Reklama

Nie można dłużej czekać - trzeba ruszyć na poszukiwania

Niedziela toruńska 29/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Tomasz Strużanowski: - Skąd pomysł przeprowadzenia ewangelizacji na ulicach Torunia?

Michał Oleksowicz: - Myśl ta naszła mnie rok temu i odczytałem ją jako Boże natchnienie. Najpierw modliłem się o rozeznanie, później podzieliłem się tą sprawą z braćmi w seminarium. Zaczął się namysł nad terminem, miejscem, formą, sposobami realizacji. Kiedy okazało się, że na pewnym etapie przygotowań nie dajemy rady w gronie samych alumnów, postanowiliśmy zaprosić do współpracy świeckich ze wspólnot. Współpracę podjęli przedstawiciele Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży wraz z moderatorem, ks. Markiem Januszewskim, duszpasterstwa akademickiego ojców jezuitów, duszpasterstwa Wydziału Teologicznego UMK, scholi „Toruńskie Słoneczka” i wspólnoty św. o. Pio z Rubinkowa II prowadzonej przez ks. Artura Szymczyka. Przybyli również przedstawiciele wspólnoty „Uczniowie Słowa” z Brodnicy wraz z ks. Łukaszem Skarżyńskim. Podczas cotygodniowych spotkań, wypełnionych modlitwą i dyskusjami, wyłonił się plan działania.

- Skąd w Tobie przekonanie o celowości takiej ewangelizacji?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

M.O.: - Oparłem się na oficjalnym nauczaniu Kościoła. Przywołam chociażby dokument „Nowe powołania dla nowej Europy”, który podkreśla, że współczesne duszpasterstwo albo będzie powołaniowe, albo go w ogóle nie będzie. Trzeba iść do tych, którzy nie znają Boga i stworzyć im szansę spotkania z Nim, tak aby usłyszeli zaproszenie: „Pójdź za Mną”.

- Rozumiem jednak, że chodzi tu o powołanie w szerokim sensie, a nie tylko do stanu duchownego.

M.O.: - Tak. Najczęściej powołanie kojarzy się z kapłaństwem, życiem zakonnym, niekiedy z wybranymi zawodami, jak lekarz, nauczyciel. Tymczasem chodzi tu o powołanie w wymiarze podstawowym: Bóg wzywa do wejścia z Nim w relację, do przyjaźni. Dopiero wtedy człowiek ma szanse na odkrycie konkretnej, najlepszej dla niego drogi życiowej.

Reklama

- Dzień, w którym wyszliście na ulice Torunia był szczególny…

M.O.: - 11 czerwca przypadała uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa i zakończenie obchodów Roku Kapłańskiego. O godz. 18 zebraliśmy się w sali duszpasterstwa ojców jezuitów na modlitwę. Była to także godzina prawdy - do końca towarzyszyła mi obawa, czy nikt w ostatniej chwili się nie wykruszy. Na szczęście, okazała się ona płonna, na ulice toruńskiej Starówki - zgodnie z planem - wyruszyło ok. 70 osób.

- Jaki przebieg miała ewangelizacja?

M.O.: - Trwała od godziny 19 do 20. W centrum miasta, przy pomniku Kopernika, założyliśmy główne stanowisko. Występowały tu schola „Toruńskie Słoneczka” i grupa teatralna przedstawiająca pantomimę, zaś kapłani - ks. Sławomir Witkowski i ks. Artur Szymczyk - głosili kerygmat. Oprócz tego działaliśmy w 5 punktach rozlokowanych na głównych deptakach Starówki. W każdym z tych miejsc próbowaliśmy zwrócić uwagę na fragment Pisma Świętego, który stawał się punktem wyjścia dla indywidualnych rozmów z przechodniami.
W pierwszym punkcie przechodzący natknęli się na instalację „Ja jestem bramą” (J 10, 7) - składał się na nią płot imitujący zagrodę i stół, na którym znajdowały się smaczne potrawy (owoce, ciasto, sok). W ten poglądowy sposób chcieliśmy pomóc w zrozumieniu słów Chrystusa: „Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony - wejdzie i wyjdzie, i znajdzie paszę” (por. J 10, 9).

Michał Rogoziński: - Bardzo mocno była tu podkreślona wolność człowieka. „Jeżeli chcesz”… Biorąc pod uwagę szerokość ulicy, przygotowaną przez nas zagrodę łatwo można było ominąć.

M.O.: - Druga instalacja nawiązywała do słów: „Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną” (Ap 3, 20). Na chodniku stanęły drzwi w futrynie, a przed nimi 2 osoby zachęcające przechodniów do ich otwarcia. Za drzwiami stała osoba pukająca do drzwi, w roli Pana Jezusa, przysłonięta parawanami. I znów powtórzył się ten motyw: „Jeśli chcesz...”. Jeśli przechodnie chcieli, mogli te drzwi otworzyć i porozmawiać z prowadzącymi ewangelizację.

- Jaką prawdę podkreśliliście w trzecim miejscu?

M.O.: - „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28). Przygotowaliśmy 3 ciężkie kule do toczenia - na każdej z nich umieściliśmy słowa obrazujące różne wyzwania, zadania, problemy życiowe. Pierwsza z kul obrazowała problemy mężczyzn i ojców, druga - kobiet i matek, trzecia - młodzieży.

- Podajcie przykłady tych „obciążeń”…

M.O.: - „Praca”, „sukces”, „kariera”, „teściowa”, „ubiór”, „wygląd”, „emocje”, „sprzątanie”, „zmywanie”, „gotowanie”, „pieniądze”, „szkoła”, „oceny”, „koledzy” itd. Kule miały symbolizować to, co składa się na nasze życie codzienne. Było w tym też trochę nawiązania do mitu o Syzyfie. Osoby odpowiedzialne za to stanowisko toczyły kule w różnych kierunkach, zachęcając przechodniów do pomocy i rozmowy.

- Na ul. Szerokiej, w okolicach restauracji McDonald’s, pojawiło się też kilku pucybutów…

M.R.: - Tu chcieliśmy ukazać miłość pokorną i Jezusa Chrystusa, który „nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mt 20, 28). Pomysł z pucybutami w sutannach - bo na tym stanowisku pracowali klerycy - wyraźnie nawiązywał do biblijnej sceny obmycia nóg apostołom i słów Jezusa: „Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi” (J 13, 14). Staraliśmy się podkreślić bezinteresowność tej służby, w której nie oczekuje się niczego w zamian.

- Zapewniliście też trochę mocnych wrażeń, ustawiając na deptaku trumny…

M.O.: - W trumnach leżały 3 osoby. Pierwsza, owinięta gazetami, przypominała mumię; druga leżała wśród ogromnej liczby nieustannie dzwoniących i wibrujących komórek; trzecią, zapatrzoną w laptopa, ze słuchawkami na uszach, spowijała plątanina kabli. W każdym z przypadków - choć nie negujemy osiągnięć współczesnej techniki - chcieliśmy zwrócić uwagę na niebezpieczeństwo zniewolenia przez rzeczy materialne. Wyeksponowany obok cytat pochodził z Mądrości Syracha: „Póki żyjesz i tchnienie jest w tobie, nikomu nie dawaj władzy nad sobą” (Syr 33, 21). Przy trumnach stali dwaj klerycy, gotowi do rozmowy z przechodniami.

- Jakie były reakcje przechodniów?

M.R.: - Różne. Nie brakowało skrajności. Pewien pan wykrzyczał pod naszym adresem oskarżenia o pedofilię, sianie nienawiści i - cytuję - „psychozę maniakalną”, która każe nam głosić swoje hasła na zewnątrz, w miejscach publicznych. Do mojego stanowiska podeszło sporo osób deklarujących się jako ateiści. Czyszcząc buty pewnemu młodemu człowiekowi, zapytaliśmy, czy przypomina mu to jakąś scenę z Biblii. Skojarzył prawidłowo - z obmyciem nóg apostołom przez Jezusa, dodał, że przyjmuje Jego historyczne istnienie i działalność, natomiast nie wierzy w to, że jest On Bogiem i Zbawicielem świata. Niemal pół godziny zajęła mi rozmowa z dwoma panami w wieku ok. 30 lat. Najpierw wykazywali sporo sceptycyzmu, później jednak otworzyli się, zaczęli opowiadać o swoim życiu. Ochrzczeni, ale już nie bierzmowani, postrzegający Kościół wyłącznie przez pryzmat polityki, pod koniec rozmowy wyrazili uznanie dla naszej gotowości wyjścia na ulicę po to, aby głosić ludziom Chrystusa. Oczekiwali od nas racjonalnych dowodów na istnienie Boga.
Z innych rozmów wynikało, jak bardzo zanika poczucie grzechu. Podchodzili do nas ludzie mówiący o różnego rodzaju nałogach i zniewoleniach. Choć wcale nie uważali ich za coś złego, to jednak widać było w nich pewien dyskomfort psychiczny - czuli potrzebę mówienia o swoich uzależnieniach i wyraźnie oczekiwali od nas jakiegoś pocieszenia.
Do jednego z kleryków podeszła też grupa homoseksualistów pytających, czy Kościół kiedyś pobłogosławi ich związek. Ktoś inny stwierdził, że musimy mieć w sobie wiele pychy, skoro twierdzimy, że Jezus Chrystus to jedyny Zbawiciel.

M.O.: - Było też wiele radosnych, umacniających rozmów z osobami, które deklarowały głęboką, osobistą więź z Chrystusem, zaangażowanymi w swoich parafiach, wspólnotach.

M.R.: - Utkwiła mi w pamięci rozmowa z pewnym panem, który właśnie przyjechał z Anglii. Przyznał się, że cierpiał z powodu zakurzonych butów i szukał sklepu z pastą do obuwia, więc spadliśmy mu jak z nieba. Znał świetnie Pismo Święte, skojarzył bezbłędnie analogię z obmyciem nóg, jednak po pewnym czasie stwierdził, że czuje się nieswojo, kiedy mu tak usługujemy. Od razu nasunęła się nam - i jemu też - analogia z reakcją św. Piotra: „Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał” (J 13, 8).

- A jakie były Wasze przeżycia? Co czuliście?

M.O.: - Przyznam się, że we mnie jako koordynatorze akcji było do końca, to znaczy do chwili wyjścia na ulice, wiele niepewności i obaw. Od ludzkiej strony martwiłem się, czy cała ekipa stawi się na miejscu, czy nikt się nie wycofa, jak potoczy się ewangelizacja, jak zareagują przechodnie. Przełomem był fakt, że nikogo nie zabrakło, a kiedy przed rozpoczęciem akcji razem się pomodliliśmy, lęk ustąpił, a w sercu zagościły radość i pokój. Podobnie mówili inni członkowie ekipy. W zgiełku miasta - wśród ogródków piwnych i sklepów - coraz bardziej wzrastało w nich poczucie, że Bóg im błogosławi, a skoro tak, to nie ma się czego bać.

M.R.: - Dla mnie niezwykle ważne było poczucie, że przez cały czas, kiedy staramy się głosić przechodzącym obok nas Chrystusa, wiele osób modliło się za nas i rozmówców.

- Dlaczego - Waszym zdaniem - warto i trzeba podejmować tego typu działania?

M.O.: - Po pierwsze dlatego, że Pan Jezus tego oczekuje. On sam powiedział, że przyszedł, aby odszukać to, co zginęło. Jest mnóstwo ludzi, którzy pogubili się, odeszli od wiary, nie znają Chrystusa. Spotkaliśmy ich. Błądzą, ale szukają Boga. Pasterze nie mogą w tym czasie stać tylko w drzwiach kościołów i oczekiwać, że owce, które są poranione i nie mają sił, same do nich przyjdą. Muszą ruszyć z miejsca i rozpocząć poszukiwania. I wcale nie chodzi mi tutaj tylko o księży. Również świeccy są powołani do takiej misji.

M.R.: - Chcemy dzielić się doświadczeniem, że Bóg nas kocha, a my staramy się odpowiedzieć na Jego miłość. Tego nie można zachowywać tylko dla siebie - trzeba to przekazać innym. Są ludzie, którzy nigdy nie przyjdą na niedzielną Mszę św. Trzeba im wyjść naprzeciw.

- Czy planujecie dalsze takie akcje?

M.O.: - Czujemy się poruszeni wynikami tego krótkiego, zaledwie godzinnego, jednorazowego wyjścia na ulice Torunia. Mamy dalsze plany, choć jest w nas świadomość, że nie każdemu takie działania mogą przypaść do gustu. Już teraz nie brakowało np. głosów, że naśladujemy protestantów, że próbujemy grać na emocjach, że takie działania są tylko doraźne. Fakty są jednak nieubłagane: coraz mniej ludzi przychodzi do kościoła, a szczególnie dramatycznie uwidacznia się to wśród dorastającej młodzieży. I nie chodzi tu o zapełnienie ławek w kościele, lecz o coś nieporównanie ważniejszego: aby ludzie ci odkryli, że są powołani do przyjaźni z Bogiem.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święta Mama

Niedziela Ogólnopolska 17/2019, str. 12-13

[ TEMATY ]

św. Joanna Beretta Molla

Ewa Mika, Św. Joanna Beretta Molla /Archiwum parafii św. Antoniego w Toruniu

Jest przykładem dla matek, że życie dziecka jest darem. Niezależnie od wszystkiego.

Było to 25 lat temu, 24 kwietnia 1994 r., w piękny niedzielny poranek Plac św. Piotra od wczesnych godzin wypełniał się pielgrzymami, którzy pragnęli uczestniczyć w wyjątkowej uroczystości – ogłoszeniu matki rodziny błogosławioną. Wielu nie wiedziało, że wśród nich znajdował się 82-letni wówczas mąż Joanny Beretty Molli. Był skupiony, rozmodlony, wzruszony. Jego serce biło wdzięcznością wobec Boga, a także wobec Ojca Świętego Jana Pawła II. Zresztą często to podkreślał w prywatnej rozmowie. Twierdził, że wieczności mu nie starczy, by dziękować Panu Bogu za tak wspaniałą żonę. To pierwszy mąż w historii Kościoła, który doczekał wyniesienia do chwały ołtarzy swojej ukochanej małżonki. Dołączył do niej 3 kwietnia 2010 r., po 48 latach życia w samotności. Ten czas bez wspaniałej żony, matki ich dzieci, był dla niego okresem bardzo trudnym. Pozostawiona czwórka pociech wymagała od ojca wielkiej mobilizacji. Nauczony przez małżonkę, że w chwilach trudnych trzeba zwracać się do Bożej Opatrzności, czynił to każdego dnia. Wierząc w świętych obcowanie, prosił Joannę, by przychodziła mu z pomocą. Jak twierdził, wszystkie trudne sprawy zawsze się rozwiązywały.

CZYTAJ DALEJ

Rozmowa z Ojcem - #V niedziela wielkanocna

2024-04-27 10:33

[ TEMATY ]

abp Wacław Depo

Karol Porwich/Niedziela

Abp Wacław Depo

Abp Wacław Depo

Jak wygląda życie codzienne Kościoła, widziane z perspektywy metropolii, w której ważne miejsce ma Jasna Góra? Co w życiu człowieka wiary jest najważniejsze? Czy potrafimy zaufać Bogu i powierzyć Mu swoje życie? Na te i inne pytania w cyklicznej audycji "Rozmowy z Ojcem" odpowiada abp Wacław Depo.

CZYTAJ DALEJ

Rodzina świątynią miłości

2024-04-27 16:03

Ks. Wojciech Kania/Niedziela

Zakończyła się peregrynacja relikwii bł. Rodziny Ulmów w Diecezji Sandomierskiej.

Ostatnią świątynią, w której modlono się przy błogosławionych z Markowej było Diecezjalne Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ostrowcu Świętokrzyskim.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję