim poczułem się bardzo malutki, czułem też przedziwny zapach, zupełnie jak wśród bujnie kwitnących kwiatów. Wzrok skierowałem na ręce Padre Pio. Chciałem zobaczyć sławne stygmaty. Ale zakrywały je rękawiczki. Powiedziałem, że udaję się na dalsze studia do Ziemi Świętej i że przyjechałem podziękować za pomoc. Uśmiechnął się powściągliwie, jakby o wszystkim wiedział. Położył mi lewą rękę na głowie, a prawą pobłogosławił mnie i całą Polskę. Wszystko trwało chyba niecałe pięć minut, a wywarło piętno na całe życie.

W bamboszach przy maszynie

Reklama

Potem były przekłady Pisma Świętego. Najpierw Listu do Koryntian, potem Listu do Rzymian, w końcu całego Nowego Testamentu, który rozszedł się w siedmiuset tysiącach egzemplarzy. Wreszcie - wszystkich ksiąg, czego efektem jest wydana w 1997 r. Biblia Warszawsko-Praska, pierwszy polski przekład z języków oryginalnych.
Bp Romaniuk jest pracowity. Bp Marian Duś twierdzi, że swoimi zdolnościami i pracą naukową zawsze imponował kolegom. Nie może też zrozumieć przyjętej przez bp. Romaniuka formy wypoczynku, bo zazwyczaj nie wyjeżdża na wakacje.
- Jeśli już wyjechał za granicę, to najczęściej po to, aby chociaż przez kilka dni „poszperać” w bibliotekach - mówi bp Duś. - A kiedy odpoczywa? Gdy się nad tym zastanawiałem, przypomniało mi się spotkanie, jakie miało miejsce w czasach moich studiów na KUL-u. Pamiętam, była sobota i po wykładach wraz z prof. Czesławem Strzeszewskim wracałem do akademika. Rozmowa nasza zeszła na temat sposobu spędzania sobotniego popołudnia. Ja powiedziałem, że wybieram się do teatru. Prof. Strzeszewski natomiast - że najlepiej odpoczywa wtedy, gdy znajdzie się w swoim mieszkaniu, włoży bambosze, usiądzie przy maszynie do pisania i nikt mu już nie przeszkadza. Wtedy odpoczywa. Myślę, że w podobny sposób odpoczywa bp Romaniuk: gdy usiądzie za biurkiem, pochyli się nad książkami i zacznie pisać.
- Takie już ze mnie dziwadło, że nie lubię nigdzie wyjeżdżać - przyznaje Ksiądz Biskup. - Musiałbym zabierać ze sobą kilka słowników, ze trzy gramatyki, tekst grecki, hebrajski..., a to mogłoby być męczące! Nigdy w życiu nie leżałem na plaży, nie chodziłem po górach. Nawet w Zakopanem dawno nie byłem, co jeden z kolegów księży skwitował krótko: „Nie będziesz zbawiony, bo nie odwiedzasz Księżówki”. Ale on, niestety, umarł, a ja żyję!

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Pierwszy powiadomił o porwaniu ks. Jerzego

Biskupem został w roku 1982.
- Pamiętam, że 12 lutego, wczesnym rankiem, wezwał mnie Prymas Glemp i zapytał, czy wyrażam zgodę, by zostać biskupem. Nie miałem zwyczaju zastanawiać się długo nad propozycjami przełożonych. Od razu powiedziałem „tak”, choć czułem się trochę „rozsypany”.
Zanim jeszcze bp Romaniuk został ordynariuszem na Pradze, bywało, że ludzie się go czasem bali. Bo potrafił być surowy, nieraz ostry. Mówił zazwyczaj to, co myślał. Tak sądzą zwłaszcza ci, którzy wspominają czasy, gdy jako biskup pomocniczy archidiecezji warszawskiej był odpowiedzialny za sprawy personalne. A te siłą rzeczy wymagały właśnie decyzji personalnych, które nie mogą nigdy wszystkich usatysfakcjonować.
To on, jako personalny, pierwszy z władz kościelnych dowiedział się o uprowadzeniu ks. Jerzego Popiełuszki. 20 października 1984 r., rankiem, otrzymał telefon od proboszcza z Torunia, do którego udał się po ucieczce kierowca ks. Jerzego - Waldemar Chrostowski. Biskup natychmiast zadzwonił do parafii św. Stanisława Kostki w Warszawie. Telefon odebrał jeden z wikariuszy - ks. Marcin Wójtowicz.
- Czy ksiądz Popiełuszko odprawiał rano Mszę św.? - usłyszał zdenerwowany głos bp. Romaniuka.
- Nie, ale odprawi wieczorem - odpowiedział ks. Wójtowicz, myśląc, że Biskup rutynowo sprawdza księdza.
- Nie odprawi, został porwany - usłyszał w słuchawce.

Pewność powołania

Kazimierz Romaniuk księdzem chciał być praktycznie „od zawsze”. W drugiej klasie szkoły podstawowej, kiedy ojciec nauczył go ministrantury, zyskał pewność powołania. Zasadniczo na całe życie. No, może oprócz chwili, w której zdarzył się wypadek:
- Było to zaraz po maturze, w 1946 r. Jechałem na wieś do rodziców. Gdy wsiadałem do pociągu, ktoś przyciął mi drzwiami palec - kciuk prawej ręki - tak mocno, że trzymał się chyba tylko na skórce. Owinąłem go chustką, a potem bałem się ją zdjąć. I wtedy właśnie pomyślałem sobie: „No to już po moim kapłaństwie”. Wiedziałem, że kandydat na księdza musi mieć zdrowe palce, bo ma nimi trzymać Hostię, kiedy odprawia Mszę św.
Ale obawy dziecka szybko się rozwiały. Palec zagoił się. Teraz nie ma nawet śladu po tamtym wypadku.
- To sprawiła Opatrzność - przyznaje dzisiaj Ksiądz Biskup. - Panu Bogu zawdzięczam swe powołanie.
Choć, oczywiście, wpływ na wybór drogi życiowej miał także dom rodzinny w Hołowienkach k. Sokołowa Podlaskiego. Dom o tradycjach unickich - bo dziadek, Andrzej Romaniuk, był unitą. Wzmiankują o nim nawet monografie o unitach podlaskich.
Matka śpiewała w domu Godzinki czy Gorzkie żale. Ojciec przewodził śpiewom w parafialnym kościele. To on rozdawał dzieciom w domu kantyczki, by wspólnie mogły śpiewać kolędy.

„Dorzuciłem entuzjazm!”

Większą część swego kapłańskiego życia związany był z Seminarium Duchownym w Warszawie. Pracę w nim rozpoczął właściwie już wówczas, gdy w 1953 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Warszawskiego. Potem zajął się budową Seminarium na Bielanach. Był to okres, gdy zwiększyła się liczba powołań, było ponad 300 kleryków. Budynek przy Krakowskim Przedmieściu, zresztą bardzo stary, nie mieścił już wszystkich, pokoje przygotowano nawet na strychu. Gdy Prymas Wyszyński otrzymał pozwolenie na wzniesienie nowego gmachu, zaproponował ks. rektorowi Romaniukowi, by rozpocząć budowę.
- Nie bardzo miałem na to ochotę. Powiedziałem, że jak muszę, to zbuduję. A Ksiądz Prymas na to: „Jak musisz, to bez łaski, ja chcę choć trochę entuzjazmu”. No więc dorzuciłem entuzjazm i się udało! - opowiada Ksiądz Biskup.
Gdy w 1992 r. został ordynariuszem warszawsko-praskim, doprowadził do wyremontowania katedry na Pradze, przebudowy budynku kurialnego i ukończenia budowy Domu Księży Emerytów w Otwocku. Zdecydował o erygowaniu kilkudziesięciu parafii i budowie wielu nowych kościołów. Jednak chyba najwięcej energii poświęcił budowie nowego Seminarium na Pradze.

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Sosnowiec: Zatrzymano księdza po zgłoszeniu delegata biskupiego ds. ochrony dzieci i młodzieży

2025-04-29 13:37

[ TEMATY ]

przestępstwo

diecezja sosnowiecka

delegat biskupa ds. ochrony dzieci i młodzieży

54‑letni ksiądz

Adobe Stock

Policja zatrzymała we wtorek 54-letniego księdza z diecezji sosnowieckiej

Policja zatrzymała we wtorek 54-letniego księdza z diecezji sosnowieckiej

Na polecenie sosnowieckiej prokuratury policja zatrzymała we wtorek 54-letniego księdza z diecezji sosnowieckiej, któremu śledczy zarzucają dwa przestępstwa na szkodę dzieci, chodzi m.in. o przestępstwo o charakterze seksualnym zagrożone nawet karą dożywocia - dowiedziała się PAP w prokuraturze.

To już czwarta osoba zatrzymana w ramach dużego śledztwa, prowadzonego przez Prokuraturę Okręgową w Sosnowcu. Przeciw jednej z nich prokuratura w połowie kwietnia skierowała do sądu akt oskarżenia. W postępowaniu jest więc obecnie trzech podejrzanych - dwaj czynni księża i jeden były już duchowny z diecezji sosnowieckiej.
CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

[ TEMATY ]

św. Katarzyna Sieneńska

Giovanni Battista Tiepolo

Św. Katarzyna ze Sieny

Św. Katarzyna ze Sieny
W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne. Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej. Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia. Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie. Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy. Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską. Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej". Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała! Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła. Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża. Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.
CZYTAJ DALEJ

Ogień Miłosierdzia na wrocławskim Rynku

2025-04-29 20:23

Magdalena Lewandowska

Podczas ewangelizacji na Rynku ludzie wspólnie się modlili i uwielbiali Boga.

Podczas ewangelizacji na Rynku ludzie wspólnie się modlili i uwielbiali Boga.

W Niedzielę Miłosierdzia na Wrocławskim Rynku odbył się koncert ewangelizacyjno-uwielbieniowy "Ogień Miłosierdzia".

Koronkę do Miłosierdzia Bożego, modlitwę i uwielbienie poprowadził m.in. karmelita o. Krzysztof Piskorz z Ruchem Światło-Życie i ks. Wojciech Bujak ze Wspólnotą Miłość Pańska z Oleśnicy. Już po raz trzeci koło wrocławskiego ratusza głoszono orędzie Bożego Miłosierdzia. – Miłosierdzie Boże chce się rozlewać na wszystkich ludzi, także tych daleko od Kościoła, stąd taka forma ewangelizacji połączona z modlitwą i uwielbieniem – tłumaczy o. Krzysztof Piskorz, przeor wrocławskiego klasztoru karmelitów i kustosz sanktuarium Matki Bożej Miłosierdzia. – Chcemy na Rynku, w sercu Wrocławia, uczcić tajemnice najważniejszą, tajemnicę zmartwychwstania. Chcemy głosić Boże Miłosierdzie, bo do tego posyła nas Chrystus. Nie możemy zamykać się tylko w kościele, bo tak nie staniemy się apostołami. Warto tworzyć Kościół posłany, Kościół misyjny – dodaje karmelita.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję