Reklama

Wraca pamięć o Księdzu sprzed lat...

Wspomnienie o ks. Stanisławie Staniszu

Niedziela włocławska 32/2002

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Przeglądałem Nasz Dziennik z 13 i 14 lipca br. Dostrzegłem fotografię młodego księdza z dziewczynką pierwszokomunijną. Zacząłem czytać. Okazało się, że to ks. Stanisław Stanisz w dniu prymicji ze swoją bratanicą w katedrze św. Franciszka Ksawerego w diecezji Green Bay (Sinus Viridis) w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej. Nazwisko Księdza zabrzmiało mi jakoś znajomo. Zdjęcie i tekst do tej gazety przysłał Jan Dutka z miejscowości Moczarki. Czytałem dalej. Nie pomyliłem się. Ten Ksiądz pracował w diecezji włocławskiej, ale pochodził spod Limanowej, ze wsi Sowliny. Dzisiaj - jak wyczytałem w Roczniku Diecezji Tarnowskiej - ta wieś jest już na przedmieściu i powstała tam nowa parafia: Limanowa-Sowliny z kościołem św. Stanisława Kostki.

Na tropach człowieka

Zacząłem szukać wiadomości o tym Księdzu. Najpierw w swoich zbiorach, potem uzupełniłem je informacjami z Archiwum Diecezjalnego. Patrzę na fotografię. Zbliża się 60. rocznica jego męczeńskiej śmierci w Dachau. Pragnę więc przypomnieć osobę tego Księdza na łamach Ładu Bożego. I to nie tylko kapłanom i wiernym parafii Dęby Szlacheckie, Młodojewo, Chwalborzyce i Orle, ale im szczególnie. Tam zostały ślady jego posługi kapłańskiej, które nie są wypisane w książkach, ale w ludzkich sercach. Byłem w każdej z tych parafii na wizytacji. Wielu tam ochrzcił, przygotował do Pierwszej Spowiedzi i Komunii Świętej, błogosławił ich związki małżeńskie, spowiadał, odprowadził na cmentarz... Wielu słuchało jego kazań, jego pouczeń... Może w tych parafiach zachowały się jakieś stare zdjęcia, na których jest ten Ksiądz? Pierwszokomunijne? Ślubne? Pogrzebowe? Wiele parafii stara się o to, by portrety ich proboszczów wisiały w zakrystii lub kancelarii.

Kim był ten Kapłan?

Urodził się 27 grudnia 1877 r. w rodzinie Sebastiana i Marii z Sułkowskich. Dopiero w 12. roku życia zaczął chodzić do szkoły - z powodu ubóstwa rodziców. Uczył się najpierw w Limanowej, potem w Nowym Sączu i Krakowie. Był bratem zakonnym u Dominikanów. W 1905 r. rozpoczął studia filozoficzne w ich Instytucie we Lwowie. Ale w tej krótkiej informacji jest wzmianka, że studia seminaryjne ukończył już jako ksiądz diecezjalny w seminarium św. Franciszka Salezego pod Milwaukee w USA. Święcenia kapłańskie przyjął 12 czerwca 1912 r. i został inkardynowany do diecezji Green Bay w stanie Visconsin. W 1922 r. (nie jak napisano w Naszym Dzienniku w 1932 r.!) wrócił do Polski, zgłosił się do diecezji włocławskiej i został proboszczem w Dębach Szlacheckich. Pracował tu przez 6 lat. Nasz katalog diecezjalny mówi z kolei, że w 1928 r. przeniesiony został do Młodojewa, gdzie duszpasterzował 4 lata. Stamtąd chętnie przeszedł do mniejszej parafii Chwalborzyce. Po 6 latach został proboszczem w Orlu. Stąd został zabrany 6 października 1941 r. (w wigilię Matki Bożej Różańcowej) przez Niemców najpierw do Lądu, a potem 30 października 1941 r. przywieziony do Dachau. Miał tam nr 25.050. Zmarł 3 sierpnia 1942 r.

Przy szkicowaniu duchowego portretu

Tyle suchych informacji. Ale zza tych dokumentów wyłania się pewien charakter człowieka, jego duchowe zmagania z losem, z historią, z ludźmi. Zaznał smaku biedy, ale bardziej niż chleba był głodny wiedzy. Wstąpił do Dominikanów z zamiarem pracy jako brat zakonny. Ojcowie jednak widząc jego chęć do nauki, umożliwili mu studia filozoficzne. Był ciekawy świata. Nie znalazłem wzmianki, dlaczego pojechał do Ameryki, ale tam była też jego rodzina. Ściągnęli go widocznie i zapewne łożyli na naukę. Z południowej Polski, z Galicji sporo ludzi jechało wtedy tam za chlebem. Został księdzem, mając 35 lat. Pracował w Ameryce 10 lat jako kapłan.

Zapragnął wrócić do Ojczyzny, gdy powstała z popiołów po latach niewoli, gdy stawiła czoła nawale bolszewickiej, gdy jej wschodnia granica ustalona została w traktacie ryskim. Nie znalazł pracy w diecezji tarnowskiej, bo tam zawsze było wielu kapłanów.

Przyszedł więc na Kujawy. Służył naszemu Kościołowi 20 lat - w czterech parafiach. Ale często popadał w konflikty z władzami miejscowymi i z niektórymi parafianami. Raz powodem sporu był jego apel wygłoszony z ambony, by ludzie wstrzymali się z płaceniem podatków do września, jak głosiło zarządzenie ministra, czego miejscowa władza za bardzo nie respektowała i nasyłała komornika, który zabierał z domu potrzebne ludziom rzeczy. Ksiądz stanął w obronie tych, którzy doznali krzywdy, zarzucając wójtowi, że nadużywa niewiedzy ludzi prostych. Proboszcz wiedział, bo czytał gazety. Inni gazet ani nie kupowali, ani ich nie czytali, bo nie każdy posiadał sztukę rozszyfrowania znaków pisarskich. Kiedy indziej wszczęła się awantura, bo usunął ławkę kolatorską z prezbiterium do nawy przy okazji przebudowy ołtarza. Ile z tego powodu było interwencji u biskupa! To znowu rozgorzała walka z "badaczami Pisma Świętego", zwłaszcza z okazji pogrzebu. Widać z pism, że miał krewki temperament, góralski, jak widać po niektórych przykładach z tamtych stron. Nie dobierał słów. Nie szedł łatwo na kompromisy. Walczył wszędzie. Z dworami. Z władzami gminnymi i powiatowymi. Z lewicowymi nauczycielami. Z wywrotowymi siłami w parafiach. Był też zaczepny. Może nie zawsze miał rację, ale trudno mu było ustąpić drugiej stronie. W walce wyżywała się jego dusza rogata. Biskupi, mimo że z zaplecza amerykańskiego nie szczędził ofiar na Seminarium, na "Długosza", na "Piusa X", w dniach sporów dawali mu nawet wolną rękę na przejście do innej diecezji. Został tutaj.

Kiedy wybuchła wojna, trwał na posterunku duszpasterskim do końca, do aresztowania i wywiezienia do obozu. Nie opuścił parafii dobrowolnie, nie wyjechał w rodzinne strony, nie schronił się na południu Polski, gdzie było Polakom lżej niż tu, w Kraju Warty. A widział, co się dzieje. Rozstrzelani zostali przecież księża z sąsiedztwa: z Mąkoszyna, z Sadlna, z Witowa, z Osięcin. Bp Michał Kozal, profesorowie i alumni zostali wywiezieni do obozu koncentracyjnego. Srożył się terror. Niemcy początkowo uszanowali jego amerykańskie obywatelstwo, gdy aresztowali księży z dekanatu radziejowskiego i zamordowali ich w Piotrkowie Kujawskim już 31 października1939 r. Może miał nadzieję na przetrwanie. Odsunął pokusę ucieczki. Kiedy kościół został zamknięty, odprawiał Msze św. na plebanii, chrzcił dzieci nawet z okolicznych parafii. Podnosił na duchu. Był ostoją. Ale nie schlebiał okupacyjnym władzom. Również i pod ich adresem był ostry w wypowiedziach. Musiały one dojść do ich uszu. W okolicy aż się roiło od kolonistów niemieckich. Nie zaparł się wiary i polskości. Ceną tej wierności było męczeństwo.

W obozowej gehennie, w głodzie, w obliczu śmierci patrzył na ziemskie sprawy pod kątem wieczności. Otrzymał zaszczytne zaproszenie do udziału w cierpieniach Chrystusa. Nie odmówił. We krwi Baranka usunęły się wszelkie brudy z jego duchowej szaty. Chrystus uleczył jego rany, jakie odniósł w niejednej walce. Pewnie z jego ust popłynęła modlitwa za parafian, wśród których pracował. Również przebaczenie i prośba o przebaczenie.

Dzisiaj wraca do nas wspomnieniem, zachowaną przez kogoś fotografią, odgrzebanymi w archiwach dokumentami, z których aż kipi ferment, jaki był w umysłach tamtych czasów... Po 60 latach pochyla się nad nimi biskup, który dobrze zna ten lud. Nie dziwi się nikomu i niczemu. Tak było. Nauczył się rozumieć bohaterów dramatu przy szkicowaniu duchowego portretu postaci, jakie w czasie studiów poznawał w okresie znacznie bardziej odległym. Nie gorszy się nimi! Trzeba to wszystko widzieć w kontekście czasów! Mieć perspektywę i pewien dystans. Wpuścić trochę malarskiego światła, by dostrzec dobro ludzkich czynów. A ilu podobnych żyje dzisiaj kapłanów i ilu podobnych jest parafian! Everlasty man - pisze Chesterton. Wiecznotrwały człowiek. Taka płynie z archiwaliów nauka... Nie tylko my mocujemy się z problemami... Wszyscy będziemy też żebrakami w bramach miłosierdzia Bożego...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bp Miziński: bądźmy wierni dziedzictwu św. Wojciecha

– Dzisiaj musimy się zapytać, co uczyniliśmy z tym dziedzictwem, które przyniósł nam św. Wojciech – mówił w homilii bp Artur Miziński, Sekretarz Generalny Konferencji Episkopatu Polski, który 23 kwietnia w uroczystość św. Wojciecha, patrona Polski przewodniczył Mszy św. w kościele św. Wojciecha w Częstochowie.

– Zapewnienie Chrystusa zmartwychwstałego w słowach: „Gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jeruzalem i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” zrealizowało się nie tylko w życiu apostołów, ale także w życiu i posłudze ich następców. Św. Wojciech jest tego jasnym przykładem – podkreślił bp Miziński.

CZYTAJ DALEJ

10 lat temu zmarł Tadeusz Różewicz

2024-04-24 08:39

[ TEMATY ]

wspomnienie

Tadeusz Różewicz

histoiria

wikipedia.org

"Po wojnie nad Polską przeszła kometa poezji. Głową tej komety był Różewicz, reszta to ogon" - powiedział o nim Stanisław Grochowiak. 24 kwietnia mija 10 lat od śmierci Tadeusza Różewicza.

"Nie mogę sobie nawet wyobrazić, jak wyglądałaby powojenna poezja polska bez wierszy Tadeusza Różewicza. Wszyscy mu coś zawdzięczamy, choć nie każdy z nas potrafi się do tego przyznać" - pisała o Różewiczu Wisława Szymborska.

CZYTAJ DALEJ

Co nam w duszy gra

2024-04-24 15:28

Mateusz Góra

    W parafii Matki Bożej Częstochowskiej na osiedlu Szklane Domy w Krakowie można było posłuchać koncertu muzyki gospel.

    Koncert był zwieńczeniem weekendowych warsztatów, podczas których uczestnicy doskonalili lub nawet poznawali tę muzykę. Warsztaty gospelowe to już tradycja od 10 lat. Organizowane są przez Młodzieżowy Dom Kultury Fort 49 „Krzesławice” w Krakowie. Ich charakterystycznym znakiem jest to, że są to warsztaty międzypokoleniowe, w których biorą udział dzieci, młodzież, a także dorośli i seniorzy. – Muzyka gospel mówi o wewnętrznych przeżyciach związanych z naszą wiara. Znajdziemy w niej szeroki wachlarz gatunków muzycznych, z których gospel chętnie czerpie. Poza tym aspektem muzycznym, najważniejszą warstwą muzyki gospel jest warstwa duchowa. W naszych warsztatach biorą udział amatorzy, którzy z jednej strony mogą zrozumieć swoje niedoskonałości w śpiewaniu, a jednocześnie przeżyć duchowo coś wyjątkowego, czego zawodowcy mogą już nie doznawać, ponieważ w ich śpiew wkrada się rutyna – mówi Szymon Markiewicz, organizator i koordynator warsztatów. W tym roku uczestników szkolił Norris Garner ze Stanów Zjednoczonych – kompozytor i dyrygent muzyki gospel.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję