W miniony weekend do Petersburga vel Leningradu zjechały - chciałoby się powiedzieć - liczne koronowane głowy państw. Ale tak, oczywiście, nie było, żyjemy bowiem w czasach republikańskich. Zatem
to prezydenci i premierzy zastąpili królów podczas wystawnych uroczystości skromnego jubileuszu trzechsetlecia tego imperialnego miasta.
Gród Piotra jest symbolem tego, co w Rosji wielkie, i tego, co w Rosji straszne. Wspaniałe pałace cesarskie i książęce oraz kapiące od złota cerkwie dają świadectwo tego, że w Rosji
były zawsze duże pieniądze. Zarazem w grodzie Piotra brakuje jakże charakterystycznych dla Europy kamieniczek, małych zajazdów, kafejek. Ten brak świadczy o tym, że w Rosji nigdy nie było
licznego mieszczaństwa, warstw średnich. Skrajności to jakże ważna cecha historii naszego wschodniego sąsiada.
Jubileusz Petersburga jest dobrą okazją, by powrócić do pytania, czy współczesna Rosja jest trwale naznaczona swą imperialną spuścizną? Czy politycy na Kremlu muszą widzieć w niepodległej Ukrainie
jedynie przypadek, który da się jeszcze odwrócić? Czy muszą swych sąsiadów traktować jak ofiarę, którą trzeba pożreć w chwili jej słabości?
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na te pytania. Nie wierzcie temu, kto wam mówi, że wie na pewno, w jakim kierunku potoczą się dalsze dzieje Rosji. W historii pewne jest bowiem tylko to,
co już było. Przyszłość jest domeną wolności. Determinizm zostawmy ludziom chorym na Rosję.
Podczas tych kilkunastu lat po upadku imperium sowieckiego były wydarzenia, które budzą nadzieję na lepszą Rosję, demokratyczną i przyjazną światu. Widzieliśmy przecież Jelcyna pod pomnikiem
katyńskim na warszawskich Powązkach. Czytaliśmy oskarżycielskie reportaże Poliakowskiej z Czeczenii. Putin jako pierwszy sięgnął po telefon, by po 11 września wesprzeć moralnie i politycznie
Busha i Amerykanów. W Rosji regularnie odbywają się wolne wybory do Dumy.
Ale jest, oczywiście, i druga strona medalu. Rosja prowadzi brudną wojnę w Czeczenii, która zatruwa ład moralny tego państwa. Putin ogłasza dyktaturę prawa, co brzmi groźnie w kraju,
który nie ma tradycji prawa rzymskiego, ma natomiast tradycję bezprawia stalinowskiego. Wreszcie, gdy tylko pojawiła się możliwość zawiązania antyamerykańskiej koalicji, Kreml nie oparł się pokusie. Miesiąc
temu Petersburg gościł szczyt przegranych: Chiraca, Schroedera i Putina.
Oczywiście, to Rosjanie rozstrzygną o swej przyszłości. Tym niemniej świat ma także pewien wpływ na to, co zrobią. Godząc się cynicznie na niedemokratyczne bądź neoimperialne kroki Kremla, wspiera
je. Natomiast stawiając Kremlowi wysokie wymagania, sprzyja kuracji.
Niestety, politycy, którzy spędzili kilka dni w Petersburgu, dali się wciągnąć w grę pozorów. Ktoś powie, że jak się dostaje zaproszenie na urodziny, to nie mówi się przykrych rzeczy. A i owszem.
Ale nawet w takiej sytuacji na widok Potiomkinowskich wiosek nie należy wołać z emfazą: Jakież to piękne!
Pomóż w rozwoju naszego portalu