Reklama

Miłość ma barwy pamięci

Można kupić kumplostwo, lecz szacunku się nie da…

Niedziela przemyska 42/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W ostatnim tygodniu odnotowałem znaczący sukces - wreszcie mnie sfotografowano… W urokliwym bieszczadzkim zakątku uczynił to fotoradar. Pozostawało jeszcze pójść do komendy Policji celem potwierdzenia, że ten piękny, mgliście patrzący zza przedniej szyby, to ja. Potem było już mniej miło - pouczenie i grożenie palcem, i westchnienie, że mam szczęście, bo gdyby o jeden kilometr więcej, to oj, działoby się, działo. Celem uratowania mojej psychiki Komendant, mój krajan zza między, zaprosił do siebie na pogawędkę, podczas której zrodził się pomysł na tę refleksję.
Niemal każdy z nas miał takie odwetowe pragnienia - być jak Chuck Norris. W ręku spluwa, a przede mną moi przeciwnicy, i tylko jęk słyszę i granie mojego serca pełnego radości z wymierzonej niegodziwcom sprawiedliwości. Okazuje się, że nie takie to oczywiste. Policjanci mają spluwy, owszem, ale zanim ich użyją muszą pokonać niezły tor przeszkód. Okazuje się, że wszyscy w tym pojedynku są chronieni - z wyjątkiem samych policjantów. W jednej z podprzemyskich wiosek gimnazjalista na rowerze pomylił drogę publiczną ze sportowym boiskiem i począł wyczyniać harce. Przypadkiem przejeżdżający tamtędy policjant zatrzymał wyrostka i grzecznie zwrócił mu uwagę, że naraża siebie i innych, i że kierownica jest po to, by ją trzymać w dwóch rękach. Młody spojrzał na upominającego go przedstawiciela „Parku Jurajskiego” i wydymając wargi popędził przed siebie. Za chwilę pojawił się ponownie w polu widzenia policjanta i to w tej samej ekwilibrystycznej pozie. Policjant też człowiek, zazwyczaj zdrowy, więc zwyczajnie złapał ekwilibrystę, a właściwie jego rower, wykręcił wentyle i pozostawił gościa w pozie nieco upokorzonej. Nie minęło kilka godzin, kiedy w gabinecie komendanta pojawił się ojciec z ciężko poranionym emocjonalnie synkiem i machając przed nosem kodeksem zauważył uczenie, że te formy restrykcyjne nie są przewidziane i on już zadba o to, by w sposób przykładny policjanta ukarano. Komendanta palił słuszny gniew, ale z uśmiechem zaproponował ojcu, żeby łaskawie poprosił swoją pociechę o opuszczenie gabinetu, zapewniając, że przynajmniej trzech policjantów będzie czuwać nad jego bezpieczeństwem. Kiedy zostali sami, delikatnie poinformował tatusia: Drogi panie, my jakoś z tego wyjdziemy - upomnienie, pouczenie - jest mnóstwo sposobów, by zadośćuczynić pańskiej skardze. Mam tylko jedną prośbę - bardzo bym prosił, żeby pan nie przychodził do mnie za kilka lat, jak ten smarkacz zwyczajnie panu przywali.
Nie wiem, co z tego zrozumiał niepoważny ojciec, ale wracając do domu, wspomniałem podobny incydent, który zdarzył się dawno temu na drodze z Łowiec do Ostrowa. W niedalekim Lutkowie odbywały się chrzciny. Tato z mamą uczestniczyli w nich, a ja miałem przypędzić krowy, zadać im jedzenia, a potem wraz z kuzynem przyjechać dwoma motorami po nich do domu chrzcielnego. Mój kuzyn pojawił się wcześniej ze swoim kolegą i postanowili odwiedzić w Łowcach dziewczynę tego pierwszego. Przyprowadziłem krowy, trochę się zdenerwowałem, że moje pielęgnowane motory się ulotniły, ale na szczęście na ławce leżały dwa kaski. Porobiłem, co było nakazane, a ich nie ma. Zaczynam się denerwować. W pewnej chwili patrzę, a od strony tzw. białej figury zmierzają ku mnie dwa motory. Właściwie suną, a obok nich kroczą ze spuszczonymi głowami dwaj koledzy. Długo trwało nim doszli. Okazało się, że kiedy już byli w drodze powrotnej, od strony Radymna wracał z pracy pan Antoni - milicjant. Widząc, że chłopcy jadą bez kasków, „zahaltował” ich, wykręcił cztery wentyle i kazał winowajcom przyjść w poniedziałek z rana pod posterunek z określoną kwotą mandatu. Dramat był wielowątkowy: skąd wziąć kasę na mandat, jak ubezpieczyć tę część ciała, gdzie plecy kończą swoją szlachetną nazwę, na wypadek gdyby o wpadce dowiedzieli się rodzice, a zwłaszcza ojcowie, ale co najdotkliwsze tu i teraz - gdzie znaleźć cztery wentyle, żeby wykonać zadanie?!
Nie zostaliśmy kumplami naszych ojców, ale mieli oni nasz szacunek i dbali, by tym szacunkiem otoczeni byli ludzie tacy jak pan Antoni, nasi nauczyciele itp.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Andrzej Bobola uprosił mi uzdrowienie

[ TEMATY ]

św. Andrzej Bobola

Karol Porwich/Niedziela

św. Andrzej Bobola

św. Andrzej Bobola

Nawet najnowocześniejsze terapie medyczne, rodem z filmów sci-fi, mogą zawieść. Tak było w przypadku Idy Kopeckiej z Krynicy.

U czterdziestodwuletniej kobiety niespodziewanie pojawiły się potworne bóle, promieniujące na całe ciało. Nawet nadrobniejszy dotyk był dla niej niczym cios wymierzony przez zawodowego boksera, a każdy, nawet najmniejszy wysiłek fizyczny przysparzał zmęczenia, jakby wspinała się na Mount Blanc.

CZYTAJ DALEJ

SYLWETKA - Św. Szymon Stock (Szkot)

To kluczowa postać dla pobożności Szkaplerza. Św. Szymon urodził się w 1165 r. w hrabstwie Kent w Anglii. Rodziców miał bogobojnych. Hagiografowie podkreślają, że matka Szymona zanim go pierwszy raz nakarmiła po urodzeniu, ofiarowała go Matce Bożej, odmawiając na kolanach Zdrowaś Maryjo.
Uczył się w Oksfordzie i - jak przekazują kroniki - uczniem był wybitnym. Później wiódł przez jakiś czas życie pustelnicze, by po przybyciu Karmelitów na Wyspy wstąpić do zgromadzenia. Szybko poznano się na jego talentach oraz gorliwości i mianowano go w 1226 r. wikariuszem generalnym. W 1245 r. został wybrany szóstym przeorem generalnym Karmelitów. Wyróżniał się gorącym nabożeństwem do Matki Bożej. Maryja odwzajemniła to synowskie oddanie, objawiając się Szymonowi 16 lipca 1251 r. Święty tak relacjonował to widzenie: „Nagle ukazała mi się Matka Boża w otoczeniu wielkiej niebiańskiej świty i trzymając w ręce habit Zakonu, powiedziała mi: «Weź, Najukochańszy Synu, ten szkaplerz twego Zakonu, jako wyróżniający znak i symbol przywilejów, który otrzymałam dla ciebie i dla wszystkich synów Karmelu. Jest to znak zbawienia, ratunek pośród niebezpieczeństw, przymierze pokoju i wszechwieczna ochrona. Kto w nim umrze, nie zazna ognia piekielnego»”. Św. Szymon dożył 100 lat. Zmarł w opinii świętości16 maja 1265 r.

CZYTAJ DALEJ

Teleskop Webba zarejestrował najodleglejsze połączenie czarnych dziur

2024-05-16 16:03

[ TEMATY ]

kosmos

obserwatorium

teleskop

Adobe Stock

Najstarsze połączenie dwóch galaktyk i ich masywnych czarnych dziur zaobserwował międzynarodowy zespół astronomów, korzystający z Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba (JWST). Fuzja rozpoczęła się, gdy Wszechświat miał zaledwie 740 mln lat – podano w komunikacie Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA).

To najodleglejsza fuzja czarnych dziur, jaką kiedykolwiek zauważyli badacze. Odkrycie, o którym poinformowano na łamach "Monthly Notices of the Royal Astronomical Society" (https://academic.oup.com/mnras/advance-article/doi/10.1093/mnras/stae1267/7674898?searchresult=1), dostarczyło naukowcom wskazówek na temat formowania się tak ogromnych czarnych dziur we wczesnym Wszechświecie.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję