To była najważniejsza i najbardziej dramatyczna walka w karierze Krzysztofa Włodarczyka. Diablo walczył w Moskwie z mistrzem olimpijskim z Pekinu, niepokonanym Rachimem Czakijewem. Polak padł na deski w trzeciej rundzie. Wytrzymał i... po kilkunastu minutach triumfował. Czakijew leżał na deskach cztery razy! Diablo po raz piąty obronił tytuł mistrza świata wagi junior ciężkiej federacji WBC.
Zaczęło się bardzo źle. Czakijew od samego początku atakował z wielkim animuszem. Rosjanin bardzo szybko rozbił Włodarczykowi łuk brwiowy. Diablo padł na deski w trzeciej rundzie, w której to był liczony. Musiał odpocząć po następnym ataku Czakijewa. Wytrzymał jednak napór rosyjskiej "Maszyny" i pierwszy pokaz swojej siły dał w szóstej rundzie, gdy Czakijew znalazł się na deskach po raz pierwszy. Kolejny raz Rachim był liczony w siódmej rundzie. W ósmej całkowicie opadł z sił. Diablo dwukrotnie posłał go na deski. Sędzia zakończył nierówną już w tym momencie walkę.
- Dziękuję Rachimowi za szansę pokazania się - powiedział po walce Włodarczyk. - Dziękuję żonie, przyjaciołom, promotorom, trenerowi.... Nie było lekko, jak widać. - mówił posiniaczony Diablo. - Czy to było zmartwychwstanie? Nie byłem tej walki pewny na 100 procent, można powiedzieć, że tak na 75 procent... Nie po to jednak przerabialiśmy tę lewą rękę, nie po to wylaliśmy tyle potu, żeby teraz wejść i odpuścić.
Pomóż w rozwoju naszego portalu