Reklama

Pomiędzy, czyli o artystach szczęśliwych

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Pod prąd modzie

Spójrzcie na kobiety. Tak wiele z nich wygląda jakby były przebrane. Wciśnięte w niewygodne, obcisłe uniformy. Ich ruchy są skrępowane, sposób poruszania się wystudiowany, naśladują cudze gesty. Jak się w tym czują? Jak to je zmienia? Tak wyglądają ofiary dyktatorów współczesnej mody, osoby, które nie zadają sobie pytania, czym jest ich kobiecość. Biernie podporządkowują się projektantom mody. Tymczasem oni - ci o głośnych nazwiskach - posiadacze wielkich fortun, w specjalnych laboratoriach, gdzie analizuje się wszelkie trendy współczesnej kultury - także antykultury - które można wprowadzać do mody, przechodzą samych siebie, żeby kobietę przez modę ukształtować na zupełnie inną istotę. Pół kobietę-pół zwierzę?
„Jakiś szaleniec wyjeżdża na Saharę i wraca z gotowym pomysłem. W tym sezonie będzie «kobieta-lew» - mówi Elżbieta Cyganek, malarka, projektantka ubrań kobiecych. - Zaczyna się miliardowa produkcja. Trzeba to sprzedać. Rusza olbrzymia machina reklamy. Nieprawdopodobna presja na handel, szturm na kobietę. Jej trzeba wbić do głowy, że musi tak wyglądać”.
Czy można się skutecznie przeciwstawić tak wielkiej presji, jaką stwarza współczesny rynek mody? Czy można żyć, będąc projektantem i wykonawcą zupełnie innych strojów dla kobiety? Strojów, które idą pod prąd wyspekulowanym, zmieniającym się co sezon modom? Czy jest to możliwe na tym targowisku próżności, kiedy użyto już wszystkich chwytów, żeby zniewolić, podporządkować sobie człowieka? Kiedy prowokację erotyczną nazwano swobodą; brzydotę, potworność i kicz - kanonem estetycznym odpowiednim dla kobiety nowoczesnej...
Elżbieta miesza farby, którymi barwić będzie tkaniny. Jedwab, aksamit bawełniany i welur, surową bawełnę, len i delikatną wełnę. Ogród zagląda do okien pracowni, ogród jest w lesie, więc i las zagląda. Elżbieta myśli o Maryi. Czy nie była tak jak ona sama z kolorem, którym barwiła wełnę na ubranie dla Jezusa, Józefa i dla siebie... Może siedziała przed domem na kamieniu, a może na piasku nad brzegiem jeziora, nieopodal rybacy suszyli sieci. Czy można uczynić kobietę szczęśliwą przez odpowiedni dla niej strój? Elżbieta i jej mąż Jacek, autorzy takich strojów, nie tylko zdecydowali się iść pod prąd współczesnej modzie, ale jeszcze w dodatku głośno mówią o tym, że chcą upominać się o piękno kobiety. O jej piękno duchowe, którego pewnym odbiciem jest ubranie, strój, kreacja.

Reklama

Wśród karaluchów

Akademik poznańskiej Akademii Sztuk Pięknych, połowa lat osiemdziesiątych Elżbieta i Jacek Cygankowie są młodym małżeństwem. Mają malutką Weronikę, która pełza po całym piętrze. Przygodą są spotkania z karaluchami wyłażącymi ze szpar, ich drobne kroczki, dotyk ich wąsów. Elżbieta, po Łódzkiej Akademii, gdzie studiowała na Wydziale Tkanin, kończy Wydział Malarstwa. Robi opracowania na temat aniołów, studiuje indywidualnym tokiem, jest zakochana w Nowosielskim. Jacek jest jednym z najzdolniejszych absolwentów Wydziału Tkanin u prof. Starczewskiego, także w Łodzi. Żyje im się bardzo trudno. Trzeba godzić intensywne wchodzenie w sedno zagadnień sztuki z banalnymi problemami przetrwania, zakupu niezbędnych rzeczy dla córeczki. Młodym artystom ciężko jest się odnaleźć w nowych rolach. Jest i bunt przed ich dźwiganiem. Jacek całymi dniami stoi w oknie i obserwuje życie przedmieścia: stok wzgórza spada ku rzece okolonej zaroślami. Jakie tu kłębowisko dziwnych zjawisk, postaci, które wypadły z głównego nurtu życia! Tutaj się ukrywają, tutaj szukają szczęścia. Jacek zaczyna rysować. Jego bohaterowie są tacy, jak ten świat podmiejski - trochę upiorni, trochę śmieszni i tragiczni jednocześnie. Elżbietę zachwyca kreska Jacka i ten zdumiewający realizm życia i poezji przedmieścia, bliski już naturalizmowi. Na rysunkach Jacka sztuczna szczęka w szklance, kurze łapki - nieco wyschnięte, robak wychyla się z jabłka, tubiaste postacie ukrywające się ze swoimi lękami i wynaturzeniami w zaroślach nad rzeką.
Dziś obrazy Jacka można znaleźć w wielu galeriach, m.in. w Danii. A jego rysunki znajdują się na strojach, które wymyśla wspólnie z Elżbietą. Ona opracowuje formę, barwi tkaniny, on rysuje na nich scenki z życia ludzi, aniołów, gwiazd i kwiatów. Elżbieta jest pierwszą recenzentką tego specjalnego, trudnego gatunku sztuki, jaką jest design projektowy. „Taka ręka to skarb” - mówi Elżbieta. Jacek potrafi dać ludziom tyle piękna. Piękna, które daje możliwość widzenia tego, co niewidzialne, a prawdziwe.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Pięć szpulek nici

Elżbieta i Jacek traktują swoją sztukę niezwykle serio. Czy ubranie, które nosi człowiek, może być czymś niepoważnym, zabawowym? „Na studiach uczono nas myślenia, obserwowania” - mówi Elżbieta. Właśnie tam, gdzie pracy plastycznej towarzyszy głęboka myśl, powstają rzeczy piękne. U doc. Kozłowskiego w Poznaniu powstawały prace konceptualne, cenne przez to, że wprowadzały żelazną dyscyplinę myślenia. Trwały nieustanne dyskusje, analizy. Zaczynało kiełkować to, co dziś niektórych prowadzi ku destrukcji - myślenie całkowicie wolne. Elżbieta nie piętnuje jednak konceptualizmu jako takiego. „Ze sztuką to jest tak: zależy, jakiej sile człowiek się podda - mówi Elżbieta. - Wielu młodych ludzi wpada z wielkim impetem w to, co im podsuwa świat. Jednak prawdziwy artysta jest bardzo skoncentrowany na istocie rzeczy, na prawdzie. Ja także robiłam całe mnóstwo śmiesznych prac, ale obserwowałam krytycznie. Mnie destrukcja nigdy nie fascynowała”. Dziś Elżbieta wie, że naprawdę ważna jest harmonia, równowaga między umysłem a duchowością.
Interesowały ją anioły. Dwa tygodnie spędziła na plenerze malarskim w Holandii razem z miejscowymi studentami. Holendrzy, uzbrojeni w mnóstwo zamykanych przemyślnie skrzyneczek, codziennie wyruszali w las. Coś tam z wielkim mozołem kopali, przestawiali. Polacy zawsze mieli najprostszy „sprzęt”: farby Karmańskiego, nożyczki, gazety. Holendrzy, na początku pełni poczucia wyższości, stopniowo nabierali respektu. Elżbieta wybrała się w tym dniu na plener zaopatrzona w pięć szpulek białych nici. Temat brzmiał: „Between” - pomiędzy. Elżbieta łopatą wycięła kwadrat ziemi. Następnie połączyła rośliny na powierzchni i korzonki traw, które pozostały w ziemi, białą nitką. Powstała stworzona naturalnie „ścieżka życia”.
Zawsze fascynowało ją bycie i działanie wśród różnic bardzo subtelnych, „o włos”. Kompozycji uczył ich w Łodzi prof. Jaśkiewicz. „Nauczył nas - mówi Elżbieta - co znaczy milimetr w malarstwie”. Elżbieta zaczęła się specjalizować w bielach. Tyle jest różnych bieli, różniących się tylko „o włos”, a tak istotnych. Oczywiście, każdy to dostrzega według własnej wrażliwości. Elżbieta widzi w sztuce nieodzowną konieczność ograniczania się. „Tylko w takim maksymalnym ograniczaniu się można pracować naprawdę twórczo. Jednak w takim działaniu człowiek jest bardzo samotny, nikt nie może mu pomóc”.
Wtedy, na plenerze w Holandii, Elżbieta czuła, że mimo iż ingerowała w naturę, nie zniszczyła jej. Te niteczki były symbolem udziału człowieka w życiu świata. Do tego nie był potrzebny żaden „sprzęt” ani dziwaczna idea.

Reklama

Św. Tadeusz Juda

Wkroczył w ich życie, kiedy nie mieli już za co wykupić obiadów w stołówce akademickiej. Zabrakło nawet na jedzenie dla Weroniki. Cóż mieli robić? Ostatnie pieniądze zanieśli do kościoła. Zaczęli nowennę do św. Tadeusza Judy. Bardzo szybko wszystko się zmieniło. Przede wszystkim zaczęli zauważać siebie, swoją odmienność i swoje potrzeby, Jacek zaczął coraz więcej malować. Miał sporo wystaw i sprzedawał obrazy w Danii. Zaczęli projektować i szyć stroje. Zewsząd napływały kolejne propozycje. Stroje sprzedawały się znakomicie na całym świecie. W Afryce, Argentynie, Indiach, Singapurze. Bardzo podobały się Skandynawom. „Przez ich prostotę i przez to, że Skandynawowie są blisko natury” - mówi Elżbieta. Bogactwem strojów był kolor i krój - połączenie wyszukanej prostoty, lekkości i funkcjonalności. Nic w nich nie ma z baroku, nic z epatowania formą. Zajęcia z konceptualizmu i dar obserwowania natury spotkały się ze sobą w punkcie najbardziej istotnym. Chodzi przecież o człowieka. O piękną formę oddającą niezwykłą treść.

Reklama

Anioły w białych czapeczkach

W prostych tunikach, ze skrzydłami, które nie wyglądają jak przyklejone, nie sterczą ani nie ciągną w dół, ale łagodnie obramowują sylwetkę - te anioły, które pojawiły się na Boże Narodzenie w kościele parafialnym w lzabelinie pod Warszawą, gdzie mieszkają dziś Elżbieta i Jacek z trójką dzieci, anioły zagrane przez dzieci z parafii, bardzo dobrze oddają styl tych kolekcji. Nikt nie wygląda w tych strojach jak w przebraniu, choć nie mają nic wspólnego z dzisiejszą modą. Ich prostota sprawia, że są ponadczasowe i bardzo współczesne zarazem. Jest w nich jakaś tajemnica. Czy szycia uczy Elżbietę i Jacka Matka Boża?

„Co, Bozia?”

Takie pytanie wyrwało się z ust znanemu warszawskiemu architektowi wraz z uśmiechem pełnym politowania, kiedy Jacek poprosił go, żeby w ich domu, który właśnie projektował, uwzględnił miejsce na kapliczkę Matki Bożej. Rozstali się z architektem i błyskawicznie zrozumieli, że w nowym środowisku nie opuści ich poczucie, że są inni.
Jacek przez całe życie był bardzo związany z ojcem. Przez pięć lat studiów co tydzień jeździł do niego, do małego miasta na ziemi częstochowskiej. Przychodziła sobota i Jacek zarzucał plecak. Ojciec musiał z kimś porozmawiać. Pracował w fabryce mebli giętych, był artystą samoukiem. Jego talent był znany, choć nie przynosił mu żadnych dochodów. Poproszono go, żeby zrobił projekt pomnika Reymonta. Włożył w ten projekt całą duszę.
Ale ktoś mu ten projekt skradł. Gloria i sława przypadły złodziejowi. Ojciec załamał się. Serce nie wytrzymało tej niegodziwości. Całe jego życie było walką, by żyć w czystym świecie. Nie można go było niczym przekupić. I dlatego był tak samotny.

Reklama

Barwne wełenki w ogrodzie

Elżbieta podziwia finezję rysunków Jacka. „On widzi” - mówi. Może dlatego rysuje anioły. Te anioły na strojach Cyganków, przemycane do krajów protestanckich, są źródłem ich wspólnej radości. Ludzie, którzy wybierają ich ubrania, wprowadzają do swojego życia, być może pogańskiego, motywy anielskie. Czy to nie piękne? „Dlatego tym, co najbardziej odczuwamy w naszej pracy, jest radość - mówi Elżbieta. - Ile my się uśmiejemy przy tworzeniu tych ubrań, jak my się nimi cieszymy! Zanudzilibyśmy się sobą, gdybyśmy tylko kwiatuszki malowali.
Kiedyś dostaliśmy duże zamówienie.
Ktoś chciał na tym mnóstwo zarobić. Ale to zupełnie nie wyszło. My każdą rzecz traktujemy niemal jak własne dziecko. Każdą rzecz trzeba osobno zdekatyzować, do ogrodu przenieść, zobaczyć, jak wygląda w innym świetle, poobserwować, jak wygląda ta fałdka, a jak to załamanie na innym tle. Pieniądze nie mogą - w tej materii - być czymś nadrzędnym. Kiedy robię taką rzecz, to wcale nie chce mi się jej do sklepu oddać - mówi Elżbieta. - I to jest nasza odpowiedź na tę nagonkę, na próbę uczynienia z nas maszyny do wyciskania pieniędzy. Naszych ubrań nie da się zrobić dużo. One są wypieszczone. Trzeba omadlać pracę, żeby była błogosławieństwem i żeby dobrze służyła innym”.

Proszę sobie wyobrazić but

bardzo drogi i bardzo niewygodny. Przecież to absurd, to jakaś perwersja. „Tymczasem kobiety na całym świecie pragną tego samego. Natura ludzka się nie zmieniła. Kobiety poszukują piękna, swobody, lekkości. Ja bardzo kocham Skandynawów. Mnie i Jacka wylansowała Dunka - Birthe. Tak piękna duchowo osoba. Nigdy nas do niczego nie zmuszała, niczego nie narzucała. Agentka, która miała w sobie coś z matki. Poznaliśmy ją przez obrazy Jacka, który po naszym okresie głodowym, po interwencji św. Tadeusza Judy zaczął sprzedawać je w Danii. Ale Birthe jest kimś wyjątkowym. Na co dzień w Danii spotyka się kobiety «zrobione» przez modę, przez wymóg, żeby w każdym wieku wyglądać młodo. Obowiązkowo aplikują sobie hormony, żeby mieć gładkie twarze. Są tak ponapinane, ponaciągane, z nieodzownymi uśmiechami, że zawsze wracałam z Danii z bólem twarzy, bo czułam się zmuszona odwzajemniać ten sztuczny uśmiech. Kiedy Dunka rodzi dziecko, to natychmiast zatrudnia się jako codzienna pomoc u staruszków, żeby zarobić na opiekunkę do dziecka. Wszelkie relacje są zabite, o «szczęściu» decydują pieniądze. Pieniądze, tak traktowane - zabijają duszę”.

Mistyczne miasto

Zaraz po zamieszkaniu w nowym domu w Izabelinie Elżbieta zaprosiła do siebie dzieci z zaprzyjaźnionych rodzin na zajęcia plastyczne. Uczyła je patrzeć na świat, odkrywać kolory, kształt, światło, ruch. Dzieci, choć z rodzin kochających się, nosiły na barkach różne ciężary, jakimi aż nadto obdziela ten czas. Odkrywanie świata to wspaniała przygoda. I dzieci były u Elżbiety szczęśliwe. Ją tymczasem pochłonęło jeszcze jedno zadanie: teatr religijny w parafialnym kościele św. Franciszka. Najpierw jasełka, potem misterium Męki Pańskiej według Marii Valtorty (Poemat Boga-Człowieka). Grają w tym teatrze nie tylko wychuchane dzieci z dobrych domów. W tym ubranym ręką artystki zespole odbijają się wszystkie biedy podwarszawskiej parafii. Ksiądz Proboszcz, początkowo dość sceptyczny, w pewnym momencie zaproponował Elżbiecie małą przechadzkę. „Pani Elu, daję Pani ten kawałek ziemi i tu zrobi pani Ogród Maryi”. Czy może być większe wyzwanie dla plastyka? Elżbieta była właśnie po lekturze Mistycznego miasta Bożego Marii z Agredy, po lekturze Marii Valtorty i Katarzyny Emmerick. A także po spotkaniu z Madzią Buczek i z jej mamą, panią Pelagią, które przerodziło się w wielką przyjaźń. Po wielu spotkaniach w sanktuarium Matki Bożej Nauczycielki Młodzieży na warszawskich Siekierkach i w Niepokalanowie... Po całonocnych czuwaniach na Jasnej Górze i w kościele parafialnym... Po tym zachłyśnięciu się pięknością Maryi... „Ciekawe - mówi Elżbieta - ja widzę cały czas Jej życie w kolorach, w formach. Mistyczne miasto niesamowicie poruszyło moją wyobraźnię. Zaczęłam myśleć obrazami. Nie wiedziałam, że ten świat - Jej świat - może być tak żywy, ciekawy”.
Było więc tak zupełnie naturalne, że pojawiła się na zaproszenie Elżbiety w Izabelinie Madzia Buczek - w kościele, w szkole podstawowej i w gimnazjum, także w Warszawskiej Szkole Ojców Pijarów i w innych szkołach katolickich.
14-letnia dzisiaj Madzia, o ciele pozbawionym normalnych kości, której życie jest pasmem cudów, i która rówieśnikom i młodszym dzieciom opowiada o Różańcu. Wśród ciszy jak makiem zasiał Madzia, której obecności w szkołach, zwłaszcza na spotkaniach z gimnazjalistami, tak obawiają się niektórzy nauczyciele, mówi o modlitwie. A tymczasem młodzież w przedziwny sposób otwiera się, kiedy słyszy słowa Madzi. Chora do chorych. Ona - fizycznie, oni - duchowo. Znajdują jakiś specjalny, intensywny kontakt. Kółko różańcowe dzieci, które Madzia założyła tutaj, w tak naturalny sposób towarzyszy pragnieniu Elżbiety - i wielu innych osób - poznania Matki Bożej.
„Uwierzyłam w te tysiące aniołów, które były przy Niej tu, na ziemi - mówi Elżbieta. - Jestem zafascynowana Jej miłością do Pana Jezusa. Tym, że potrafiła być tak piękna, tak potężna, żeby dla nas, razem z Jezusem, wywalczyć zbawienie. Każdego dnia, gdy pracuję przy ubraniach, gotuję, zajmuję się Franusiem, jestem w ogrodzie, rozmawiam z moim mężem, widzę Ją w Jej codziennych czynnościach. Mistyczne miasto... to nie jest dla mnie tylko poetycka opowieść, rodzaj baśni. Ta lektura dała mi możliwość ujrzenia Niewidzialnego. Spojrzenia na świat pełen piękności, dotknięty miłością Jej Syna i Jej miłością.

2003-12-31 00:00

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bp Włodarczyk do salezjanów: pokora istotna w dialogu synodalnym

2024-04-17 17:54

[ TEMATY ]

salezjanie

Bp Krzysztof Włodarczyk

Karol Porwich/Niedziela

Bp Krzysztof Włodarczyk

Bp Krzysztof Włodarczyk

„Istotną postawą w dialogu synodalnym jest pokora, która skłania każdego do bycia posłusznym woli Bożej i sobie nawzajem w Chrystusie” - uważa bp Krzysztof Włodarczyk, który był gościem XV Kapituły Inspektorialnej, jaka odbywa się w Pile. Uczestniczą w niej salezjanie z wielu krajów.

Ważnym wydarzeniem, wpisującym się w obrady członków Inspektorii św. Wojciecha, jest głos przedstawicieli II Kapituły Młodych, jaka miała miejsce w 2023 r. w Lądzie nad Wartą. Pomaga on salezjanom zweryfikować jakość pracy i wierność powołaniu. - Od kapłanów oczekujemy przede wszystkim, by byli, uczestniczyli w naszym życiu. By byli autentyczni i żyli charyzmatami. Cieszymy się, że podczas takiego wydarzenia, jakim jest kapituła, mamy swój głos. Oznacza to, że jesteśmy ważni, a księża chcą usłyszeć to, co mamy do powiedzenia - powiedziała Ewa Budny, która zaangażowana jest na co dzień w bydgoskim Oratorium „Dominiczek”.

CZYTAJ DALEJ

Zakłócenia programu Radia Maryja były celowe i nielegalne

2024-04-17 13:56

[ TEMATY ]

Radio Maryja

Karol Porwich/Niedziela

O. Tadeusz Rydzyk

O. Tadeusz Rydzyk

Celowe i nielegalne zakłócenia sygnału programu Radia Maryja dnia 10 kwietnia 2024 r. pochodziły z obszaru regionu kaliningradzkiego na terytorium Federacji Rosyjskiej – wyjaśnienia Sekretarza Wykonawczego IGO EUTELSAT.

Sekretarz Wykonawczy IGO EUTELSAT informuje Przewodniczącego KRRiT:

CZYTAJ DALEJ

O synodzie na Dworcu Głównym PKP

2024-04-17 18:30

Marzena Cyfert

Spotkanie w Sali Sesyjnej na Dworcu PKP we Wrocławiu

Spotkanie w Sali Sesyjnej na Dworcu PKP we Wrocławiu

W ramach Wieczorów Polskich w Sali Sesyjnej Dworca Głównego PKP we Wrocławiu odbyło się 184. spotkanie, w programie którego znalazł się Synod Archidiecezji Wrocławskiej.

Spotkanie zorganizowało Duszpasterstwo Kolejarzy. Z prelekcją wystąpiła Adriana Kwiatkowska, sekretarz synodu.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję