Niedziela Palmowa to dzień zaskakujących kontrastów i zwrotów
akcji w liturgii. Zaczynamy od celebrowania triumfalnego marszu za
Chrystusem, który jako Syn Dawida - Książę Pokoju wjeżdża do Jerozolimy.
Wymachujemy gałązkami nieśmiałej jeszcze zieleni, jeśli taka pojawi
się w marcu, śpiewamy Hosanna... A kilka minut później ogarnia nas
klimat powagi i smutku. Czytany lub śpiewany z podziałem na role
opis Męki Pańskiej ukazuje nam Króla wyszydzonego i skazanego na
śmierć. Słuchając długiego w tym dniu fragmentu Ewangelii, zastanawiamy
się może, co jeszcze w naszych dłoniach robią kolorowe palmy, jakby
nie przystające do atmosfery chwili.
W starożytności z palmą łączono bogatą symbolikę, wykorzystującą
również fakt, że drzewo palmowe utrzymywało zielone liście niezależnie
od pory roku, nawet w czasie długotrwałej suszy. Był nawet okres
w sztuce sakralnej, gdy Chrystusa przedstawiano jako ukrzyżowanego
na palmie, symbolizującej zarazem drzewo życia. Dla nas jednak o
wiele ważniejsza jest wymowa przedstawień inspirowanych bezpośrednio
Apokalipsą św. Jana. Na starożytnych mozaikach zachowanych w Rzymie
czy w Rawennie widzimy męczenników, którzy w Królestwie Bożym otaczają
tron Boga i Baranka - a w rękach mają palmy. Czasem między kolejnymi
postaciami umieszczono drzewa palmowe. Palma jest tam atrybutem męczeństwa,
wierności i ostatecznego zwycięstwa. W symbolu palmy chwała i świadectwo
wierności aż do krwi są nierozdzielne.
Gdzie są zatem nasze palmy, gdy słuchamy opisu zdrady,
poniżenia i ukrzyżowania Chrystusa? O wierności Jemu nie świadczy
przecież wymachiwanie palemką, kiedy wszyscy witają Go entuzjastycznie.
Heroizmem jest trwać przy Nim, gdy On w naszym świecie zostaje opuszczony
i zgnębiony. Nie wstydzić się trzymania swej palmy - znaku uznania
w swym życiu Chrystusa za Króla nawet wtedy, gdy On ponosi doczesną
klęskę. Trzymać palmę podniesioną wysoko również wtedy, gdy za wierność
Chrystusowi trzeba zapłacić cenę cierpienia - nie tylko fizycznego
- a nawet śmierci. Męczennicy są tymi, którzy nawet w obliczu krzyża
nie zeszli ze swoją wiarą do podziemi.
Żałuję, że w naszych kościołach nie przyjął się zwyczaj
słuchania opisu Męki Pańskiej z palmą wzniesioną wysoko niczym sztandar.
Czyżby to znaczyło, że chrześcijanie naszych czasów nie są bardziej
stali w wierze od ludzi opisanych w Ewangelii, którzy szukali Go,
gdy karmił chlebem do sytości i śpiewali na Jego cześć w nadziei,
że będzie rozdawał stanowiska w odnowionym Królestwie Izraela, a
niedługo potem wołali: "Na krzyż z Nim"?
Pomóż w rozwoju naszego portalu