Synu Kochany!
Właśnie wróciłam z kina. Byłam na filmie Joanna D´Arc.
Chcę się podzielić z Tobą tym, co zobaczyłam i przeżyłam. Współczesny
film o świętej. Przejmująca muzyka, trochę "z tej i nie z tej ziemi". Film namalowany niezwykłymi obrazami przyrody, wojny, okrucieństwa
i Bożej interwencji w sprawy narodu przez osobę młodej wiejskiej
dziewczyny. Joanna dała się prowadzić Bogu. Pan przychodzi do niej
pod postacią wichru, dzwonów, niezwykłych zjawisk, których tylko
ona doświadczała. Przeżycia mistyczne 10-letniej dziewczynki, potem
dorastającej dziewczyny, w której serce i wyobraźnię Bóg złożył polecenie: "
ty masz uratować Francję". Uwierzyła! Poddała się prowadzeniu. Było
to 600 lat temu. A problem wydał się bliski i aktualny, jakby dotyczył
dziś każdego z nas. Gdybyśmy się dali prowadzić... Gdybyśmy prawdziwie
uwierzyli Bogu... jak inaczej wyglądałoby nasze życie, a może i dzieje
świata!
Jak prosto i jak trudno być świętym! Prosto, gdy wierzymy,
że Bóg prowadzi.
Joanna to Boże prowadzenie potwierdzała łaską sakramentu
spowiedzi. Nie polegała na sobie. Jaką mądrość i łaskę dostrzegania
niezwykłych darów Boga mieli zwyczajni wiejscy kapłani! Z jaką pewnością
wiary wspomagali młodziutką Joannę! Ile trzeba wiary, aby zaufać,
że wiejskiej niepiśmiennej dziewczynie Bóg chce powierzyć dziejowe
zadanie.
Trudno być świętym, bo łaska Bożego prowadzenia wymaga
więcej wiary i wierności niż racjonalnych odniesień. A człowiek chce
mieć "dowody". "Znaki" często nie wystarczą. Woła o namacalne dowody.
A gdy człowiek nie idzie za radą Boga, wystawia siebie i innych na
niebezpieczeństwo. Może wszystko zaprzepaścić. Joanna to wiedziała.
Porwała armię pewnością wiary, młodością i swym "szaleństwem". Święci
zdumiewają świat właśnie "szaleństwem i zuchwalstwem". Odwaga Joanny
nie była jej naturą. Była zawierzeniem do granic nieograniczonych.
Synu, oglądając ten film, zastanawiałam się nad naszym
światem. Dlaczego tak wielu chrześcijan w walce o prawdziwe dobro
nie ma prawdziwej odwagi? Umieściliśmy nasze chrześcijaństwo pod
kloszem bezpieczeństwa i dostatku. Na czele wartości postawiliśmy
ostrożność i poprawność. Czy nie jest tak w różnych wspólnotach,
także konsekrowanych? Dlaczego? Przecież wywodzimy się w prostej
linii od tych, którzy zostali 2000 lat temu oskarżeni, że są to "
ludzie, którzy podburzają cały świat" (Dz 17, 6). Myślę, że trzeba
nam dziś takich świętych zmieniających świat, zawierzających Bogu.
Sama nie wiem, dlaczego patrząc na Joannę, widziałam
Faustynę. Może dlatego, że obie bez pytań uwierzyły Panu. Obydwie
odwoływały się nie tyle do rozumu, co do sakramentu spowiedzi jako
potwierdzenia Bożego działania. Wstrząsająca była też rozmowa Joanny
z własnym sumieniem: walka, dialog, wątpliwości. Doświadczenie bliskie
każdemu z nas. "Głosy", które Joanna słyszała, w ostatecznym rozrachunku
z życiem - milczą. Porażająca samotność! Nie, Bóg jej nie opuścił.
Opuścili ją ludzie.
Stała się płonącą i jaśniejącą pochodnią, rzuconą na
stos przez ludzką przewrotność. Pochodnią, która świeci przez setki
lat. "(...) kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci
swe życie z mego powodu, znajdzie je" (Mt 18, 25).
Film ten oglądałam w supernowoczesnym kinie. Na wygodnych
fotelach siedziała prawie sama młodzież. Zdziwiłam się, że przyszli,
bo pewne gazety nie zachęcały do obejrzenia filmu. Nie tylko przyszli,
na sali panowała absolutna cisza. Po kilku minutach siedzący obok
nas młodzi ludzie przestali sięgać po popcorn. Siedzieli oniemiali,
zafascynowani, przejęci. Jakieś zapotrzebowanie na inny rodzaj doświadczenia
niż tylko konsumizm? Synu, tylko prawdziwe dobro jest warte pokazania!
Chciałabym, abyś zobaczył ten film.
Matka
Pomóż w rozwoju naszego portalu