Środki masowego przekazu podały, że mimo wzrostu gospodarczego (słabego, ale jednak wzrostu) oraz mimo wzrostu produkcji - liczba osób bez pracy wzrosła. Stąd wniosek: samym wzrostem aktywności ekonomicznej
nie załatwi się problemu bezrobocia tak dużego, jak obecnie w Polsce.
Proces cywilizacyjny polegający na zastępowaniu ludzi przez automaty sterowane komputerowo jest tak przemożny i nieuchronny, że - według mnie - istnieje tylko jedno wyjście. Ludzie, którzy pracują,
muszą solidarnie podzielić się pracą z bezrobotnymi. Ten, kto pracuje przez 8 godzin, będzie pracował tylko 7. Ale... ale żeby nie wzrosły przez to koszty produkcji - czy w ogóle koszty funkcjonowania
instytucji, np. szkoły, banku - za zmniejszonym czasem pracy musi podążać zmniejszenie zarobków. Wymaga to ograniczenia swoich osobistych, często egoistycznych celów, ambicji oraz solidarności społecznej.
Musimy zacząć myśleć nie tylko o sobie, ale i o naszych dzieciach. Jeśli ja nie ustąpię choć trochę miejsca komuś, osobie mi obcej, to ktoś inny nie ustąpi miejsca mojemu synowi czy córce, którzy właśnie
kończą studia. A co mają zrobić ci mieszkańcy Polski, którzy kończą tylko szkołę zawodową? Kto ich utrzyma, czym oni będą się zajmować? Jeśli nie pracą - to kradzieżą i rabunkiem.
Następna sprawa, też związana z solidarnością społeczną, to - emerytury. Olbrzymie pieniądze są dopłacane z budżetu państwa do systemu emerytalnego: ZUS i KRUS. A mimo to ciągle słyszę, jacy to emeryci
są biedni. Czy wszyscy? No właśnie, jest pewna grupa, która ma całkiem pokaźne emerytury i żyje sobie bardzo wygodnie, jeżdżąc do sanatoriów dla poratowania zdrowia albo na wycieczki zagraniczne. Oni
też będą musieli coś oddać tym, którzy naprawdę nie mogą związać końca z końcem. Wszelkie podwyżki emerytur mogą nastąpić tylko w ramach dostępnych funduszy, bez zasilania z zewnątrz.
Trudne to, ktoś powie - niesprawiedliwe, pachnie urawniłowką. Tak, pachnie. Ale spokój społeczny i przyszłość pokolenia naszych dzieci powinny być dla nas najważniejsze.
Oczywiście, polityk, który chce być wybrany w kolejnych wyborach, będzie zapewniał, że są inne, bezbolesne sposoby zaradzenia pladze bezrobocia, ale to jest - jak ktoś się wyraził - polityk, a nie
mąż stanu, który myśli o przyszłym pokoleniu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu