Trzeba uwierzyć Bogu, że nas kocha naprawdę, że nas rozumie,
że nam współczuje i chce pomóc z bezgraniczną czułością. Można dyskutować,
czy nie mógł wybrać innej metody (osobiście uważam taką dyskusję
za czysto akademicką!), ale czy można sobie wyobrazić inaczej ludzką
wolność? A wolność, niestety, zakłada ryzyko. Czy nie jest głęboko
prawdziwa przypowieść Chrystusa o synu marnotrawnym, w której ojciec
zaryzykował utratę syna, ponieważ szanował jego wolność? Ale ponieważ
jego miłość do syna nigdy nie umarła, to znaczy nie straciła nadziei,
dlatego go odzyskał. Dzięki bowiem przeświadczeniu, że ojciec nadal
go kocha, syn poszedł po rozum do głowy (Ewangelia mówi "wszedł w
siebie") i dlatego wrócił. A wracając do naszego tematu, czy można
wyobrazić sobie scenę spotkania z ojcem bez wyznania przez syna niesprawiedliwości
i cierpienia, jakie wyrządził ojcu? Czy jest coś sztucznego, coś
godzącego w godność syna, że powiedział: "Ojcze, zgrzeszyłem przeciw
Bogu i względem Ciebie"? (por. Łk 15, 11-32)? Bez słowa wyznania
ze strony syna, to spotkanie zionęłoby jakąś niewytłumaczalną pustką.
Zanim zakończę tę refleksję, poruszę jeszcze jedno zagadnienie,
które może rzucić dodatkowe światło na problem spowiedzi. Otóż człowiek
to również istota stająca się człowiekiem. Rodzimy się ludźmi, ale
też stajemy się nimi. Czas doczesnego życia to czas wzrastania, stawania
się doskonałym, mówimy dorosłym. Św. Paweł ukazuje metę tego wzrostu,
jest nią miara wielkości według pełni Chrystusa, Jego doskonałość (
por. Ef 4, 13). Do tej pełni i doskonałości Chrystusowej dojrzewamy
powoli, w trudzie, zmagając się z sobą, z brzemieniem własnej duchowej
i cielesnej inercji, które tenże sam św. Paweł określa bólami rodzenia (
por. Rz 8, 22). Jeżeli zatem życie to dojrzewanie w miłości i wierze,
konsekwentnie zatem dojrzewamy także do przeżywania spowiedzi jako
miejsca spotkania z miłością Boga, który nas przygarnia takimi, jakimi
jesteśmy, oczyszcza, leczy, nawet wskrzesza. Nie można się przeto
ani zniechęcać, ani zrażać, że się nie przeżywa spowiedzi "komfortowo",
że spowiedź budzi opory, że sprawia trudności. Wszystko, co stanowi
o człowieczeństwie, przychodzi z trudem, często trzeba dokonywać
wyborów na przekór samemu sobie. Ale właśnie w przekraczaniu siebie
kryje się wielkość, najpierw wszakże to przekraczanie, a może dokładniej
- wola, determinacja, by siebie przekraczać, przejawia i potwierdza
dojrzewanie do dialogu dwóch miłości, Bożej i naszej, które w sakramencie
pojednania spotykają się najściślej, stają się jednym.
Cokolwiek byśmy jeszcze na rzecz spowiedzi powiedzieli,
wszystko chybi celu bez światła wiary i poruszenia serca. W oderwaniu
od miłości spowiedź nie ma sensu, bo nic nie daje. Człowiek przeżywa
tylko stres i wstyd. Ale ten wstyd jako opór przed spowiedzią jest
wstydem fałszywym, ponieważ nie pozwala otworzyć się na miłość skrzywdzoną
i zdradzoną, nie porusza najgłębszych impulsów ducha, aby człowiek
się nawrócił; jedynie drażni osobistą dumę i miłość własną. Dopiero
kiedy nawrócenie będzie pochodzić z miłości, gdy będzie aktem wolności
- ta zaś jest owocem wiary i miłości - wtedy człowiek zdobędzie się
również na odwagę wyznania popełnionych niegodziwości. Wyznanie albo
raczej podzielenie się swoimi klęskami, porażkami, niepowodzeniami,
ciężarem swej niedoskonałości stanie się w pierwszej kolejności wyrazem
pragnienia, by odtąd całym sercem, całą duszą, ze wszystkich sił
odpowiedzieć miłością na miłość, a zarazem rękojmią nawrócenia, pragnienia
naprawy wyrządzonego zła i obietnicy godziwego już odtąd postępowania.
Spowiednik staje się powiernikiem, przyjmuje na siebie twój ciężar
- taki przynajmniej jest duch eklezjalnego, wspólnotowego wyznania
własnych win.
Prawdziwe nawrócenie jest łaską. Jeśli spowiedź się zrozumie
jako odpowiedź daną Bogu, który nam chce pomóc w powrocie do zdrowia,
to nie widać żadnych podstaw do obiekcji, że Bóg zasłania się kratką
konfesjonału. Jest ona po to, aby uszanować naszą wolność i szczerość
nawrócenia. Daje też większą swobodę naprawienia skutków naszych
błędów, wreszcie gwarantuje dodatkowe pomoce, by wytrwać w postanowieniu
poprawy. Poza wiarą i poza miłością spowiedź staje się bardziej lub
mniej udanym spotkaniem z psychoterapeutą. Podsumowując całość tych
refleksji, ostatecznie można powiedzieć, że stosunek do spowiedzi
jest jakimś barometrem autentyczności chrześcijańskiej wiary i postawy
nawrócenia, które winno przepajać całej naszej życie, to znaczy orientować
je nieustannie na Boga.
Pomóż w rozwoju naszego portalu