Malarze zanim przystąpią do malowania obrazów, przygotowują wpierw
odpowiednie tło. Im piękniejsze tło, tym wspanialszy obraz. Błogosławionych
z Niepokalanowa pragnę zaprezentować na tle pięknej idei św. Maksymiliana
Marii Kolbego.
Współcześni często oczekują od kandydatów na błogosławionych
czy świętych czynów niezwykłych. One jednak do osiągnięcia chwały
ołtarzy nie są potrzebne. Jeden z dziennikarzy zamieścił w gazecie
niemieckiej artykuł pt. O. Maksymilian Maria Kolbe - Święty woli
Bożej. Redaktor tego artykułu zrozumiał należycie istotę świętości.
Istotą świętości bowiem jest wierne pełnienie woli Bożej.
Nasi Błogosławieni nie dokonali żadnych czynów bohaterskich.
Ich wysiłki w życiu skoncentrowały się na wiernym pełnieniu woli
Bożej na wzór św. Maksymiliana. Wśród wielu dowodów wiernego pełnienia
przez niego woli Bożej są też moje doświadczenia. Wysyłał mnie w
czasie wojny do urzędów niemieckich w Krakowie, Warszawie i Sochaczewie
- zawsze samego. Raz powiedział: - Dziś pojadę z tobą. Służyłem mu
do Mszy św. Po śniadaniu wyjechaliśmy do starostwa powiatowego w
Sochaczewie. Przedstawiłem o. Maksymiliana urzędnikom niemieckim
jako mojego przełożonego i założyciela Niepokalanowa. "Brat Hieronim
- zaznaczył o. Maksymilian - przyjeżdża do starostwa często. Ja pierwszy
raz. Do przybycia tu skłoniła mnie sprawa bardzo ważna. Muszę ją
panom przedstawić, bo to dla mnie wola Boża. Brat Hieronim, przedstawiając
mnie panom, wspomniał, że jestem jego przełożonym i założycielem
Niepokalanowa. Tak. Klasztor Niepokalanów założyłem w 1927 r., drugi
podobny w 1930 r. - w Japonii. Starałem się założyć Niepokalanów
w Chinach i w Indiach. Ponadto w czasie studiów na wyższych uczelniach
rzymskich założyłem ruch pod nazwą ´Militia Immaculatae´. Dziś pragnę
panom wyjaśnić, że wszystkie te moje dzieła nie mają najmniejszego
zabarwienia politycznego. Moim gorącym zamierzeniem jest pracować
wyłącznie dla szczęścia doczesnego i wiecznego wszystkich ludzi -
i to niezależnie od przyjętego światopoglądu. Przemierzając jako
misjonarz różne kraje świata, przekonałem się ze smutkiem, że miliony
ludzi nie wiedzą, po co żyją, że miliony istnień ludzkich nie słuchają
Boga.
Jako profesor historii Kościoła, mówiłem klerykom, że w
Starym Testamencie przerażało mnie nie tylko nieposłuszeństwo Żydów,
ale nawet królów izraelskich. W Piśmie Świętym Nowego Testamentu
natomiast urzekało mnie zawsze posłuszeństwo Pana Jezusa. Powiedział
nawet: Pełnienie woli mego Ojca jest moim pokarmem. Dlatego postanowiłem,
że najważniejszym zadaniem moich dzieł będzie głoszenie na wszystkich
kontynentach, że my, ludzie, żyjemy na tym świecie, aby na wzór Pana
Jezusa być posłuszni woli Ojca Niebieskiego. Ta wola jest zawarta
w przykazaniach Bożych, Kościoła Bożego i w obowiązkach stanu. Aby
to wszystko dobrze zachować, wszyscy ludzie mają się oddać całkowicie
Niepokalanej. Ona, Matka i Wszechpośredniczka łask, dopomoże. Pomaga
wszystkim, gdyż wszyscy ludzie są Jej dziećmi, ale w sposób nadzwyczajny
pomaga tym, którzy się Jej całkowicie oddadzą. Pan Jezus jest naszym
najdoskonalszym wzorem. On oddał się Niepokalanej pierwszy i był
Jej posłuszny.
Posłuszeństwo Niepokalanej to nic innego, jak tylko staranie
się o wierne pełnienie woli Bożej. W tym jest świętość najwyższa.
Wyższej nie ma.
Nie trzeba się biczować. Pan Jezus się nie biczował, ale
wiernie spełniał wolę Ojca. Biczownicy zniechęcali ludzi do świętości.
- Świętość nie dla nas - mówili ludzie. - Wolimy świętymi nie być,
byle tylko się nie biczować. Moją formułą świętości są dwie litery:
w = W. Wola nasza ma się zawsze zgadzać z wolą Bożą. I to jest w
życiu każdego człowieka sprawa najważniejsza. W ten sposób osiąga
się świętość.
Uświadamianie ludzi w tym duchu jest też istotnym zadaniem
ruchu pod nazwą ´Militia Immaculatae´ (Rycerstwo Niepokalanej), który
założyłem. Wspólna praca tego ruchu i Niepokalanów zmierza do wcielenia
dogmatu Niepokalanego Poczęcia w życie. Dogmat został proklamowany
dzięki wiekowym staraniom Zakonu franciszkańskiego. Ale to za mało.
To dopiero pierwsza część historii i wcale nie najważniejsza. Trzeba
ten dogmat wcielić w życie, czyli zachęcać ludzi wszystkimi, nawet
najnowocześniejszymi środkami, by oddali się Niepokalanej i byli
Jej posłuszni. Wtedy z dnia na dzień będą oni coraz bardziej czystymi,
do Niej podobnymi, niepokalanymi. Tak prezentuje się wcielenie dogmatu
Niepokalanego Poczęcia w życie".
O. Maksymilian, wyjaśniając urzędnikom niemieckim swoją
ideę, stale trzymał Dyplomik M. I. w ręku. Rzecz znamienna: urzędnicy
niemieccy załatwiali interesantów zazwyczaj pospiesznie. O. Maksymiliana
wysłuchali do końca z wielkim zainteresowaniem. Przed odejściem z
biura o. Maksymilian powiedział, nie ukrywając wzruszenia: - Za to
wszystko, co panom przedstawiłem, jestem gotów oddać swoje życie
w każdej chwili.
W nakreślonym w ten sposób przez o. Maksymiliana duchu Rycerstwa
Niepokalanej postępowali nasi Błogosławieni. Orłem był oczywiście
bł. o. Pius Bartosik. Dlatego też o. Maksymilian mianował go pierwszym
swoim zastępcą. Chociaż on poświęcał się w Oświęcimiu dla współwięźniów
do ostatnich granic ludzkich możliwości, to jednak nie to było w
jego życiu najważniejsze, pierwszoplanowe - lecz zdumiewająca wierność
w pełnieniu woli Bożej.
Drugim wspaniałym realizatorem pięknej idei św. Maksymiliana
był bł. o. Antonin Bajewski. Wzruszającą opinię wystawiła mu matka
kilkorga dzieci z Warszawy. Niepokalanów był w początkach wojny terenem
grozy... Niezapomniany będzie korowód trumien z siedmioma braćmi
zabitymi przez bomby oraz widok sześciu braci rannych - przede wszystkim
ciężko rannego brata Andrzeja z rozdartym przez wielki odłamek bomby
prawym bokiem oraz widok dwu młodych pielęgniarek z czepkami Polskiego
Czerwonego Krzyża, usiłujących ten odłamek wyjąć. Męczyły się. Sił
zabrakło... Brat Andrzej zgasł na ich rękach...
Stara kaplica wyglądała przerażająco. Wejście do niej budziło
lęk, ale bł. o. Antonin mimo wszystko wszedł do kaplicy - bo może
ktoś będzie prosił o spowiedź... Pewna matka kilkorga dzieci musiała
uciekać z płonącej Warszawy. Zatrzymała się u gospodarza w pobliżu
Niepokalanowa. Jej sumienie domagało się, by uregulowała swój stosunek
z Bogiem. Wybiegła więc, by odbyć spowiedź w kaplicy Niepokalanowa.
Musiała wrócić. Huk bomb i strzały z broni pokładowej samolotów niemieckich
zablokowały jej drogę. W następnym dniu ta sama sceneria... Dopiero
w trzecim dniu przybiegła do kaplicy... Zatrzymała się przed drzwiami...
Okna powybijane, sygnaturka z wieżyczki leżała na ziemi... Pomyślała:
w kaplicy tak zniszczonej na pewno nie będzie żadnego spowiednika.
Gdy weszła, o mało nie krzyknęła z radości. W konfesjonale czekał
na nią ze stułą bł. o. Antonin...
Długa spowiedź i długie modlitwy... Gdy wybiegła z kaplicy,
chciała wołać: Teraz mogą mnie zabić niemieckie kule albo rozerwać
odłamki bomb... Jestem szczęśliwa! Jestem pojednana z Bogiem!
Odwagę bł. o. Antonina i jego miłość bliźniego podkreślają
współwięźniowie Oświęcimia. Wolał być torturowany niż na rozkaz kata
podeptać krzyż...
Dwaj błogosławieni bracia: Bonifacy i Tymoteusz nie mieli
okazji zadziwić innych czynami nadzwyczajnymi. Ich poświęcenie dla
współwięźniów w Oświęcimiu było również zadziwiające, ale najważniejszą
ich troską były usilne starania, aby małe "w" równało się zawsze
z dużym "W". Formuła świętości św. Maksymiliana była dla nich jakby
busolą, jakby latarnią morską wskazującą właściwą drogę życia.
Jeden z papieży powiedział: - Dajcie mi zakonnika spełniającego
zawsze wiernie wolę Bożą, a szybko będę go beatyfikował. Nasi dwaj
błogosławieni - Bonifacy i Tymoteusz odznaczali się nie tylko wiernym
pełnieniem woli Bożej, ale byli też wielkimi patriotami. W czasie
wojny byłem sekretarzem do spraw urzędowych klasztoru, dlatego musiałem
być w gmachu gestapo przy al. Szucha kilka razy. Byłem tam także
z podaniem o zwolnienie św. Maksymiliana, które podpisało 20 zakonników.
Wszyscy mieli dla św. Maksymiliana i jego pięknej idei taki potencjał
miłości, że kazamaty gestapo wcale ich nie przerażały. I w tym gmachu,
gdzieś na czwartym piętrze, usłyszałem straszliwe krzyki. Później
dopiero dowiedziałem się, że krzyczeli Polacy z Polskiego Ruchu Oporu
bestialsko torturowani przez katów gestapo. Najboleśniejszymi narzędziami
tortur były wiertarki. Kaci wiercili nimi dziury w podniebieniach
nieszczęśliwych. Mimo nieopisanych boleści tak dręczeni Polacy nie
wydali nikogo ze swych kolegów pracujących w akcji podziemnej, bo
w domu modliły się na różańcu dzieci wraz z matkami. Właśnie na tym
piętrze urzędował szef grupy operacyjnej gestapo, który w Niepokalanowie
aresztował św. Maksymiliana wraz z ojcami. Szef tej grupy powiedział
mi wzburzony, że bracia Tymoteusz i Bonifacy oraz pięciu innych braci
zostali aresztowani za współpracę z Polskim Ruchem Oporu.
Nie mamy dokładnych przekazów, czy kaci gestapo torturowali
również naszych współbraci. Raczej tak. Jeśli męczyli cywilów należących
do Polskiego Ruchu Oporu, to tym bardziej mieszkańców Niepokalanowa,
który był przez hitlerowców nazywany wrogiem hitleryzmu numer jeden.
Kaci gestapo to ludzie-potwory. Jeden z nich napadł mnie
w Sochaczewie, gdy gestapo uciekało po Powstaniu Warszawskim. Sam
widok takiego człowieka przyprawiał o drżenie... Tryskająca fontanną
krew i krzyki bestialsko torturowanych sprawiały tym ludziom niezwykłą
przyjemność.
Jesteśmy szczęśliwi - cały Niepokalanów i Prowincja - że
nasi Błogosławieni żyli rycersko według idei św. Maksymiliana i dla
tej pięknej idei oddali swe życie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu