Wzdłuż parkingu szedł chłopak w dżinsach, kolorowej koszulce z
dużym napisem "Metallica" na plecach i w nowiutkich adidasach. Miał
okulary przciwsłoneczne, w których odbijało się świecące wyjątkowo
ostro tego dnia słońce. Chłopak miał w uszach słuchawki walkmana
i idąc podrygiwał rytmicznie. Głowę miał zwieszoną, wzrok wlepiony
w płytki chodnika, ręce w kieszeni. Z daleka swoją sylwetką przypominał
idący znak zapytania. Wydawało się, że wejdzie na rosnący na końcu
chodnika stary kasztanowiec, kiedy nagle zatrzymał się w miejscu.
Podniósł głowę, spojrzał na okazały pień i wyjął z uszu słuchawki.
Wyglądał na zaskoczonego. Stał dłuższą chwilę, przyglądając się uważnie
napotkanemu drzewu, jakby nie miało prawa tam rosnąć. Drzewo wyraźnie
rozsierdziło chłopca swoją zuchwałością, gdyż kopnął w nie z całych
sił. Ani drgnęło. Chłopak skrzywił się, lekko przykucnął i zaczął
przyglądać się nowiutkiemu adidasowi, czy nie poniósł zbyt dużego
uszczerbku w zderzeniu ze starym pniem. Jednak podeszwa na czubku
odchyliła się, a w dziurze przypominającej paszczę drapieżnego zwierzęcia
ukazał się duży palec od nogi. Twarz chłopca pokrył grymas bólu.
Chłopak włożył obie ręce do przepastnych kieszeni dżinsów i po krótkich
poszukiwaniach wyjął piękny scyzoryk z czerwoną rękojeścią. Wyciągnął
ostrze, które błysnęło w słońcu i zaczął wycinać w korze pnia jakiś
napis i rysunek. Po kilku minutach zauważyć można było na starym
kasztanowcu, który pamiętał jeszcze czasy przedwojenne, duże serce
przebite strzałą i dwa wyrazy: "kocham ewkę". Imię dziewczyny napisane
było małą literą, a zamiast podpisu widoczny był adres poczty elektronicznej: "
zdzichu@metal.net.pl".
Chłopak popatrzył na swoje dzieło z wyraźnym zadowoleniem.
Złożył scyzoryk i zamiatając oderwaną podeszwą, poszedł przed siebie,
wyminąwszy drzewo, które nie ustąpiło z drogi ani na milimetr. Przykuśtykał
pod wiatę i usiadł zbolały obok starszego pana.
- Boli? - rzucił od niechcenia mężczyzna.
- No. Jeszcze jak - odpowiedział skrzywiony młodzieniec.
- Do wesela się zagoi - mężczyzna starał się pocieszyć chłopca.
- Do jakiego wesela?! - wykrzyknął młodzieniec. - Dzisiaj
mam dyskotekę i jak ja będę tańczył?
- Musiałeś kopnąć w to drzewo? - zapytał mężczyzna.
- A co miałem robić? Scyzoryka mało nie złamałem, taką ma
grubą korę. Wie pan, co to za scyzoryk? Szwajcarski, wielofunkcyjny.
Dostałem go od taty na imieniny - chłopiec wyjął z kieszeni swoje
cudo i pokazał starszemu panu.
Mężczyzna obejrzał nóż, po czym dodał:
- Piękna rzecz, ale szkoda też takiego pięknego drzewa.
- Drzewa panu szkoda, a nie mojego scyzoryka? - chłopak
krzyknął ze zdziwienia.
- To drzewo rosło trzy ćwiartki wieku. Pamiętam, jak było
jeszcze takie małe, jak ty. Ty masz najwyżej 15 lat. Nie można się
tak panoszyć na świecie, trzeba poczekać na swoją kolejkę, żeby ci
wszystko z drogi ustępowało. A jak dożyjesz tego wieku, co to drzewo,
wtedy będziesz miał już więcej pokory - starszy pan skończył swój
przydługi monolog.
- Pokora? Spoko, spoko, a co to takiego? - zdziwił się chłopak.
- Pokora to jest to - mężczyzna wskazał na drzewo, które
zaszumiało pod wpływem łagodnego wiatru, przynoszącego miłe ukojenie
w tak upalny dzień.
Oczy chłopca zrobiły się wielkie jak dwa księżyce. Spojrzał
najpierw na drzewo, potem na starszego pana, po czym założył z powrotem
słuchawki walkmana. Wyciągnął wygodnie nogi przed siebie i podrygując
rytmicznie, oddał się kontemplacji dziury w nowiutkim adidasie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu