Na Kubie nasilają się antykościelne posunięcia władz. Mają
one na celu zastopowanie ożywienia religijnego, które zapoczątkowała
w styczniu 1998 r. wizyta Jana Pawła II.
Przed 1998 r. tylko jeden procent Kubańczyków otwarcie
manifestował swoją religijność. Teraz do wiary przyznaje się kilkanaście
razy więcej ludności Wyspy. Papieska pielgrzymka przyniosła powiew
nadziei, która w porewolucyjnej Kubie stawała się towarem coraz bardziej
deficytowym. Jednakże znaki otwarcia, które towarzyszyły przygotowaniom
do wizyty Jana Pawła II, jak i samej pielgrzymce apostolskiej, minęły,
a w obecnych posunięciach władzy dostrzegalne są symptomy kontrakcji,
wymierzonej w ten skrawek wolności, na którą komuniści wydali koncesję.
- Komunistyczna partia z Hawany zażądała oczyszczenia Kuby z wszelkich
śladów papieskiej historycznej wizyty - alarmował w lutym bieżącego
roku po powrocie z Kuby włoski biskup Flavio Roberto Carraro. Tej
akcji "czyszczenia świadomości społecznej" z niepokojem przyglądają
się kubańscy katolicy. Potwierdzeniem diagnozy włoskiego biskupa
był ujawniony miesiąc później poufny dokument partii Fidela Castro,
zawierający wytyczne o sposobach paraliżowania pracy Kościoła. Władzy
szczególnie zależy na ograniczeniu działań na polu pomocy charytatywnej
i duszpasterstwa dzieci i młodzieży. Dziwić może złość wywołana działalnością
charytatywną w sytuacji, gdy ludność Wyspy znajduje się często w
dramatycznej sytuacji materialnej. Dzięki Kościołowi katolickiemu
Kuba otrzymuje tysiące ton żywności, lekarstw i innych środków potrzebnych
do życia. Zresztą, charytatywna pomoc Kościoła, jak przystało na
państwo totalitarne, jest kontrolowana przez rząd i tylko dziesiąta
jej część jest rozdawana przez miejscową Caritas, a resztą dysponuje
państwo. Taki stan, jak łatwo się domyśleć, nie zawsze niesie pożytek
dla ludzi. Świadczą o tym choćby targowiska, na których bez trudu
za twardą amerykańską walutę można nabyć produkty pochodzące z humanitarnych
transportów. To niezrozumiałe na pozór zaniepokojenie dyktatury tłumaczy
się tym, że władze chcą ukrywać dramatyczną sytuację ekonomiczną
kraju.
Bieda i terror rodzą na Wyspie beznadzieję. Jej znakiem
jest rosnąca prostytucja męska i żeńska, która, według niektórych
źródeł, osiągnęła zastraszające rozmiary. Smutne jest to, że klientami
owych niewolników dyktatury są ludzie wolnego świata - zachodni turyści
przebywający na Kubie na beztroskich wakacjach. Niepokoi także rozwój
narkomanii.
Jedynym miejscem azylu, gdzie można mówić i oddychać
nadzieją, są parafie. Odpowiedzią władz na to jest blokada informacji
o ważnych wydarzeniach, w których protagonistami są ludzie Kościoła,
ścisłe reglamentowanie i kontrola kościelnych publikacji, a także
zakaz jakiejkolwiek manifestacji uczuć religijnych. Kubańskie media
nie informowały nawet o tak ważnym w historii Wyspy spotkaniu hierarchów
z CELAM, Radą Konferencji Biskupów Latynoamerykańskich. Irytacja
funkcjonariuszy aparatu partyjnego przybiera czasem groteskowe rozmiary.
Nauczycielka jednej ze szkół podstawowych podarła uczniowi przyniesiony
przez niego obrazek Matki Bożej Miłosierdzia. Z kolei - zakomunikowano
rodzicom uczniów ze szkół podstawowych, że dzieci, które będą miały
ze sobą oznaki i symbole religijne, nie będą wpuszczane do klas.
Zdarza się także, że partia cofa w ostatniej chwili zezwolenia na
spotkania, uroczystości, gdy tylko zorientuje się, że spotykają się
one z dużym zainteresowaniem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu