Adwent. Czas oczekiwania, tęsknoty i czuwania. Na kogo i po co?
Mijają tygodnie adwentowego czuwania. Dzieci z lampionami rozświetlającymi
mroki poranka biegną do kościoła, aby wraz z wiernymi modlitwą go
wychuchać, żeby było cieplej. Pytasz, komu ją niosą? Matce Bożej,
Maryi, której "Ojciec powierzył jedyną w swoim rodzaju misję w dziejach
zbawienia: misję Matki oczekiwanego Zbawiciela (...). Jej macierzyńska
misja, podjęta w Nazarecie i przeżyta w pełni w Jerozolimie u stóp
krzyża, staje się w tym roku serdecznym przynagleniem, skierowanym
do wszystkich dzieci Bożych, aby wróciły do domu Ojca" - pisze Jan
Paweł II w "Tertio millennio adveniente".
Codzienna Msza św. o brzasku dnia. Pali się świeca roratnia
i co dalej? Jak małe dziecko, "które bez obawy zasypia w ramionach
swego Ojca", zawierzyłem Miłości, tak jak Matka. Trwam i oczekuję,
choć zimno. Słyszałem, że jest taki kraj, "w którym nawet wśród śnieżnych
chmur, w lodach wichury ciepły wiatr wieje, drzewa się w pąki stroją,
życiodajnym promieniem słońce kwiaty rozsiewa". Gdzie szukać mam
owej krainy? "Ten kraj ciepły miłością, wiosenny kraj rodzi się w
noc grudniową w sercu Betlejem. Żeby go znaleźć, trzeba iść drożyną
wiary i nadziei w ramiona Matki - Rodzicielki Bożej" (s. Piusa Trzebińska). Już idę...
Niecierpliwe oczekiwanie narodzin Boga-Człowieka. To już
coraz bliżej. Niedługo. W domu intensywne przygotowania, bo święta
nadchodzą. A w sercu? Też porządki, przede wszystkim tutaj. Adwentowe
ofiary i wyrzeczenia, trud złożony w darze mającej się narodzić Dziecinie
Bożej. Codziennie powtarzana prośba: "Przyjdź Królestwo Twoje". Tylko,
czy szczerze? Czy jestem gotowy? - pytam wciąż, a czasu coraz mniej. "
Wołasz Boga, On często schodzi po kryjomu i puka do drzwi twoich,
aleś rzadko w domu" (Adam Mickiewicz). Uporządkuj serce. Dobrze.
Nie chcę, by kolejny raz powtórzyła się historia sprzed dwóch tysięcy
lat, kiedy Maryja wydała na świat Dziecię Jezus w warunkach krańcowego
ubóstwa. O, nie! Protestuję! Wciąż czuwam z mą Matką i wołam: Przyjdź,
Panie Jezu! Oczekując, nieustannie wyrywam chwasty z mego serca,
za chwilę - mieszkania Boga. Już, Chryste, spocznij w swoim domu
- sercu moim "przepojonym wonią róż miłości". Wszystkie gwoździe,
którymi Cię krzyżowałem, zostawiłem u kratek konfesjonału, oddałem
Tobie. Przebaczyłeś, uwolniłeś i powiedziałeś: "Idź w pokoju".
Idę..., tęskniąc za Tobą. Jeszcze trochę, już. Teraz dokonuje
się przyjście Zbawiciela. Wystarczy spojrzeć oczami Pana, rozpoznać
w pokorze, jak znikome są moje możliwości i jak wielka jest ma słabość. "
Wystarczy uznać swoją nicość i jak dziecko powierzyć się ramionom
Pana Boga" - uczy św. Tereska. Wystarczy, że się uśmiechniesz do
swego brata i wyciągniesz do niego rękę, umilkniesz, by innych wysłuchać,
dasz odrobinę nadziei tym, którzy są przytłoczeni ciężarem fizycznego,
moralnego i duchowego ubóstwa. Podzielisz się kawałkiem chleba z
żebrakiem, odwiedzisz chorego. Kochając, nie będziesz wystawiał rachunków,
lecz będziesz dawał bez miary, wlewał pokój i radość we wszystkie
serca. Oto jest miłość, nie egoizm. Wystarczy, że dozwolisz, aby
Bóg pokochał innych przez ciebie - wtedy będzie Boże Narodzenie.
Powitaj Dziecinę "nie w zimnym sercu, niczym betlejemski
żłóbek, ale w sercu pełnym miłości i pokory, w sercu gorącym z miłości
dla bliźnich", jak Matka Teresa z Kalkuty. Powitaj Dziecię Jezus,
ale nie na jeden dzień, odgrywając coś w rodzaju roli, kiedy pozdrawiamy
się nawzajem i wymieniamy kartki z życzeniami; kiedy toczy się wojna
i zgadzamy się na jednodniowe przerwanie ognia, bo mówią, że nie
wypada zabijać się nawzajem w dzień Bożego Narodzenia i popsuć sobie
święta.
Adwent dobiega końca, a Boże Narodzenie jest dopiero początkiem.
Przyjdź Panie Jezu, spocznij w moim sercu. Już czystym i pięknym,
przemienionym - dzięki Tobie - z "kałuży błota" w "królewski pałac
usłany płatkami róż". Dla Ciebie, Miłości. "Czuwajcie więc i módlcie
się w każdym czasie..." (Łk 21, 36). Bóg się rodzi! Pytanie tylko,
czy narodzi się we mnie?
Pomóż w rozwoju naszego portalu