Wciąż jestem pod wrażeniem śmierci śp. prof. Krzysztofa Wielguta.
Dobremu Bogu i Pani Jasnogórskiej dziękuję za osobę Profesora, od
którego miałem szczęście i zaszczyt uczyć się w Niższym Seminarium
Duchownym w Częstochowie w latach 1986-90 nie tylko fizyki, ale także
historii, patriotyzmu, wiary, cnót i innych wartości. Gdy teraz tego
Przewodnika w życiu zabrakło, tym bardziej Panu Bogu dziękuję, że
mogłem go spotykać.
Bóg zapłać za przepiękny pogrzeb w kościele św. Franciszka
na Grabówce w Częstochowie, szczególnie za kazanie-świadectwo ks.
inf. Ireneusza Skubisia - redaktora naczelnego Niedzieli. Bardzo
pragnąłem być na pogrzebie naszego Dobrego Nauczyciela, sprawować
przy jego trumnie Najświętszą Ofiarę i Bóg pozwolił mi tam być, mimo
rekolekcji dla gimnazjalistów w mej obecnej parafii św. Łukasza Ewangelisty
w Warszawie.
Dziękuję Niedzieli za artykuły o Profesorze i jego ostatniej
ziemskiej drodze w numerze z 25 marca br. A wydane w Bibliotece "
Niedzieli" Obrazki z dziejów Polski pozostają wspaniałą pamiątką
i bardzo pożyteczną lekturą. Dla mnie pozostanie ważny na zawsze
podpis Pana Krzysztofa na mym świadectwie dojrzałości, jako przewodniczącego
komisji maturalnej w Niższym Seminarium Duchownym w Częstochowie.
Prof. Krzysztof Wielgut był człowiekiem głębokiej wiary.
Często podczas międzylekcyjnych przerw w naszej szkole przy ul. Piotrkowskiej
w Częstochowie można go było spotkać w seminaryjnej kaplicy, trwającego
na modlitwie. To było najczytelniejsze świadectwo wiary. Ale też
tą wiarą dzielił się z nami, młodymi chłopcami, w sali lekcyjnej:
mówił o wymaganiach płynących z Ewangelii (sam od siebie wiele wymagał),
mówił o Matce Bożej, przypominał o miesiącu różańcowym - październiku,
o maryjnym maju, wspominał nawet o postaciach świętych.
Pan Krzysztof Wielgut był wielkim patriotą. Kochał Polskę,
Ojczyznę naszą, i często podkreślał konieczność służby dla Rzeczypospolitej.
On jej przecież całe życie służył i w tym duchu nas wychowywał. Mawiał,
że wtedy będziemy dobrymi Polakami, gdy konsekwentnie będziemy traktowali
Ewangelię. Uczył cnót i przemilczanych przez PRL imponderabiliów.
To on mówił głośno o honorze - wcześniej w socjalistycznej podstawówce
o tym nikt mi nie mówił. Mówił o bohaterstwie naszych przodków (nigdy
nie zapomnę, jak nas zawiózł na pole bitwy obronnej pod Mokrą k.
Kłobucka). Pilnował, aby właściwie obchodzić rocznice i święta narodowe,
zwłaszcza 3 maja i 11 listopada (zawsze pytał o to, czy w rodzinnych
domach są w te dni wywieszone flagi narodowe).
Profesor był miłośnikiem i pasjonatem historii. Formalnie
uczył nas fizyki (kuratorium zabroniło mu wcześniej uczenia prawdziwej
historii i dlatego zrobił jeszcze specjalizację z fizyki), ale na
zajęciach nieustannie objawiał swoje zacięcie historyczne. To były
całe gawędy o dziejach, o polskich meandrach, które potrafił nam
mistrzowsko tłumaczyć.
W IV klasie właściwie przygotowywał nas do maturalnego
egzaminu z historii, który obowiązkowo jako licealiści profilu humanistycznego
musieliśmy zdawać. Był piłsudczykiem i podchodził do osoby Marszałka
z wielką estymą, choć nie unikał wskazywania błędów Naczelnika Legionów.
Dzięki Profesorowi poznaliśmy życiorys Józefa Piłsudskiego. Z historii,
czyli przeszłości, wyciągał dla nas aktualne i bardzo praktyczne
wnioski. Z zainteresowaniem przyjmowaliśmy kolejne historyczne artykuły,
które publikował w Niedzieli pod pseudonimem Władysław Powała.
Pan Krzysztof był zaiste nauczycielem dobrym, bo nie
tylko edukował, ale i wychowywał. Wkładał serce w swoją pracę. Jemu
rzeczywiście na nas, na naszej przyszłości zależało!
Był swoim uczniom oddany, nie szczędził sił i zdrowia.
Ciągle aktywny i zaangażowany. Uczył nas kultury bycia, odpowiedniego
zachowania, stosunku do starszych (a mieliśmy nieraz braki w tym
względzie). Był bardzo wymagający, a zarazem wzruszająco zatroskany
o chorych czy słabszych intelektualnie uczniów. Lubił porządek i
sam był człowiekiem uporządkowanym (miał inklinacje wojskowo-harcerskie). Podkreślał wagę wykształcenia i kompetencji, ale też ludzkiej mądrości.
Był człowiekiem skromnym, skromnie żył (do szkoły przyjeżdżał na
rowerze). Był mężny i do męstwa, choćby szkolno-seminaryjnego, zachęcał.
Cieszył się, gdy absolwenci Niższego Seminarium pisali do niego.
Radował się najbardziej tymi, którzy dostępowali Chrystusowego kapłaństwa.
Iluż kapłanów maryjnej archidiecezji, ale i w całej Polsce ukształtował
Krzysztof Wielgut!
Takim prof. Krzysztofa Wielguta zapamiętałem i pamiętać
będę. Ufam, że ten Przyjaciel młodych ludzi znalazł swoje szczęście
wiekuiste w Królestwie Niebieskim.
Niech dzień 13 marca - dzień jego przejścia do wieczności
będzie co roku dla nas, jego uczniów z Piotrkowskiej w Częstochowie,
i czytelników Niedzieli napomnieniem, by tego "Wielgutowego" dziedzictwa:
pracowitości dla Boga, Ojczyzny i własnego sumienia, gorliwości dla
bliźnich - nie zmarnować.
Niech pozostanie wdzięczna pamięć o nim w naszych modlitwach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu