Jest chłodny, marcowy ranek. Bardzo powoli znad szczytów gór
podnosi się mgła. Biel śniegu razi w oczy, słońce swym delikatnym
ciepłem ogrzewa miłosiernie ludzi wspinających się ścieżką prowadzącą
stromo w las. Co jakiś czas grupa gromadzi się wokół krzyża, czekając
na tych, którzy do niej dochodzą. Następuje zjednoczenie w modlitwie,
trwanie w zamyśleniu i rozpamiętywaniu.
Ten dzień, 29 marca pozostanie na zawsze w mojej pamięci.
Tyle już razy słyszałam, że rokrocznie w Wielki Piątek organizowana
jest Droga Krzyżowa na Tarnicę, najwyższy szczyt Bieszczadów. Zawsze
jednak nie starczało mi czasu lub okoliczności nie sprzyjały. Tym
razem moja decyzja była szybka i jednoznaczna: idę!
Klimat, który panuje w czasie tej szczególnej i niezapomnianej
Drogi Krzyżowej, jest wyjątkowy. Piękno bieszczadzkiej przyrody otaczało
nas ze wszystkich stron. Czuła się niezwykłą więź, która połączyła
ludzi z różnych stron kraju, uczestniczących w tej wyprawie. Wspinaczka
ścieżką w bukowym lesie nie należała do najłatwiejszych, ale wszyscy
pokonywali ją bardzo dzielnie.
I nagle ogarnęła nas wszechobecna biel śniegu. Rozciągnęła
się przed nami otwarta przestrzeń połonin. W dali, hen u góry, widać
szczyt Tarnicy, a na nim cudowny biały krzyż. "Dlaczego właśnie biały?"
- przemknęło mi przez myśl. Kolejna stacja. Patrzę w niebo. Mieni
się różnymi barwami: od błękitu, przez turkus i kolor morza. Gdzieniegdzie
białe, delikatne chmury układają się w fantastyczne kształty. Ponieważ
mgła nie opadła całkowicie, więc ma się wrażenie, że niebo połączyło
się z ziemią.
Wychodzimy na przełęcz. Po prawej stronie nad nami szczyt
Tarnicy, po lewej Szeroki Wierch. Przed nami najtrudniejsza część
wspinaczki. Idziemy dużą grupą, grzęźniemy w głębokim śniegu. Wreszcie
jesteśmy u celu. Najpierw ujrzałam krzyż. Biały krzyż, ubrany w cudowne
śnieżne koronki. Zupełne zaskoczenie. To dlatego jest biały! To właśnie
wokół krzyża gromadzą się strudzeni wędrowcy. Jest godzina 13.00
Wyniesione na szczyt krzyże stoją oparte o ten największy, biały.
Ostatnia stacja Drogi Krzyżowej. Wzruszenie i modlitwa. Patrzę pod
nogi i nie wierzę własnym oczom. Na szczycie zmarznięty śnieg układa
się w bajeczne kształty, które przypominają do złudzenia białe pióra.
Wygląda to tak, jakby bieszczadzkie anioły zostawiły tu na chwilę
swoje skrzydła.
Mój wzrok kieruje się w dal. Widać pasmo graniczne z
Wielką Rawką, szczyty Połoniny Wetlińskiej i Caryńskiej, Bukowe Berdo,
najwyższe bieszczadzkie szczyty w Polsce: Krzemień i Halicz, szczyty
Bieszczadów Wysokich na Ukrainie. Siedzimy w grupie na zboczu Tarnicy.
Wieje silny wiatr, ale nie przeszkadza nam wcale. Czujemy się jakoś
odświętnie, zaś oczyszczająca moc bieszczadzkiego powietrza przywróciła
nam utracone wcześniej siły. Spotykamy znajomych z Leska, wymieniamy
między sobą wrażenia.
Trzeba już wracać, choć chciałoby się jeszcze pozostać.
Schodzimy grzbietem Szerokiego Wierchu do Ustrzyk Górnych. Choć bardzo
wieje, jakoś udaje nam się utrzymać na nogach. Mimo dużej ilości
śniegu widzimy, że wiosna zaczyna nieśmiało dawać znać o sobie. Bliżej
Ustrzyk Górnych widzimy na skraju drogi zmarznięte śnieżyczki i pierwszą
zieleń na olchach i leszczynach.
Wróciłam szczęśliwa do swoich bliskich. Nigdy bym nie
przypuszczała, że Droga Krzyżowa na Tarnicę w Wielki Piątek 29 marca
będzie dla mnie źródłem tak wielu głębokich przeżyć. Chciałabym,
aby ci, którzy tam nie byli, wybrali się w przyszłym roku.
Pomóż w rozwoju naszego portalu