Jeszcze jeden mazur dzisiaj, choć poranek świta,
Czy pozwoli panna Krysia, młody ułan pyta...
Karnawałowe bale w II Rzeczypospolitej mają swoją wspaniałą historię.
Był bal na Zamku Królewskim w Warszawie, który wydawał prezydent
z małżonką dla korpusu dyplomatycznego, generalicji i śmietanki intelektualnej
stolicy. W Poznaniu okazałe bale w salach redutowych hotelu "Bazar"
organizowało zamożne wielkopolskie ziemiaństwo, oraz rzemiosło.
Osobną kartę stanowiły bale wojskowe licznie stacjonujących
przed wojną pułków piechoty, artylerii lekkiej i ciężkiej, łączności,
lotnictwa i kawalerii. Właśnie bale ułańskie 15. Pułku Ułanów, stacjonujących
przy ul. Grunwaldzkiej, i 7. Pułku Strzelców Konnych z ul. Taborowej
były ozdobą karnawałowego szaleństwa, popisem oryginalności i wyszukanych
manier. Po tych balach pozostawały wspomnienia, łzy wzruszeń, zwycięstwa
lub zawodu. Ale bezdyskusyjną palmę pierwszeństwa pośród dwudziestu
siedmiu pułków ułanów II Rzeczypospolitej dzierżył bal Ułanów Jazłowieckich
ze Lwowa.
* * *
Najwspanialszym pułkiem ułanów, opromienionym nimbem bohaterstwa,
znanym z fantazji oraz poczucia honoru i humoru, był 14. Pułk Ułanów
Jazłowieckich. Sławne czyny ułanów jazłowieckich zapisały się na
kartach historii jazdy polskiej. Od Jazłowca w brawurowej szarży
wyzwolonego, z cudownym obrazem Matki Bożej Jazłowieckiej w miejscowym
klasztorze, Chmielowa, Szczurowic, Wernyhorodek, Komarowa, Radziechowa,
po Wólkę Węglową w 1939 r. - to tylko kilka ważniejszych miejsc bitew
14. Pułku. W czasie wojny nie było dla ułanów niewykonalnych rozkazów,
natomiast w okresie pokoju ułani godnie podtrzymywali tradycje pułku.
Bal ułanów jazłowieckich od 1927 r. odbywał się zawsze 1
lutego, w dniu imienin prezydenta RP, patrona Pułku. Ponieważ Pułk
stacjonował we Lwowie, bal urządzano w najbardziej reprezentacyjnym
hotelu miasta, znanym z pięknych wnętrz - u słynnego "Georga".
Pod koniec grudnia dowódca Pułku rozsyłał zaproszenia na
bal na pięknym papierze czerpanym. Zapraszał lwowskie elity, przedstawicieli
ziemiaństwa oraz dowódcę korpusu i generalicję. Osobiście dowódca
Pułku zapraszał prezydenta RP - prof. Ignacego Mościckiego, który
na bal delegował swojego przedstawiciela.
Przed balem główną salę hotelu oraz inne, mniejsze, ułani
dekorowali proporczykami pułkowymi, szablami, lancami, emblematami
kawaleryjskimi. Z wielkich pomieszczeń piwnicznych na czas balu usuwano
wszelkie zapasy żywności, trunków, doprowadzano do perfekcyjnej czystości
podłogi, ściany i sufity oraz instalowano w nich wojskową stajnię
z dziesięcioma boksami i żłobami pełnymi pachnącego siana. Zamiast
koni do boksów przywożono stoliki i atłasowe krzesła. Przed samym
balem w żłobach umieszczano metalowe pojemniki z lodem i butelkami
francuskiego szampana. Centralną stajnię i boksy oświetlały kolorowe
lampiony i normalne lampy stajenne.
Do balu oficerowie byli w pełnej mobilizacji - jak do bitwy:
każdy miał przez dowódcę wyznaczone zadania do wykonywania i funkcję.
Były również surowe rozkazy dowódcy. Jednym z takich był
rozkaz tańczenia przez oficera tylko jeden raz z poszczególną damą.
Chodziło o to, aby wszystkie damy tańczyły - a na bal przychodziły
również panie niezbyt powabne, chociaż dostojne. Nie do pomyślenia
było, aby oficerowie nadużywali podczas balu alkoholu. Obowiązywał
całkowity zakaz spożywania dowolnych trunków, poza kilkoma określonymi
toastami.
Bal rozpoczynał się o godz. 9.00 wieczorem. Godzinę wcześniej
meldowali się u płk. Godlewskiego wszyscy oficerowie, do majorów
włącznie. Moderunek musiał być nienaganny.
W głównej sali balowej grała orkiestra pułkowa, a trębacze
grali marsza pułkowego. Przy dźwiękach marsza generalskiego na salę
wchodzili generałowie, a kiedy, jako ostatni, wchodził na salę przedstawiciel
prezydenta RP - orkiestra grała hymn państwowy. Trzeba dodać (bo
dzisiaj, niestety, nie zawsze tak bywa), że wszyscy obecni stali
wyprężeni na baczność.
* * *
Zaczynano - jakże mogłoby być inaczej - polonezem. Ustawiały się
pary. W pierwszej parze szedł reprezentant prezydenta z najbardziej
dostojną, zasłużoną damą, w drugiej - dowódca pułku z żoną, a za
nimi 150 par! Polonez trwał niedługo, po czym trębacze zaczynali
grać walca. Nareszcie zaczynał się prawdziwy bal. Tańczono walce,
tanga, slow-foksy, fokstroty, bluesy, samby.
O północy milkła orkiestra. Stali uczestnicy balów wiedzieli,
jaka ich czeka niespodzianka. Po marmurowych schodach, wysłanych
czerwonym dywanem, wolno, dostojnie wchodziła bułana klacz. Na kopyta
miała założone czarne kalosze, aby nie ślizgać się po posadzkach.
Prowadził ją podoficer w galowym mundurze. Gdy do sali balowej wkraczała
klacz o nazwie Grażynka - panie wydawały krzyk radości. Po obu stronach
klaczy podążali dwaj żołnierze, niosąc na lśniących tacach kostki
cukru. Biegły więc szanowne damy i młodziutkie panie karmić Grażynkęcukrem
i marchwią. Na grzbiecie Grażynki umieszczano siodło z płaskim koszem
z bukiecikami kwiatów do kotyliona. Przypinano je sobie, wśród wybuchów
radości i podniecenia.
W białej sali, lustrzanej, oświetlonej kryształowymi kandelabrami
i pająkami, wirowały w tańcu dziesiątki malowniczych par: panie w
długich sukniach, wydekoltowane, strojne perłami, szmaragdami, w
ramionach panów we frakach, częściej jednak w galowych mundurach
oficerskich.
Wodzireje (a było ich kilku, aby mogli zmieniać się dla
wypoczynku) prowadzili tańce z doświadczeniem i wymaganą elegancją.
Był to bal reprezentacyjny 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich,
więc nie do pomyślenia był fakt zaistnienia drobnego nawet nadużycia
alkoholu przez oficera. W celu zapobieżenia podobnym wypadkom, dowódca
Pułku wyznaczał dwóch oficerów do specjalnej służby, polegającej
na dyskretnym obserwowaniu, czy nie zachodzi potrzeba usunięcia delikwenta
do specjalnie przygotowanego pokoju na piętrze hotelu.
Kiedy bal trwał w najlepsze, bułaną klacz odprowadzano do
stajni koszarowej, gdzie wreszcie mogła najeść się do syta. Trzeba
bowiem dodać, że klacz na parę tygodni przed balem była na specjalnej
diecie warzywnej, aby na sali nie zrobiła niemiłej niespodzianki.
A bal trwał, strzelały butelki szampana, rozwijały się flirty, rodziły
się i gasły uczucia, nadzieje, padały czułe słowa, powłóczyste spojrzenia
rozmarzonych dam w ramionach tańczących oficerów.
O 6.00 przed hotel zajeżdżały pojazdy pułkowe, prawie zawsze
o tej porze roku - sanie. Sanie dowódcy Pułku zaprzężone były w białe
konie, dowódców szwadronów - w kare. Przy uprzęży wszystkie miały
dzwoniące janczary. Kiedy rozwożono gości do domów, a biały puch
pokrywał dachy domów i wieże kościołów, po uśpionym mieście niosło
się radosne ich dźwięczenie.
Odeszły w przeszłość ułańskie bale i ów najsławniejszy -
Ułanów Jazłowieckich razem ze Lwowem oderwanym od Polski bezprawiem
Jałty:
Ten Lwów, ta joj - to miasto snów,
Ten Stryjski park, ten Wschodni park,
Te szanowanie, padam do nóg - miał tylko jeden Lwów.
Pomóż w rozwoju naszego portalu