Wielki okrągły księżyc płynął wśród chmur, gnany przez północny
wiatr, który mroźnymi powiewami zapędził oczekujących na autobus
między ściany przystankowej wiaty. W witrynie na plakacie dwie młode
dziewczyny ubrane w skąpe kostiumy kąpielowe reklamowały wczasy w
śródziemnomorskich kurortach. Słońce koloru dojrzałej pomarańczy
wylewało się na chodnik i rzucało poświatę na stojących obok chłopców.
Jeden z nich podniósł kołnierz od swojej dżinsowej, mocno już wytartej
kurtki, drugi zapalił papierosa i zaciągając się, odwrócił głowę
w kierunku nadjeżdżającego autobusu, z którego wysypała się gromadka
młodzieży. Wyglądali na siedmio-, może ośmioklasistów. Wszyscy skierowali
się w stronę pobliskiej szkoły i po chwili zniknęli za zakrętem.
- Nowa klientela - chłopak w kurtce powiedział do swojego
kolegi.
- No, tutaj jeszcze nie handlowaliśmy - odpowiedział
chłopak z papierosem.
- Jak myślisz, co tutaj pójdzie, trawa czy może amfa?
- zastanawiał się chłopak w kurtce.
- Trzeba spróbować tego i tego, a później przejdziemy
na ufo - chłopak z papierosem spojrzał na zegarek i powiedział ze
złością: - Choroba, znowu się spóźnia.
- Od ufo można się przekręcić - zwrócił uwagę chłopak
w kurtce. - Mógłby już przywieźć ten towar - chłopak coraz bardziej
się denerwował.
- Spoko, gość ma do obskoczenia kilka bud, nie wszędzie
zdąży na czas - uspokajał kolega, wyciągając drugiego papierosa.
- A co do ufo, to nie nasza sprawa, czy można się przekręcić, tylko
tych, co biorą. Żeby się w to bawić, trzeba mieć łeb, a nas obchodzi
tylko szmal, tak jak szefa.
- A jak tam w waszej budzie? - spytał nagle chłopak w
dżinsowej kurtce.
- Skąd ja mam wiedzieć? Rzadko tam bywam. Wiesz, interesy
- odparł kolega, odpalając papierosa od papierosa. - A poza tym we
własnej budzie nie handluje się nawet lekkimi dragami. Taka zasada.
Trzeba być zawodowcem. Pamiętam, jak dorwał mnie kiedyś pedagog szkolny,
kiedy paliłem trawkę przed szkołą. Miałem straszną chryję, ale odkąd
znalazł swoją brykę z dziurami w oponach, jest spoko, omija mnie
na kilometr - wyjaśniał chłopak z papierosem.
- To, chłopie, masz szczęście, że on ma samochód ....
- Ja mam szczęście? - kolega przerwał w pół zdania. -
To on ma farta. Jakby nie miał bryki, to bym musiał co innego wymyślić.
- Teraz zajarzyłem, podobasz mi się coraz bardziej. Razem
zrobimy kasę, a potem przerzucimy się na zwijanie bryk - chłopak
w kurtce roztaczał szerokie plany.
- Co tak wyrywasz z kopyta? - przyhamował go chłopak
z papierosem. - Do takiej roboty jest kolejka. Musisz najpierw wykazać
się gdzie indziej, na przykład tutaj, na ulicy - chłopak z papierosem
przerwał i zaczął bacznie przyglądać się nadjeżdżającemu luksusowemu
samochodowi. - O, jest okularnik - powiedział wyraźnie podekscytowany.
Na parking obok przystanku podjechał duży srebrny mercedes
z okrągłymi reflektorami. Chłopcy podeszli do wozu od strony kierowcy.
Elektrycznie opuszczane szyby otworzyły się bezszelestnie, tworząc
wąską szparę wystarczającą jednak, żeby wymienić kilka słów i przekazać
drobne zawiniątko, które chłopak w kurtce natychmiast rozpakował,
a jego zawartość porozmieszczał w licznych kieszeniach. Szyba zamknęła
się i samochód odjechał z piskiem opon. U jednego z chłopców, zanim
jeszcze zdążył wrócić na przystanek, zadzwonił telefon komórkowy.
Chłopak szedł, trzymając telefon przyklejony do ucha.
- Tak, szefie, się robi - odpowiedział. - Będzie na bank,
spoko.
Chłopcy przyczesali włosy małymi grzebieniami i poszli
w kierunku szkoły znajdującej się tuż za zakrętem wąskiej ulicy,
z której wyjechał nagle policyjny radiowóz. Pojazd przetoczył się
leniwie odprowadzony wzrokiem przez mijających go chłopców i skręcił
w stronę pobliskiego komisariatu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu