Ks. kan. dr Dariusz Kisiel z Płocka jest sekretarzem krajowym Papieskiej Unii Misyjnej. W styczniu br. odbył podróż do Wenezueli, gdzie pracuje ks. Tadeusz Brodziński - kapłan pochodzący z diecezji płockiej. O radościach i smutkach misyjnej pracy z ks. Kisielem rozmawia ks. Adam Łach.
KS. ADAM ŁACH: - Jak Wenezuela radzi sobie ze skutkami tragicznego kataklizmu, jaki ją nawiedził?
KS. DARIUSZ KISIEL: - Sytuacja jest nadal trudna. Mówi się, że zginęło od 10 do 50 tys. ludzi, a ok. 200 tys. jest bez dachu nad głową. Lądując w Caracas, widziałem całe dzielnice, które z lawiną błota spłynęły do morza. Wiele plaż jest całkowicie zamkniętych i obstawionych przez wojsko, morze oddaje bowiem zwłoki ludzi, w związku z czym wciąż istnieje ryzyko epidemii. Rząd Wenezueli robi, co może, m.in. buduje ośrodki dla tych, którzy stracili dach nad głową. Jeden z takich ośrodków powstał na terenie parafii, w której pracuje nasz misjonarz.
- Czy Kościół włącza się w jakiś sposób w pomoc tym ludziom?
- Naturalnie. W diecezji Barquisimeto, gdzie pracuje ks. Tadeusz, jest kilkanaście ośrodków dla poszkodowanych przez powódź. Nasz misjonarz organizuje pomoc, zbiera dla nich żywność i ubrania. Będąc tam, mogłem się przekonać, ilu jest ludzi potrzebujących. Codziennie od rana do wieczora przychodzą na misję matki, prosząc o jedzenie dla dzieci. Misjonarz dysponuje niewielkim funduszem, ale stara się, by nikt nie odszedł głodny.
- Jak wygląda parafia, w której pracuje ks. Tadeusz?
- Największą biedą, jaka tam panuje, jest bieda moralna. Dzielnica, w której pracuje ks. Brodziński, to najgorsza pod względem przestępczości dzielnica Barquisimeto. Dotychczas nikt nie chciał tam pracować, ponieważ to najniebezpieczniejszy region miasta, zamieszkały w dużej części przez przestępców, noszących na co dzień przy sobie broń.
- Jaką pomoc otrzymują parafianie?
- Parafia liczy ok. 11 tys. ludzi. Problemów jest bardzo dużo. Nasz misjonarz jest jednak człowiekiem bardzo wytrwałym i jakoś daje sobie radę. W ciągu roku naprawił dom, w którym miał zamieszkać, doprowadził wodę i skanalizował budynek. Wybetonował również część podwórka i postawił coś w rodzaju wiaty, by tam mogły przychodzić dzieci i młodzież. To podwórko stało się dla dzieciaków z dzielnicy prawdziwą przystanią - miejscem, gdzie nie tylko jest bezpiecznie, ale również można dostać coś do jedzenia. Podwórko jest też, naturalnie, miejscem ewangelizowania młodych ludzi. Zacznę od tego, że misjonarz w ciągu swej sześcioletniej pracy udzielił sakramentu chrztu św. ponad 8500 dzieciom i dorosłym, a teraz uczy je prawd wiary, uczy pieśni religijnych (istnieją 3 grupy muzyczne, którymi kieruje ks. Tadeusz). Ludzie mają do wyboru także bardziej czynne uczestnictwo w życiu Kościoła. Misjonarz założył grupę charyzmatyczną, jest też neokatechumenat, liczący ok. 120 osób. Z parafii ks. Brodzińskiego wyrusza największa procesja świata, niosąca figurę Matki Bożej Dobrej Pasterki. W tej procesji bierze udział ok. miliona ludzi.
- Zadziwia bogactwo życia duszpasterskiego na misjach...
- To jeszcze nie wszystko. Parafia posiada coś na kształt własnej Caritas, prowadzącej działalność charytatywną. W każdą niedzielę zbiera datki, które później przekazywane są domowi dziecka, który założył ks. Tadeusz w swojej poprzedniej parafii w Tamaca. Nie zawsze są to pieniądze, częściej ryż, banany, pomarańcze, makaron. Zanim powstał ośrodek, dzieci jadały raz dziennie, i to bardzo niewiele. Obecnie dostają posiłek trzy razy dziennie. Ponadto uczą się tam właściwie wszystkiego - od korzystania ze szczoteczki do zębów do czytania i pisania. Warto dodać, że ks. Tadeusz wybudował ten ośrodek własnymi rękami. W tym celu musiał nauczyć się murarki, stać się elektrykiem, a nawet spawaczem.
- Z czego utrzymuje się ośrodek?
- Z ofiar wiernych z Wenezueli, jak również z ofiar przekazywanych przez wiernych z parafii św. Stanisława Kostki w Rypinie. W tym miejscu pragnę serdecznie podziękować ks. prał. Markowi Smogorzewskiemu - proboszczowi tej parafii, który pomógł zainicjować akcję duchowej adopcji dzieci z tego ośrodka. Dzięki mieszkańcom Rypina ponad 60 dzieci może po prostu żyć. Dodam, że ośrodek nosi imię św. Stanisława Kostki - patrona dzieci i młodzieży.
- To rzeczywiście piękne dzieło. Może ktoś jeszcze się do niego przyłączy?
- Prosilibyśmy o to. Tym bardziej, że w planach jest budowa drugiego takiego ośrodka. Ks. Tadeusz otrzymał w darze działkę, na której chce zbudować dom. Najpierw jednak musi wykopać studnię głębinową, a to w terenie górzystym kosztuje kilka tysięcy dolarów. Jeśli będzie woda, będzie można wyrabiać pustaki i sprzedawać je, zarabiając w ten sposób na budowę. Dwóch mechaników już skonstruowało maszynę do wyrobu pustaków. Ale na rozruch tego przedsięwzięcia potrzeba ofiar, o które ośmielamy się prosić także na łamach Niedzieli. Nie mam wątpliwości, że wspierając ten projekt, możemy uratować wiele dzieci.
- Jak wygląda dzień na misji?
- Już o godz. 6.00 misjonarz odprawia Mszę św. w szkole katolickiej, prowadzonej przez siostry zakonne, a potem codziennie spotyka się z przeróżnymi grupami. Ok. godz. 15.00 przyjmuje w prowizorycznej kancelarii parafialnej, do której ludzie przychodzą ze swoimi problemami, np. proszą o poradę w sprawach małżeńskich, o pomoc materialną, o spowiedź itp. O godz. 18.00 celebruje Eucharystię w kościele parafialnym, wieczory poświęcając młodzieży. Idzie spać ok. 23.00.
- Czy ks. Tadeusza wspomaga inny kapłan?
- Na szczęście tak. Tymczasowo przebywa w Wenezueli
ks. kan. Henryk Czepczyński, Padre Enriche, emerytowany proboszcz
z Żuromina, który jest tam od połowy grudnia 1999 r. i pragnie zostać
do końca maja br.
Dzięki pracy naszych misjonarzy miejscowi ludzie przestają
już mylić słowo "Polonia" ze słowem "Bolonia" i wiedzą, że Płock
leży nad Wisłą. Spotkałem także ludzi odmawiających Koronkę do Miłosierdzia
Bożego, w których domu był obraz Jezusa Miłosiernego i bł. s. Faustyny.
Ludzie ci wiedzieli, że s. Faustyna była Polką.
- Czy mamy szansę spotkać się z ks. Tadeuszem w Polsce?
- Zaprosiłem go, jak również arcybiskupa z Barquisimeto, na Diecezjalny Kongres Misyjny Dzieci, który odbędzie się 3 czerwca br. w Pułtusku. Myślę, że tam się spotkamy.
- Dziękuję za rozmowę.
Wszystkim pragnącym wesprzeć budowę ośrodka dla dzieci ulicy, które ucierpiały na skutek kataklizmu w Los Rastrojos w diecezji Barquisimeto, podajemy numer konta: Diecezjalny Ośrodek Misyjny, ul. abp. A. J. Nowowiejskiego 2, 09-400 Płock, "Pomoc dla Wenezueli", I/O PKO BP w Płocku nr 10203961-69443-270-1.
Pomóż w rozwoju naszego portalu