Reklama

Minął tydzień

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wielu wie, że co damy dziecku, tysiąckrotnie zwróci się.
Czemu więc nie uczymy ich miłości, zanim pojmą,
Że przegrywamy każdą wojnę, kiedy zaczynamy ją.
A ci, którzy przyjdą po nas, już nie wiedzą, o co szło...
(Marcin Kydryński, "Nasze dzieci po to są")

Z miłością do każdego

Czemu więc? To pytanie dominuje w rozmowach, osobistych refleksjach ludzi. Czemu nie umiemy w dzisiejszym świecie, który przecież jest tak bogaty w owoce myśli ludzkiej, tak bogaty w surowce, że wystarczą one do wykarmienia o wiele większej liczby ludności niż ta, która zamieszkuje współczesny świat, przekazać dzieciom prawdy o sile miłości... Tym boleśniejsze to pytanie, że - jak zaznaczył autor wiersza - każde dobro dane dziecku, zresztą nie tylko jemu, zwraca się tysiąckrotnie. Dlaczego wolimy, aby nienawiść, którą karmimy dzieci, potęgowała się w przyszłości tysiąckrotnie... Nie wiemy? Dlatego tak trudno komentować dzisiejszą rzeczywistość.
Sądzę, że moim i wielu Czytelników bólem najgłębszym są ponawiane w wielu mediach ataki na Kościół i Ojca Świętego. Najpierw inspiracją są - jak to napisał jeden z tygodników - "kłopoty Papieża" związane z brakiem dyscypliny księży i biskupów. "Polski trop" wprawdzie dostarczył okazji do pokory, ale nie przyniósł oczekiwanych rezultatów w postaci planowanych, jak sądzę, aktów apostazji, temat więc bywa sztucznie utrzymywany nadal.
Bo kiedy Ojciec Święty podejmuje trudną, ale słuszną decyzję, mającą na celu uzdrowienie sytuacji, w obozie "obrońców moralności" nastaje panika. Spotęgowało ją liczne uczestnictwo wiernych w liturgii Wielkiego Tygodnia i nie mniejsza frekwencja przy sakramencie pokuty. Ludzie mądrzy darem wiary rozumieją, co znaczy słabość i grzech, i ilekroć je widzą, odczuwają natychmiast, że nie ma powodu do radości, ale też nie jest rozumne obrażanie się na Pana Jezusa za to, że ze słabych ludzi zbudował Kościół, a nie z jakichś "nadludzi" czy aniołów. Zatem członkowie co światlejszych elit, przybrani w togi sędziowskie, ruszyli z kontrofensywą na polski, katolicko myślący ciemnogród.
Najpierw redaktor Znaku jak Kajfasz zaczął rozdzierać szaty, że tak szybko się to skończyło, że zapadła nad ludzką słabością kurtyna milczenia. Jakież to małe! Tyle razy każdy z nas, odchodząc od kratek konfesjonału, dziękował Bogu za dar sakramentu pojednania, za możliwość godnego powrotu do życia w cnocie lub tylko na drogę usiłowań poprawy życia. Przecież każdy kolejny powrót do konfesjonału jest dowodem, że nie wszystko się nam udaje... Z posługi jednania zrodziła się w Kościele dyskrecja wobec słabości i wysiłek, by unikać aktów, które mogą ów wysiłek poprawy zniweczyć. Odwaga w walce ze złem to przejaw męstwa; jest potrzebna, ale chrześcijaństwo uczy, aby nawet prawdy nie odłączać od miłości. "Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamieniń"
(J 8, 7). A przy okazji warto zauważyć, że redaktorzy katolickiego pisma mają obowiązek bronić każdego z Bożych przykazań, i to z równą gorliwością, jak rzucają kamieniami w cudzołożnicę z VI przykazania. Czekam, że będą bronić przed zabójstwem poczęte dzieci, których życiu zagrażają już nowi pomysłodawcy (i pseudoreformatorzy) polskiego prawa.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Cierpienie buduje Kościół

Drugi wątek problemów podejmowanych w naszej liberalnej prasie nagłośniony w minionym tygodniu - to wiek Ojca Świętego i rzekome konflikty w łonie Kurii Rzymskiej. Trudno komentować zachowania osób duchownych i ich kolegów, dziennikarzy mieniących się wierzącymi. Jeśli nie uwzględnia się całej historii Kościoła, który trwał na Piotrze, to dyskusja staje się niemożliwa. "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci - przestrzegał Jezus Piotra: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz" (J 21, 18).
Jeśli do tego dodać niezrozumienie redaktorów i dyskutantów dla roli, funkcji i mocy cierpienia - to mamy smutny obraz hierarchii wartości stosowanej przez tzw. elity wierzące. Kościół przecież buduje cierpienie i krzyż, a dopiero potem przepowiadanie, znaki i cuda.
Judasz odszedł w bliskości Jezusowego cierpienia. Dopóki Jezus dawał nadzieję na królestwo, w którym mnoży się chleb, uzdrawia chorych i przysparza chwały tym, którzy za Mistrzem idą, nie przychodziło mu do głowy opuszczenie Jezusa. Kiedy Ten jednak odrzucił pokusę ziemskiego królowania, a podjazdy ze strony wrogów się wzmagały, Judasz zdecydował się zarobić parę groszy. Usprawiedliwia go może to, że nie rozumiał jeszcze słów Jezusa: "A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie" (J 12, 32). Jeśli zatem dzisiaj wierzący redaktor nie czuje się upokorzony grzechem, nie boleje, że Bóg został obrażony, i nie pisze o teologicznym wymiarze zła albo nie rozumie znaczenia cierpienia dla tego organizmu, jakim jest Mistyczne Ciało Chrystusa, to pozostaje tylko zachęta do modlitwy. Cierpienie czy upokorzenie cierpieniem człowieka niewinnego jest wielką tajemnicą, jest tajemniczą siłą Kościoła. Opowiadał kard. Andrzej Deskur, że na początku jego choroby życzliwi przyjaciele udali się z prośbą do żyjącej jeszcze wtedy znanej mistyczki francuskiej, aby modliła się o cud uzdrowienia. Marta spełniła prośbę i zapewniła, że Kardynał nie wyzdrowieje, bo jako chory, a nie zdrowy, potrzebny jest Papieżowi.
Chyba dobrze wyraził sens socjotechnicznych zabiegów Herbert w wierszu Dedal i Ikar. Stary Dedal przestrzega Ikara przed jego marzeniami o słońcu. Próbuje wmówić mu realizm życia. Wreszcie Ikar odpowiada ojcu:
"Ramiona bolą ojcze od tego bicia w próżnię nogi drętwieją i tęsknią do kolców i ostrych kamieni".
Tak boli umysł od tego bicia słów pustych, które wobec nadziemskiej rzeczywistości Kościoła muszą okazać się prędzej czy później tylko próbą demontażu, bo o pragnieniu naprawy mówić nie ma co, wszak każdy winien zaczynać od siebie.

Reklama

Dlaczego świat milczy?

Kolejnym bolesnym wydarzeniem, właściwie trwającą hekatombą cierpienia, są wydarzenia w Ziemi Jezusa.
W tym przypadku słowa prawdy, że przegrywamy każdą wojnę już kiedy ją zaczynamy, potwierdzają się na naszych oczach. W ciągu ostatnich dni przed oczyma przesuwa się widziana w którymś z licznych newsów matka, która w ostatnim stadium rozpaczy całuje usta dwojga swoich zabitych maleńkich dzieci. Mają otwarte oczy, jakby już będąc u Boga, dziwiły się głupocie i zawiści starszych. Tylko matka tego nie wie. Ona nie widzi, bo oczy ma pełne łez, a serce skamieniałe z bólu.
Mówią ludzie, że ta wojna to ludobójstwo; pokazuje, jak nieczytelne są rządy poszczególnych krajów. Dopełnijmy tego niedomówienia. Rząd to związek poszczególnych ludzi. Nieczytelni są niektórzy ludzie w tych rządach. Sapienti sat - mądremu wystarczy!
Jak zachować spokój i umiar w słowach, kiedy polski premier w Sejmie uprawia swoistą polityczną sielankę, proponując Warszawę jako miejsce negocjacji zwaśnionych stron. Niby szlachetnie. Pozornie. Polski premier i wszyscy europejscy premierzy dobrej woli winni nie spać i wołać wielkim głosem, i pielgrzymować do możnych tego świata o rozwiązanie sytuacji na Bliskim Wschodzie i w Bazylice Narodzenia Jezusa. Tam są zagrożeni ludzie!
Milczy Europa, milczy świat, a spirala sprytnej nienawiści nakręcana jest nieustannie. Idą nowe nieszczęścia. Muszą przyjść, bo bezkarnie nie można deptać prawa Bożego "nie zabijaj" i prawa miłości bliźniego. Gorzkie to słowa, ale pisane w sytuacji rozpaczliwych apeli i wielkiej niepewności, co stanie się jutro. Widać, że opcje sprawujących władzę nie mieszczą się w wizjach Orwella ani w grotesce Mrożka. Potrafią więcej, lepiej wyreżyserować ten teatr. Szkoda, że na deskach ludzkich losów i cierpień.
Sytuacja na Bliskim Wschodzie ujawnia słabość struktur międzynarodowych. Wszystko runęło w gruzy - ONZ, Rady Bezpieczeństwa i organizacje humanitarne udają bezsiłę, ale czy rzeczywiście są bezradne?
Decydenci Pokojowej Nagrody Nobla milczą - wolą zapomnieć, że jeszcze niedawno, bo w 1992 r. "Nobla Pokoju" przyznano Szimonowi Peresowi i Jasirowi Arafatowi.
I zdajemy rachunek sumienia z naszej wrażliwości. Kiedy niedawno biednej kobiecie groziło ukamienowanie, wysyłaliśmy faksy. I się udało. Teraz giną na naszych oczach tysiące, jutro może ten konflikt przyjść do nas i świat będzie milczał, udawał, że nie rozumie, nie wie, co to sprawiedliwość, a co bezprawie!
Jedynie ten "schorowany starzec" - jak głoszą media - mocnym głosem woła o pokój. Tak jak wołał za Libanem, Rwandą i Burundi. Może tylko on, chory, jest wolny, a my przez nasze uwikłania opanowani zostaliśmy chorobą nie do uleczenia?
Historia ujawnia zbrodnie, ale często ukrywa zbrodniarzy. Z sobie wiadomych przyczyn nie chce "rozliczeń", może rezygnuje z tego, aby być skuteczniejszą nauczycielką życia. Nad dziejami jednakże czuwa Ktoś inny. On inaczej wymierza sprawiedliwość. Przykładem jest tu dla mnie zapomniana rzeź Ormian na początku XX wieku. Powoli może dowiemy się, kto pozwolił Hitlerowi na okrutne ludobójstwo wyniszczenia Żydów, bo przecież pozwolono na nie. To nie Pius XII ani okupowani Polacy, Czesi lub Słowacy mieli środki do eliminacji ludobójców! Najpotężniejsi milczeli. I dziś milczą albo udają, że rozmawiają, aby rozwiązać ten kolejny dramat niesprawiedliwości. Świat milczy, bo się boi etykietek antysemita, antynowoczesny, antyliberalny.

Reklama

Nie dajmy się pokonać

Trwają wśród tematów zastępczych, nagłaśnianych przez media, akty krzywd wobec społeczeństwa. Ostatnio atak dotknął emerytów i rencistów. Już sami ludzie z Sojuszu Lewicy, niemal ich ojcowie chrzestni, przestrzegają, że są to działania dla formacji samobójcze. A może chodzi już tylko o miejsca w Brukseli i potem potop, który niech zatopi nasze nieuczciwości...
Potwierdzałoby takie myślenie dążenie do zmonopolizowania telewizji i radia. Skomplikowany to proces, zakłamany wystąpieniami nieszczerych polityków. I wcale nie rozszerzam go - bo go zrozumieć nie sposób. Nie staram się rozumieć. Sprawy uczciwe są jasne dla każdego człowieka. Zagmatwania rodzą słuszne podejrzenia o niejasne interesy.
Te smutne wydarzenia nie mogą stać się dla nas pretekstem tłumaczącym naszą bierność. Dzisiejsza Ewangelia opowiada o pragnieniu zobaczenia Ojca przez Apostołów. Jezus odpowiada: "Kto mnie widzi, widzi Ojca". To ważne wskazanie i dla nas. Nikt nie może nam uniemożliwić drogi ukazywania światu prawdy o Zmartwychwstałym Chrystusie. Trzeba tylko wznosić się ponad zniechęcenie i nie dać się zwieść pokusie bierności wobec wielkiej siły socjotechniki. Tym, którzy mają nadzieję, że zniewolą nas potęgą jupiterów i megafonów, nie dajmy się pokonać.

Wznośmy się...

Niedawno ukazała się piękna książeczka pt. Boża witamina C dla ducha mężczyzn, opracowana przez Lery´ego Millera. Pragnę z niej dedykować Czytelnikom jedno opowiadanie:
"Brytyjski pionier lotnictwa Frederick Handley Page leciał pewnego razu nad Arabią, kiedy usłyszał w swoim samolocie jakieś niepokojące chrobotanie. W chwili jego nieuwagi na pokład dostał się olbrzymi szczur, zwabiony zapachem jedzenia znajdującego się w ładowni.
Serce Page´a zaczęło mocno walić. Uświadomił bowiem sobie, jakie szkody ten gryzoń może spowodować w urządzeniach kontroli lotu ( ...).
Page nie wiedział, co zrobić. Leciał sam, a wtedy nie było jeszcze czegoś takiego jak automatyczny pilot. Nagle przypomniał sobie coś, o czym uczono go jeszcze w szkole. Szczury giną na dużej wysokości.
Zatem Page zaczął lecieć coraz wyżej, tak wysoko, że nawet jemu trudno było oddychać. Nasłuchiwał uważnie i po jakimś czasie chrobotanie ustało. Kiedy dotarł na miejsce, po wylądowaniu znalazł za kokpitem martwego szczura".
Jest coś, co i my możemy zrobić, kiedy wydaje się, że grozi nam niebezpieczeństwo zwątpienia, zatraty wiary i wierności Chrystusowi, i naszej godności: "Wznośmy się na wysokość, którą nasz duchowy samolot osiągnie niespodziewanie dla nas samych. Odkryjmy wolność, której istnienia nigdy nie podejrzewaliśmy. Rozeznajmy, zastanówmy się i wykonajmy. I bądźmy wolni".
I powiedzmy naszej młodzieży: że ...przegrywamy każdą wojnę, kiedy zaczynamy ją, / a ci, którzy przyjdą po nas, już nie wiedzą, o co szło.../ Kto to wie, czy szaleństwo nasze miałoby rozmiary swe,/ Gdyby człowiek zapamiętał, że dzieci po to są, by kochać je" ./

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nakazane święta kościelne w 2024 roku

[ TEMATY ]

Nakazane święta kościelne

Karol Porwich/Niedziela

Publikujemy kalendarz uroczystości i świąt kościelnych w 2024 roku.

Wśród licznych świąt kościelnych można wyróżnić święta nakazane, czyli dni w które wierni zobowiązani są od uczestnictwa we Mszy świętej oraz do powstrzymywania się od prac niekoniecznych. Lista świąt nakazanych regulowana jest przez Kodeks Prawa Kanonicznego. Oprócz nich wierni zobowiązani są do uczestnictwa we Mszy w każdą niedzielę.

CZYTAJ DALEJ

Św. Florian - patron strażaków

Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! - modlili się niegdyś mieszkańcy Krakowa, których św. Florian jest patronem. W 1700. rocznicę Jego męczeńskiej śmierci, właśnie z Krakowa katedra diecezji warszawsko-praskiej otrzyma relikwie swojego Patrona. Kim był ten Święty, którego za patrona obrali także strażacy, a od którego imienia zapożyczyło swą nazwę ponad 40 miejscowości w Polsce?

Zachowane do dziś źródła zgodnie podają, że był on chrześcijaninem żyjącym podczas prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana. Ten wysoki urzędnik rzymski, a według większości źródeł oficer wojsk cesarskich, był dowódcą w naddunajskiej prowincji Norikum. Kiedy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan, udał się do swoich braci w wierze, aby ich pokrzepić i wspomóc. Kiedy dowiedział się o tym Akwilinus, wierny urzędnik Dioklecjana, nakazał aresztowanie Floriana. Nakazano mu wtedy, aby zapalił kadzidło przed bóstwem pogańskim. Kiedy odmówił, groźbami i obietnicami próbowano zmienić jego decyzję. Florian nie zaparł się wiary. Wówczas ubiczowano go, szarpano jego ciało żelaznymi hakami, a następnie umieszczono mu kamień u szyi i zatopiono w rzece Enns. Za jego przykładem śmierć miało ponieść 40 innych chrześcijan.
Ciało męczennika Floriana odnalazła pobożna Waleria i ze czcią pochowała. Według tradycji miał się on jej ukazać we śnie i wskazać gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Z czasem w miejscu pochówku powstała kaplica, potem kościół i klasztor najpierw benedyktynów, a potem kanoników laterańskich. Sama zaś miejscowość - położona na terenie dzisiejszej górnej Austrii - otrzymała nazwę St. Florian i stała się jednym z ważniejszych ośrodków życia religijnego. Z czasem relikwie zabrano do Rzymu, by za jego pośrednictwem wyjednać Wiecznemu Miastu pokój w czasach ciągłych napadów Greków.
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię”.
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa”, czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem). W XVI w. wprowadzono w Krakowie 4 maja, w dniu wspomnienia św. Floriana, doroczną procesję z kolegiaty na Kleparzu do katedry wawelskiej. Natomiast w poniedziałki każdego tygodnia, na Wawelu wystawiano relikwie Świętego. Jego kult wzmógł się po 1528 r., kiedy to wielki pożar strawił Kleparz. Ocalał wtedy jedynie kościół św. Floriana. To właśnie odtąd zaczęto czcić św. Floriana jako patrona od pożogi ognia i opiekuna strażaków. Z biegiem lat zaczęli go czcić nie tylko strażacy, ale wszyscy mający kontakt z ogniem: hutnicy, metalowcy, kominiarze, piekarze. Za swojego patrona obrali go nie tylko mieszkańcy Krakowa, ale także Chorzowa (od 1993 r.).
Ojciec Święty z okazji 800-lecia bliskiej mu parafii na Kleparzu pisał: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi”.

CZYTAJ DALEJ

Nosić obraz Maryi w oczach i sercu

2024-05-03 21:22

ks. Tomasz Gospodaryk

Kościół w Zwanowicach

Kościół w Zwanowicach

Mieszkańcy Zwanowic obchodzili dziś coroczny odpust ku czci Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski. Sumie odpustowej przewodniczył ks. Łukasz Romańczuk, odpowiedzialny za edycję wrocławską TK “Niedziela”.

Licznie zgromadzeni wierni mieli okazję wysłuchać homilii poświęconą polskiej pobożności maryjnej. Podkreślone zostały ważne wydarzenia z historii Polski, które miały wpływ na świadomość religijną Polaków i przyczyniły się do wzrostu maryjnej pobożności. Przywołane zostały m.in. ślubu króla Jana Kazimierza z 1 kwietnia 1656 roku, czy 8 grudnia 1953, czyli data wprowadzenia codziennych Apeli Jasnogórskich. I to właśnie do słów apelowych: Jestem, Pamiętam, Czuwam nawiązywał kapłan przywołując słowa papieża św. Jana Pawła II z 18 czerwca 1983 roku. - Wypowiadając swoje “Jestem” podkreślam, że jestem przy osobie, którą miłuję. Słowo “Pamiętam” określa nas, jako tych, którzy noszą obraz osoby umiłowanej w oczach i sercu, a “Czuwam” wskazuję, że troszczę się o swoje sumienie i jestem człowiekiem sumienia, formuje je, nie zniekształcam ani zagłuszam, nazywam po imieniu dobro i zło, stawiam sobie wymagania, dostrzegam drugiego człowieka i staram się czynić względem niego dobro - wskazał kapłan.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję