Reklama

Dzieci przychodzą same

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Kiedy co kilka dni przejeżdżam koło krakowskiego Młodziezowego Domu Kultury „Dom Harcerza” przy ul. Reymonta, przypominam sobie zawsze kilka lat życia, kiedy to dwa wieczory w tygodniu spędzałem w piwnicach MDK-u, przygotowując balony na ogrzane powietrze, latawce, rakiety i rakietoplany, by regularnie brać udział w lokalnych, ogólnopolskich i międzynarodowych zawodach modelarstwa lotniczego i kosmicznego. Troszkę rzadziej mijam „MDK na 102” przy ul. 29 Listopada, gdzie stawiałem pierwsze literacko-dziennikarskie kroki w redakcji pisemka „CkompresS”. Za każdym razem zastanawiam się, czy moje dzieci będą w przyszłości również korzystały z dobrodziejstwa tych miejsc. Rozważania na ten temat niejako rozwiewa reforma zapowiadana przez krakowską wiceprezydent ds. edukacji Annę Okońską-Walkowicz. Zakłada ona, że MDK-i przestaną być placówkami miejskimi, a staną się ośrodkami kultury, zarządzanymi przez organizacje pozarządowe, co wiąże się z utratą finansowania przez miasto. Jeżeli reforma wejdzie w życie, MDK-ów prawdobodobnie po prostu nie będzie...

Z pustego w próżne i wiceprezydent nie naleje

Wiceprezydent Krakowa znana jest jako wzorowa organizatorka szkolnictwa niepublicznego. O założonej przez nią szkole im. Juliusza Słowackiego na Stradomiu mówi się raczej dobrze. Ma ona przyzwoite wyniki w nauczaniu. Plan restrukturyzacji pozaszkolnych ośrodków edukacyjnych przedstawiany jest przez panią Okońską jednym tylko hasłem - „racjonalizacja”. Jednak zasady logiki (tytuł doktora nauk humanistycznych pani Wiceprezydent zobowiązuje do jej stosowania) nakazują, że aby mówić o naprawie czegoś przez racjonalizację, trzeba wskazać, co jest nieracjonalne. Tutaj takich konkretnych wskazań nie ma. Ubolewają nad tym dyrektorzy placówek. - Problem polega na tym, że pani Okońska z nami nie chce rozmawiać i nic nie wyjaśnia - żali się Alicja Szydło, dyrektorka „Domu Harcerza”.
Jednocześnie pani Okońska podczas spotkań odpiera zarzuty, że chodzi jej o komercjalizację MDK-ów. Niech przemówią fakty. Zacytuję tu wypowiedź Ewy Różańskiej, dyrektorki Staromiejskiego Centrum Kultury Młodzieży, udzieloną „Gazecie Krakowskiej” pod koniec listopada: „Na uczestnika zajęć przeznaczamy dziś ok. 120 zł miesięcznie. Po reformie, według zapowiedzi pani wiceprezydent, mamy dostać jedynie 56-72 zł”. Nie obejdzie się więc bez dopłat ze strony uczestników zajęć. Inną opcją jest prowadzenie działalności gospodarczej, aby pokryła ona braki. Nastąpi więc komercjalizacja. Można jeszcze, oczywiście, nie zapłacić za prąd, nie remontować pomieszczeń, zwolnić nauczycieli...
Podnoszenie opłat za zajęcia od razu ograniczy dostęp do kultury, sportu i innych pożytecznych zajęć krakowskiej młodzieży. Jak relacjonuje młoda matka, podczas spotkania z rodzicami pani Wiceprezydent miała powiedzieć, że jeżeli kogoś nie będzie stać na takie zajęcia, to „dzieciom należy współczuć, że mają takich niezaradnych rodziców”. Większą przykrość słowa te sprawiają tym dzieciom, które nie mają rodziców w ogóle. Jeszcze inne mają rodziców inwalidów lub rencistów. Są też takie, które mama wychowuje samotnie. Czy należy także karać brakiem dostępu do edukacji pozaszkolnej dzieci rodziców alkoholików? Oczywiście, nie oznacza to, że większość dzieci korzystających z MDK-ów jest biedna. Wręcz przeciwnie. Spotykają się tam majętni z biednymi. Grają wspólnie w ping-ponga, ćwiczą judo lub wystawiają sztuki teatralne. W tym zróżnicowaniu widać misję MDK-ów. Zasobność portfela nie zależy jedynie od zaradności rodziców. Takie sformuowanie to jakiś prywatny dogmat, a nie obserwacja rzeczywistości. Istotę opłat ponoszonych przez uczestników zajęć wyjaśniają słowa Pawła Buszewicza, prowadzącego zajęcia tatralne w MDK na 102: - Oczywiście, można powiedzieć, że teraz za zajęcia również się płaci. Moje kosztują 50 zł za semestr. To opłata dobrowolna, do ponoszenia której wszystkich zachęcam, bo dzięki takim wpłatom mamy środki choćby na scenografię. Jak kogoś nie stać na opłatę, może się starać o jej obniżenie lub zniesienie. Obawiam się, że w momencie restrukturyzacji takiej możliwości nie będzie. Będą musieli płacić i z pewnością nie będzie to kwota 50 zł za semestr. Staniemy się kolejną placówką wychowującą bogate dzieciaki.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży wychowanie

Śmiało mogę powiedzieć, że to, kim jestem, zawdzięczam nie tylko rodzicom, nauczycielom i księżom, których spotkałem w życiu. To w MDK-u nauczyłem się, że nie warto się poddawać, że warto zdobywać nowe umięjętności, szanować swoich przeciwników, znajdować upodobanie zarówno w humanistyce, jak i technice. Zawdzięczam to dwóm wychowawcom z „Domu Harcerza”: Tadeuszowi Kasprzyckiemu i Krzysztofowi Przybytkowi. Dlaczego wywarli na mnie taki wpływ? - Bo to pasjonaci - odpowiada mi ich aktualna szefowa Alicja Szydło. - Do nich dzieci przychodzą same - kontynuuje dyrektorka „Domu Harcerza”. Moim wspomnieniom wtóruje Ewelina, mama trzylatki korzystającej z Artystycznego Klubu Malucha przy jednym z MDK-ów: - Nie wyobrażam sobie, aby moje dzieci były pozbawione tego, co ja miałam w dzieciństwie.
Na tym tle słowa wiceprezydent Okońskiej, że „halo” podnoszone przez MDK-i wynika jedynie z obawy ich pracowników o utratę pracy, to argument chybiony. W dzisiejszych czasach troska o swoje miejsce pracy nie jest niczym złym. Jednak tu trzeba widzieć coś więcej. Wychowawcy MDK-ów to często osoby, które podjęły się misji wśród dzieci i młodzieży nie ze względów czysto zarobkowych, bo w wielu przypadkach byłby to czyn desperacki (większość z nich i tak musi dorabiać). Praca w godzinach popołudniowych, dodatkowe wyjazdy, często niewliczane w czas pracy. Wielu z nich wkłada w tą pracę coś, czego nie muszą mieć urzędnicy - serce.
W wypowiedziach urzędników mówi się jedynie o pieniądzach wydawanych przez miasto. Nie mówi się o pieniądzach zaoszczędzonych dzięki wychowaniu młodzieży. Młodzik, który wyładuje się na wycieczce rowerowej, nie będzie demolował koszy ze śmieciami pod blokiem. Chłopak, którego nauczy się malować sgraffita i odda się mu na to kawałek ściany, nie będzie babrał murów niezrozumiałymi zygzakami. Zawsze kiedy w Nowej Hucie czy na Bieżanowie jakiś nastolatek (chłopak czy dziewczyna - bez różnicy) ugodzi kogoś nożem, pojawiają się nerwowe pytania: jak temu zapobiegać? Dr Henryk Jordan, ks. Kazimierz Siemaszko - kiedyś organizatorzy życia dzieci i młodzieży, a dziś patroni krakowskich domów kultury - dobrze to rozumieli. Trafnym obrazem jest także opowieść Pawła Buszewicza: - Pewna dziewczyna przychodziła do mnie na zajęcia teatralne. Po 10 latach, będąc już dorosłą osobą, przyznała, że jako alternatywę miała picie, palenie i ćpanie z kolegami z podwórka i tylko spotkania w MDK-u otwierały ją na inną rzeczywistość. Warto było poświęcić jej 10 lat, aby nie piła, nie paliła i nie ćpała, i to jest też zysk dla społeczności miasta. Takich historii jest znacznie więcej...

Reklama

Nie ma na dzieci - jest dla urzędników

Na tle tych planów „oszczędnościowych”, cieniem rzucają się inicjatywy miasta dotyczące wynagrodzeń. Jak podała krakowska „Wyborcza” z 13 grudnia - krakowscy urzędnicy mają otrzymać specjalne premie w wysokości 800 zł na osobę, co kosztować ma magistrat 2 mln zł. Czytelnicy zapewne mnie poprą, widząc tutaj pierwsze oszczędności, które można poczynić, aby starczyło pieniędzy dla MDK-ów. Kolejne miliony można by zaoszczędzić na niewydawaniu funduszy na plany inwestycji, które nigdy nie zostaną wykonane (przykładem jest ekspertyza dla kanału ulgi za 2,6 mln zł). Zdjąłbym też kiczowate ozdoby świąteczne z ulic miasta, jeżeli tylko zaoszczędzone pieniądze (w tym roku 900 tys. zł) zamiast na styropianowe renifery i kolorowe lampki zostałyby przekazane na MDK-i. Niestety, stworzono w Polsce wygodny dla rządzących klimat, w którym tego typu argumenty nazywa się populizmem lub lepperyzmem. Poprawność polityczna zabrania tak mówić. Na szczęście nasza „Niedziela”, nie jest poprawna politycznie.
Dlaczego więc prezydent Majchrowski godzi się na przeprowadzenie operacji zabrania pieniędzy placówkom edukacji pozaszkolnej? Nie wiem. Przypomina mi się jednak tutaj opinia mojej wychowawczyni z liceum (przesyłam ukłony), która na pytanie, dlaczego rząd SLD chętniej odbierał przywileje nauczycielom niż górnikom, odpowiedziała, iż „rządzący wiedzą, że nauczyciele nie pójdą rzucać pod urzędem płytami chodnikowymi”. Najłatwiej zawsze ograbić bezbronnego. Takie samo kryterium zdają się mieć i politycy. Miasto, po prostu, chce ze swojegu budżetu wykreślić jedną z pozycji w kolumnie: wydatki. W tym przypadku wynosi ona 25 mln zł rocznie.

Spór światopoglądowy

Wydaje się, że Wiceprezydent ds. edukacji świetnie radzi sobie jako organizatorka edukacji niepublicznej. Z publiczną jednak ma problem. Użyła ona sformuowania, że należy zlikwidować „relikt przeszłości”. Znów sięgnijmy do wykształcenia pani Okońskiej. Jako humanistka powinna wiedzieć, że w historii cywilizacji relikt jest anachroniczną pozostałością czegoś, co okres świetności ma za sobą. To aktualnie nieużyteczna pozostałość przeszłości. Nie ma określenia, które bardziej wykazuje niezrozumienie tego, czym są MDK-i, niż „relikt przeszłości”. Dlaczego? Bowiem dopiero niedawno wkroczyły one w okres świetności. Dzięki otwartym granicom, współpracy międzynarodowej, możliwościom technicznym, szerokim horyzontom mogą pozwolić sobie na o wiele więcej niż w PRL-u i w latach 90. Czy Wiceprezydent wie, że do krakowskich MDK-ów przyjeżdżają delegacje z Anglii, Niemiec i Francji, aby uczyć się jak powinny one skutecznie działać?
Istotą sporu o krakowskie MDK-i jest chyba zupełnie sprzeczny ze sobą pogląd na organizację społeczeństwa. Wielu ludzi lubi mieć zorganizowaną odgórnie inicjatywę. Rodzice przychodzą, aby skorzystać z gotowej oferty. Dyrektorzy, aby stworzyć tę ofertę, chcą mieć zapewnione środki. Inni, jak pani Wiceprezydent, widzą społeczeństwo organizujące się oddolnie przez grupy rodziców i nauczycieli, którzy wspólnie sami stworzą coś dla siebie bez pomocy lub z minimalnym udziałem władzy lokalnej czy centralnej. Błędem jednak jest przeciwstawianie sobie tych światopoglądów, bo żaden z nich nie jest w 100 procentach skuteczny. Nie każdy ma czas, talent czy środki, aby tworzyć stowarzyszenie. MDK-i działają dobrze, jedynym problemem są pieniądze. Niech zatem pani Wiceprezydent ułatwi tworzenie dodatkowych placówek wedle swojego paradygmatu, bez niszczenia tych, które odpowiadają innym.

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Wierność i miłość braterska dają moc wspólnocie

2024-04-23 13:00

Marzena Cyfert

Rejonowe spotkanie presynodalne w katedrze wrocławskiej

Rejonowe spotkanie presynodalne w katedrze wrocławskiej

Ostatnie rejonowe spotkanie presynodalne dla rejonów Wrocław-Katedra i Wrocław-Sępolno odbyło się w katedrze wrocławskiej. Katechezę na temat Listu do Kościoła w Filadelfii wygłosił ks. Adam Łuźniak.

Na początku nakreślił kontekst rozważanego listu. Niewielkie, lecz bogate miasteczko Filadelfia zbudowane zostało na przełęczy, która stanowiła bramę do głębi półwyspu. Było również bramą i punktem odniesienia dla hellenizacji znajdujących się dalej terenów. Mieszkańcy Filadelfii mieli więc poczucie, że są bramą i mają misję wobec tych, którzy mieszkają dalej.

CZYTAJ DALEJ

Spotkanie z okazji 10-lecia kanonizacji Jana Pawła II oraz promocja Jego biografii „Święty Prorok”

2024-04-24 08:41

[ TEMATY ]

spotkanie

Biały Kruk

Zdzisław Sowiński

Jego Eminencja Ks. Kardynał Stanisław Dziwisz oraz Wydawnictwo Biały Kruk zapraszają 27 kwietnia 2024 r. o godz. 17.00 do Sali „Sokoła” w Krakowie (ul. Marszałka J. Piłsudskiego 27) na uroczyste spotkanie z okazji 10-lecia kanonizacji Jana Pawła II oraz promocję Jego biografii „Święty Prorok. Karol Wojtyła – Jan Paweł II” autorstwa Jolanty Sosnowskiej.

Od godz. 16:00 oraz po wystąpieniach autorskich będzie miał miejsce kiermasz publikacji Białego Kruka (ok. 200 tytułów), co jest niepowtarzalną okazją do zakupu książek w promocyjnych cenach, z dużymi rabatami. Swoje dzieła będą podpisywać wszyscy prelegenci. Wstęp wolny. Zapraszamy serdecznie!

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję