Reklama

Kontrspołeczeństwo homoseksualistów (1)

Niedziela Ogólnopolska 49/2000

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

O kontrkulturze - lewicowym ruchu zrodzonym w czasie tzw. wiosny studenckiej 1968 r. sporo się u nas pisało. Przy pomocy ultralewicowych, anarchizujących intelektualistów, wykładowców prestiżowych uniwersytetów amerykańskich oraz zręcznie obsadzanych w mediach i różnych instytucjach państwowych komunistycznych agentów zrewoltowana młodzież zdołała narzucić części społeczeństwa zwyrodniałą wizję kultury. Wizja ta obalała wszystkie "dawne świętości". To wtedy utorowała sobie drogę do umysłów przeciętnych przedstawicieli klasy średniej czy, jak byśmy u nas powiedzieli, inteligencji - polityczna poprawność, obłędna ideologia, która nad rodzinę postawiła wolne związki, ogłosiła tolerancję dla wszystkich form moralnej nędzy i znieprawienia, rozpropagowała feminizm, czyli "wyzwalanie się" kobiet z ich tradycyjnych ról, podburzyła do społecznego buntu mniejszości narodowościowe, religijne, etniczne, rasowe. A winne dotychczasowej niesprawiedliwości miały być tradycyjne instytucje: państwo, Kościół, szkoła, rodzina. Jedną z ofiar tradycyjnego amerykańskiego społeczeństwa miały być tzw. mniejszości seksualne. Dziś, po trzydziestu z górą latach, mniejszości te - czyli głównie homoseksualiści - zyskały taką siłę w walce z tradycyjnym ładem moralnym, że z łatwością przychodzi im dokonywanie już nie tylko doraźnych wyłomów, ale istotnych zmian w samej strukturze społeczeństw. Sytuacja ta dotyczy zarówno Stanów Zjednoczonych, jak i Europy Zachodniej. Oto kilka przykładów z ostatnich miesięcy: W Stanach, konkretnie w Kalifornii, wprowadzono do szkół i przedszkoli dwa programy, które propagują homoseksualizm. Materiałów edukacyjnych dostarczają organizacje homoseksualistów. Zawarte w nich dogmaty rewolucji homoseksualnej informują, że zjawiska takie jak homoseksualizm, transwestytyzm itd. są całkowitą normą oraz czymś dla człowieka korzystnym, natomiast " homofobia jest jedną z form bigoterii". Pisze o tym Lech Maziakowski w korespondencji z USA (Wojujący homoseksualizm, Nasz Dziennik z 28-29 października br.). Nowa ustawa przyjęta przez gubernatora Kalifornii we wrześniu br. "będzie skutecznie kontrolowała wolność wypowiedzi nauczycieli, rodziców i uczniów, a więc także wszelkie zastrzeżenia co do lansowanych dewiacji". Stan Kalifornia przeznacza rocznie dwa miliony dolarów na wycieczki szkolne. "Celem tych wypraw będzie uczenie tzw. tolerancji, zdefiniowanej oczywiście przez środowiska homoseksualistów". Na użytek edukacji w szkołach powstają filmy propagandowe, w których pokazuje się pary homoseksualistów wychowujące dzieci jako przykłady normalnej, zdrowej rodziny.
Polska opinia publiczna została przed paroma tygodniami dosłownie porażona decyzją ministrów państw Unii Europejskiej, którzy zgodnie zakazali szkołom katolickim stwarzania jakichkolwiek barier dla zatrudniania nauczycieli dotkniętych tą dewiacją. Teraz już dokładnie wiadomo, co kryje się pod sformułowaniami z Traktatu z Amsterdamu, jednego z najważniejszych dokumentów cementujących Unię, gdzie (w nowym art. 13) nadaje się instytucjom UE prawo do działań "zwalczających dyskryminację w oparciu o (...) orientację seksualną".
Wobec tych licznych precedensów prawnych coraz więcej normalnie myślących ludzi - także i w Polsce - ma kłopoty ze zrozumieniem, czym jest "dyskryminacja" i "niedyskryminacja" jakichś mniejszości.
Żeby zrozumieć, o co tu chodzi, trzeba zastanowić się, czy homoseksualiści są taką samą mniejszością, jak inne: narodowościowe, religijne, etniczne itd. Żeby zdefiniować tę grupę, trzeba odwołać się do obiektywnego kryterium prawdy o ich stanie zdrowotnym - także moralnym w wypadku tych, którzy czynią ze swej skłonności sztandar obyczajowy. Dr Marek Czachorowski zwraca uwagę w Naszym Dzienniku: Jeżeli postawi się znak równości pomiędzy miłością a tym, co jest jej przeciwne, pomiędzy normalnością a zboczeniem - to właśnie dokonuje się dyskryminacji homoseksualistów w ich prawie do prawdy. "Zgoda na ten zapis w Traktacie z Amsterdamu zakłada, że państwo powinno pójść w kierunku takiego samego traktowania związków homoseksualnych jak małżeństw. Żądanie niedyskryminacji kogokolwiek wystarcza do tego, aby z szacunkiem traktować każdego człowieka jako człowieka, także homoseksualistów jako ludzi. Natomiast żądanie prawnego zapisu niedyskryminacji homoseksualistów jako homoseksualistów oznacza ich dyskryminację jako ludzi. Stąd też te tendencje w europejskim prawie wskazują najwyraźniej, że nowy porządek prawny zmierza do jakiegoś systemu przemocy". Warto te rozróżnienia i ostrzeżenia zapamiętać, bowiem poprawność polityczna skutecznie wysysa z wielu głów zdolność racjonalnego postrzegania zjawisk patologicznych, które przedstawia się jako wspaniałe efekty rozkwitu demokracji, otwartości kultury, rozwoju człowieka. Stało się tak niedawno we Francji, której parlament przyjął rok temu ustawę o tzw. obywatelskiej umowie solidarności (PACS), która homoseksualistom obu płci daje możliwość zalegalizowania ich związku. "PACS to coś więcej niż kilka regulacji prawnych i skarbowych. Zainteresowane nim pary pragną, aby za sprawą symbolicznego aktu zostało uznane ich istnienie jako podmiotu prawa" - manifestowała głębszy sens tej chorej ustawy Elisabeth Guigou, socjalistyczna minister sprawiedliwości. Socjalistyczny rząd francuski traktuje PACS jako osiągnięcie "polityki rodzinnej", a entuzjaści nowej definicji rodziny (nigdy nie akceptowanej przez Watykan i Episkopat francuski) już podliczają, jak szybko przyrasta ilość zawartych w ich kraju "umów obywatelskich" (ok. 20 tys.), oraz zajmują się reklamą książek przedstawiających życie dzieci z "rodzicami jednej płci". A więc Francja już nie dyskryminuje, ale obydwiema rękami swoich rządzących - akceptuje i popiera. Podobnie dzieje się w Holandii, Danii, Szwecji, Norwegii i ostatnio również w Niemczech. (Norwegia pierwsza zaakceptowała tzw. małżeństwa homoseksualne, jej specjalnością są "małżeństwa" pastorów i pastorek). Żeby zrozumieć zdumiewające postępy tego zjawiska, które praktycznie unicestwia rodzinę, a młode pokolenia wydaje na żer ludzi zdeprawowanych, którzy bez najmniejszego trudu i oporu z czyjejkolwiek strony zdobywają powszechną aprobatę dla swojej "po prostu innej propozycji życia we dwoje", warto przypomnieć historię zwycięskiego pochodu organizacji homoseksualistów przez Stany Zjednoczone. Historia ta trwa dłużej niż w Europie, jej początki sięgają lat 60., i obfituje w pouczające, wręcz nieprawdopodobne epizody. "To, co ostatecznie przyczyniło się do całkowitej legitymizacji homoseksualizmu, to przekształcenie go z prywatnej dewiacjiw ruch polityczny" - pisze w swojej korespondencji ze Stanów Zjednoczonych w Arcanach (nr 13/2000) Zofia Głodowska. Po raz pierwszy z tezą, że homoseksualiści różnią się od "heteroseksualistów" (termin z języka poprawności politycznej na określenie ludzi normalnych), tak jak czarnoskórzy, Azjaci, Latynosi różnią się od Europejczyków, wystąpił niejaki Harry Hay, działacz lewicowy, jeszcze w latach 50. Kontrkulturowa rewolta upowszechniła to hasło i wprowadziła niezwykle skuteczny zwyczaj demonstrowania organizacji homoseksualistów na ulicy przeciw rzekomej brutalności policji. Teraz, gdy w oczach zdezorientowanej opinii publicznej homoseksualiści mogli uchodzić za prześladowaną mniejszość, ofiarę władzy państwowej, bezwzględnej w swym dążeniu do tłamszenia wszystkiego, co nowe, żywe, kolorowe (teza rewolty 1968 r.), przystąpili do ataku na psychiatrów, którzy wciąż upierali się, że w świetle medycyny homoseksualizm to dewiacja. Mało kto z dzisiejszych apologetów "ruchu gejów" chce pamiętać, że w 1970 r. - jak przypomina Z. Głodowska - "aktywiści gejowscy napadli na lokal, w którym odbywało się doroczne zebranie Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, zaatakowali znanego psychoanalityka Irvina Biebera w czasie dyskusji panelowej nad homoseksualizmem i publicznie, wobec jego osłupiałych kolegów, zelżyli go". Efekt tej bojówkarskiej napaści w demokratycznej Ameryce przeszedł wszelkie oczekiwania. Po trzech latach od tego incydentu amerykańscy psychiatrzy usunęli homoseksualizm z listy zaburzeń psychicznych. Taki był pierwszy etap "podboju" Ameryki przez lobby homoseksualistów. Wyciągało ono z zanadrza, a to takie rewelacje, jak statystyka ustalona przez dr. Kinsey´a (którego badania oddały także nieocenione usługi prekursorom edukacji seksualnej), jakoby liczba homoseksualistów w ogólnej populacji USA wynosiła 10% (wiele lat później okazało się, że prawdziwa liczba to 2,6-2,8%, niemniej amerykańscy homoseksualiści nadal powołują się na te fałszywe dane), a to świadectwa różnych osób publicznych, w tym polityków dotkniętych tą dewiacją, z których wynikać miało, że homoseksualizm jest cechą wrodzoną, a nie nabytą środowiskowo - mimo zdecydowanego oporu genetyków i biologów przeciw takiej tezie.

CDN.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2000-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święty oracz

Niedziela przemyska 20/2012

W miesiącu maju częściej niż w innych miesiącach zwracamy uwagę „na łąki umajone” i całe piękno przyrody. Gromadzimy się także przy przydrożnych kapliczkach, aby czcić Maryję i śpiewać majówki. W tym pięknym miesiącu wspominamy również bardzo ważną postać w historii Kościoła, jaką niewątpliwie jest św. Izydor zwany Oraczem, patron rolników.
Ten Hiszpan z dwunastego stulecia (zmarł 15 maja w 1130 r.) dał przykład świętości życia już od najmłodszych lat. Wychowywany został w pobożnej atmosferze swojego rodzinnego domu, w którym panowało ubóstwo. Jako spadek po swoich rodzicach otrzymać miał jedynie pług. Zapamiętał również słowa, które powtarzano w domu: „Módl się i pracuj, a dopomoże ci Bóg”. Przekazy o życiu Świętego wspominają, iż dom rodzinny świętego Oracza padł ofiarą najazdu Maurów i Izydor zmuszony był przenieść się na wieś. Tu, aby zarobić na chleb, pracował u sąsiada. Ktoś „życzliwy” doniósł, że nie wypełnia on należycie swoich obowiązków, oddając się za to „nadmiernym” modlitwom i „próżnej” medytacji. Jakież było zdumienie chlebodawcy Izydora, gdy ujrzał go pogrążonego w modlitwie, podczas gdy pracę wykonywały za niego tajemnicze postaci - mówiono, iż były to anioły. Po zakończonej modlitwie Izydor pracowicie orał i w tajemniczy sposób zawsze wykonywał zaplanowane na dzień prace polowe. Pobożna postawa świętego rolnika i jego gorliwa praca powodowały zawiść u innych pracowników. Jednak z czasem, będąc świadkami jego świętego życia, zmienili nastawienie i obdarzyli go szacunkiem. Ta postawa świętości wzbudziła również u Juana Vargasa (gospodarza, u którego Izydor pracował) podziw. Przyszły święty ożenił się ze świątobliwą Marią Torribą, która po śmierci (ok. 1175 r.) cieszyła się wielkim kultem u Hiszpanów. Po śmierci męża Maria oddawała się praktykom ascetycznym jako pustelnica; miała wielkie nabożeństwo do Najświętszej Marii Panny. W 1615 r. jej doczesne szczątki przeniesiono do Torrelaguna. Św. Izydor po swojej śmierci ukazać się miał hiszpańskiemu władcy Alfonsowi Kastylijskiemu, który dzięki jego pomocy zwyciężył Maurów w 1212 r. pod Las Navas de Tolosa. Kiedy król, wracając z wojennej wyprawy, zapragnął oddać cześć relikwiom Świętego, otworzono przed nim sarkofag Izydora, a król zdumiony oznajmił, że właśnie tego ubogiego rolnika widział, jak wskazuje jego wojskom drogę...
Izydor znany był z wielu różnych cudów, których dokonywać miał mocą swojej modlitwy. Po śmierci Izydora, po upływie czterdziestu lat, kiedy otwarto jego grób, okazało się, że jego zwłoki są w stanie nienaruszonym. Przeniesiono je wówczas do madryckiego kościoła. W siedemnastym stuleciu jezuici wybudowali w Madrycie barokową bazylikę pod jego wezwaniem, mieszczącą jego relikwie. Wśród licznych legend pojawiają się przekazy mówiące o uratowaniu barana porwanego przez wilka, oraz o powstrzymaniu suszy. Izydor miał niezwykły dar godzenia zwaśnionych sąsiadów; z ubogimi dzielił się nawet najskromniejszym posiłkiem. Dzięki modlitwom Izydora i jego żony uratował się ich syn, który nieszczęśliwie wpadł do studni, a którego nadzwyczajny strumień wody wyrzucił ponownie na powierzchnię. Piękna i nostalgiczna legenda, mówiąca o tragedii Vargasa, któremu umarła córeczka, wspomina, iż dzięki modlitwie wzruszonego tragedią Izydora, dziewczyna odzyskała życie, a świadkami tego niezwykłego wydarzenia było wielu ludzi. Za sprawą św. Izydora zdrowie odzyskać miał król hiszpański Filip III, który w dowód wdzięczności ufundował nowy relikwiarz na szczątki Świętego.
W Polsce kult św. Izydora rozprzestrzenił się na dobre w siedemnastym stuleciu. Szerzyli go głównie jezuici, mający przecież hiszpańskie korzenie. Izydor został obrany patronem rolników. W Polsce powstawały również liczne bractwa - konfraternie, którym patronował, np. w Kłobucku - obdarzone w siedemnastym stuleciu przez papieża Urbana VIII szeregiem odpustów. To właśnie dzięki jezuitom do Łańcuta dotarł kult Izydora, czego materialnym śladem jest dzisiaj piękny, zabytkowy witraż z dziewiętnastego stulecia z Wiednia, przedstawiający modlącego się podczas prac polowych Izydora. Do łańcuckiego kościoła farnego przychodzili więc przed wojną rolnicy z okolicznych miejscowości (które nie miały wówczas swoich kościołów parafialnych), modląc się do św. Izydora o pomyślność podczas prac polowych i o obfite plony. Ciekawą figurę św. Izydora wspierającego się na łopacie znajdziemy w Bazylice Kolegiackiej w Przeworsku w jednym z bocznych ołtarzy (narzędzia rolnicze to najczęstsze atrybuty św. Izydora, przedstawianego również podczas modlitwy do krucyfiksu i z orzącymi aniołami). W 1848 r. w Wielkopolsce o wolność z pruskim zaborcą walczyli chłopi, niosąc jego podobiznę na sztandarach. W 1622 r. papież Grzegorz XV wyniósł go na ołtarze jako świętego.

CZYTAJ DALEJ

Filipiny odwdzięczają się misjonarzom licznymi powołaniami

2024-05-14 18:22

[ TEMATY ]

powołanie

Filipiny

Karol Porwich/Niedziela

W wyspiarskim kraju, jakim są Filipiny liczba pallotyńskich powołań rośnie z roku na rok. O swojej misji opowiadał w Polsce ks. Bineet Kerketta, misjonarz z Indii, rektor pallotyńskiego seminarium na Filipinach.

Księża pallotyni założyli misję na Filipinach w 2010 r., w Bacolod, na północno-zachodnim wybrzeży wyspy Negros. Chociaż Filipiny to kraj chrześcijański (aż 86 proc. ludności to katolicy), Kościół tam wymaga nadal wsparcia. Powodem jest ogromne rozwarstwienie społeczeństwa i przepaść, jaka dzieli biednych i bogatych. Najbogatsi mają w posiadaniu ogromne plantacje trzciny cukrowej i ryżu, a nawet całe wyspy. Najubożsi z trudem mogą się wyżywić. Nawet kościoły mają osobne. Większość działań w parafii prowadzą świeccy i postępują zgodnie ze swoją mentalnością, tradycją i kulturą. Dlatego wciąż ewangelizacja jest potrzebna.

CZYTAJ DALEJ

A.Duda: budowanie bezpieczeństwa wymaga "absolutnej współpracy" między władzami w Polsce

2024-05-15 12:57

[ TEMATY ]

Andrzej Duda

Katar

PAP/Marcin Obara

Budowanie bezpieczeństwa wymaga "absolutnej współpracy" między władzami w Polsce - powiedział w środę prezydent Andrzej Duda podczas briefingu prasowego w Dausze.

Prezydent, który przebywa w Katarze, podkreślił podczas spotkania z polskimi mediami, że najważniejszą kwestią, która w tym momencie wymaga "absolutnej współpracy pomiędzy władzami w Polsce", jest budowanie bezpieczeństwa na wszelkich możliwych polach, w tym bezpieczeństwa granic czy bezpieczeństwa energetycznego.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję