Ostatnio zapytał mnie ktoś, czy przypadkiem nie jestem eurosceptykiem,
bo głosowałem przeciwko powołaniu superkomisji sejmowej do ekspresowego
dostosowania polskiego prawa do Unii Europejskiej. Otóż byłem i jestem
eurorealistą. A realista to ktoś, kto lubi dokonywać bilansu zysków
i strat. Nasłuchałem się już wielu opowieści, jak to będzie dobrze,
gdy Polska znajdzie się wreszcie w UE, ale poza ogólnikami żadnych
konkretnych korzyści nikt nie potrafił mi przedstawić. Konkretne
natomiast są zarzuty stawiane przez eurosceptyków - tak konkretne,
że nie jest potrzebna nadzwyczaj rozwinięta wyobraźnia, by je realnie
dostrzec.
Na mój rozum, a nigdy nie miałem z nim kłopotów, kolejność
powinna być oczywista. Po pierwsze, po wszystkich wstępnych dokonanych
już uzgodnieniach, tajnych i jawnych, po licznych konsultacjach,
wyjazdach i przyjazdach zagranicznych, powinien zostać przedstawiony
społeczeństwu jasny i czytelny bilans kosztów wejścia Polski do UE
i korzyści z takiego zabiegu płynących. Jeżeli się nie mylę, to właśnie
o polskie społeczeństwo chodzi. Ono jest głównym zainteresowanym
i ono - poza korzyściami (jakimi?) - będzie ponosiło na własnej skórze
i skórze swoich dzieci koszty integracji.
Rząd został zobowiązany do przedstawienia takiego bilansu
do końca maja 2000 r., lecz poprosił o przesunięcie tego terminu.
Sprawa jest tak poważna, że dla dobra rzetelności opracowania warto
jeszcze poczekać. A zresztą mamy czas, bo na razie Unia Europejska
w żaden sposób nie może określić terminu naszego przyjęcia i wszystko
wskazuje na to, że jest on coraz bardziej odległy.
Ano właśnie, to drugi etap, który należałoby załatwić:
dowiedzieć się, kiedy możemy liczyć na integrację, bo może nie są
konieczne aż tak pośpieszne działania tzw. przystosowawcze, abyśmy
dostawali zadyszki. Rozsądniej byłoby wykorzystać czas "w poczekalni"
na umocnienie polskiej gospodarki - ot, choćby na utworzenie długo
oczekiwanego Polskiego Cukru, zamiast sprzedawać cukrownie Francuzom
za niecały dwuletni dochód.
Kiedy już będziemy wiedzieli, za ile i kiedy, należy
zapytać najbardziej zainteresowanych, czyli polskie społeczeństwo,
CZY chce. Niepotrzebne będą kosztowne reklamy i pranie mózgów, jeżeli
wcześniej wszyscy poznamy bilans zysków i strat. Któż byłby przeciw,
jeżeli zyski swą wielkością znacznie przewyższyłyby straty? Zatem
punktem nr 3 programu musi być referendum ogólnonarodowe.
Jeżeli we wszystkich punktach otrzymamy 3 x TAK, można
galopować z przystosowaniem. Na razie Unia Europejska nie żądała
od nas powołania specjalnej, ekspresowej komisji do przystosowania
polskiego prawa do unijnych wymagań. Założenia tej komisji ograniczają
dotychczasowe uprawnienia Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej, przez
co są krokiem ku ograniczeniu także młodej polskiej demokracji, nie
mówiąc już o tym, że ustawy i kodeksy (!) poprawiane będą na łapu-capu.
I dlatego właśnie byłem przeciwny wprowadzaniu pochopnych
zmian w regulaminie Sejmu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu