Fakty są dobrze znane. W roku 1943 dowódca banderowskiej UPA Kłym Sawur wydał rozkaz likwidacji polskiej ludności cywilnej zamieszkującej jedenaście powiatów województwa wołyńskiego. 11 lipca
1943 r. rozpoczęła się czystka etniczna na masową skalę. Jej beznamiętny opis zajmuje setki stron wybitnej pracy polskich historyków Władysława i Ewy Siemaszków Ludobójstwo dokonane przez
ukraińskich nacjonalistów na ludności polskiej na Wołyniu 1939-45. Porażające są nie tylko rozmiary tej zbrodni, ale i sposób jej przeprowadzenia. Człowieka można bowiem zabić na różne sposoby.
Oszczędzę cytatów.
Zbliża się 60. rocznica tej zbrodni. 11 lipca będziemy się modlić za dusze niewinnych ofiar, w szczególności dzieci i kobiet. Będziemy wspominać przebieg i okoliczności
dramatu. Nisko się pokłonimy przed tymi żołnierzami Dywizji Wołyńskiej AK, którzy są jeszcze wśród nas. My, Polacy, mamy spore doświadczenie w obchodzeniu tego typu rocznic.
Nie podejmowałbym tego tematu już dziś, gdyby nie politycy. Bo oni wprowadzają dużo zamętu. Na 11 lipca zostało zapowiedziane spotkanie prezydentów Polski i Ukrainy w przedwojennym
Porycku, czyli pierwszej wsi, którą UPA skąpała we krwi i ogniu. Trwają przygotowania organizacyjne, uzgadniane są przemówienia. Opór strony ukraińskiej budzi np. stwierdzenie, że
na Wołyniu została przeprowadzona czystka etniczna. Jedni politycy żądają od drugich przeprosin.
Problem polega jednak na tym, że Ukraina nie jest jeszcze gotowa do pojednania. Na wschodniej Ukrainie mało kto wie, co wydarzyło się na Wołyniu w 1943 r. Kuczma jest gotów powiedzieć
wszystko, czego się od niego zażąda, ale jego słowa nie mają większego znaczenia. Temu politykowi brakuje autorytetu, by mógł przemawiać w imieniu swego narodu. Natomiast na zachodniej Ukrainie
aktywnie krzewiony jest kult UPA. Współczesny ukraiński patriotyzm buduje się na jej czynach. Gdy nasi historycy wiedzą już niemal wszystko, co wydarzyło się w tamtym miejscu i w
tamtym czasie, to poważni historycy ukraińscy dopiero zabierają się za kwerendę źródeł.
Powiedzmy zatem wprost: dziś nie ma jeszcze warunków, klimatu i gotowości, aby 60. rocznica wołyńskiej tragedii stała się początkiem autentycznego polsko-ukraińskiego pojednania. Mimo to
politycy i niektóre środowiska, zwłaszcza po polskiej stronie, bardzo się śpieszą. Wykorzystując słabszą niż nasza pozycję międzynarodową Ukrainy, zmuszają jej polityków do deklaracji, do których
oni jeszcze nie dojrzeli. Takie deklaracje są niewiele warte, gdyż nie mają poparcia ukraińskiej opinii publicznej. Wystarczy przeczytać, co na ten temat pisze ukraińska prasa i co mówią politycy
z zachodniej Ukrainy, by wrócić na ziemię.
Nie ma rady, musimy jeszcze poczekać. Chcemy, oczywiście, dobrych stosunków z Ukrainą. Nie obciążamy współczesnych Ukraińców odpowiedzialnością za zbrodnie popełnione przez ich
ojców. I będziemy wdzięczni, gdy któregoś dnia sami, z własnej woli, nie przymuszeni przez nikogo przeproszą za winy swych przodków. Jak my przepraszamy ich za krzywdy,
jakie Polacy wyrządzili w przeszłości Ukraińcom. Wierzę, że taki dzień przyjdzie. Ale z pewnością nie będzie to 11 lipca 2003 r.
Pomóż w rozwoju naszego portalu