Reklama

Tęsknota zrealizowana według Bożej dobroci!

Wspomnienie o śp. ks. Stanisławie Leji (1947 - 2008)

Niedziela przemyska 17/2008

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Miłość jest miarą wartości człowieczeństwa i Ewangelii, którą trzeba ciągle do własnego życia przykładać. Osobiście jestem wdzięczny śp. ks. prał. Stanisławowi Leji za życzliwość i serce, jakie swojemu poprzednikowi w Markowej okazał. Wiemy, że był to człowiek mocnego charakteru, ale ks. prał. Leja był również człowiekiem mocnym, mocnym miłością.
„Dzisiaj odbierze nagrodę za swoją wierność, za swoją miłość świadczoną czynem. Wiemy jednak, że człowiek jest słabą istotą i oprócz dobra w życiu przydarza mu się słabość i grzech, a przed Bogiem trzeba stawać czystym. Dlatego prosimy Pana Boga o miłosierdzie dla zmarłego Kapłana, jeśli nie zdążył, nie zdołał przez wielką chorobę osłonić się, oczyścić z tego wszystkiego, co powinno być przed Bogiem osłonięte i czyste. Wspieramy go naszą modlitwą, ufni nie tyle w jej wartość, co w jej moc płynącą ze zjednoczenia naszego z modlitwą i Najświętszą Ofiarą naszego Zbawiciela Chrystusa Pana. Niech On da mu tę największą łaskę, dla której powołał go do życia i do kapłaństwa, gdy razem z ludem mu powierzonym stanie przed tronem majestatu Bożego, by doznał miłosierdzia Bożego, doznał radości wiecznej”.
Tymi ważnymi słowami rozpoczął Eucharystię pogrzebową śp. ks. prał. Stanisława Leji nasz metropolita abp Józef Michalik. Wyraził w niej całą wdzięczność za lata posługi Zmarłego i jednocześnie chrześcijańską nadzieję, pełną pewności, że w darze Bożego Miłosierdzia trwające przeszło dwa lata wielkie cierpienie oczyściło go z ludzkich słabości i przygotowało do spotkania z Panem i ludźmi, dla których poświęcił lata kapłańskiej posługi.
Spoczął w rodzinnym Grodzisku, gdzie w domu rodzinnym, przy troskliwej obecności brata, bratowej i bratanków szykował się do tego ostatniego pożegnania, które nastąpiło późnym wieczorem 10 kwietnia br. Spoczął tam, gdzie, jak wspomniał pogrzebowy kaznodzieja, kolega kursowy ks. Michał Józefczyk, wszystko się zaczęło.
Umierał w przededniu Niedzieli Dobrego Pasterza. W planach Bożych nie ma przypadków. Jako dobry pasterz całym kapłańskim posługiwaniem wypraszał sobie, może nawet nieświadomie, tę łaskę Boga. To jego pasterzowanie rozpoczęło się oficjalnie z nadania Kościoła, który potwierdził wolę Boga włączenia go w kapłaństwo Jego Syna Jezusa Chrystusa aktem święceń w sobotę 17 czerwca 1972 r. Lakoniczna informacja Kroniki diecezjalnej informowała:
„W sobotę 17 czerwca 28 alumnów Wyższego Seminarium Duchownego w Przemyślu otrzymało święcenia kapłańskie w różnych kościołach.
Biskup przemyski Ignacy Tokarczuk w bazylice katedralnej udzielił święceń 13 diakonom. Biskup Stanisław Jakiel w kościele Zgromadzenia Księży Michalitów w Miejscu Piastowym - 6 diakonom, a bp Bolesław Taborski w sanktuarium Maryjnym Ojców Bernardynów w Leżajsku - 8 diakonom. Jeden z alumnów otrzymał święcenia kapłańskie z rąk swojego biskupa ordynariusza Jana Nowickiego w Lubaczowie”.
Po krótkim czasie prymicyjnych radości rozpoczęła się kapłańska droga ks. Stanisława zainaugurowana posłaniem do parafii Łąka. Potem były kolejno Trzciana, Czarna k. Ustrzyk. Lesko, Radymno. Los sprawił, że ponownie wrócił w Bieszczady do Lutowisk na 11 lat, by w roku 1993 stanąć na ostatniej stacji posługi w Markowej.
W niedzielę podczas Mszy św. pogrzebowej bp Edward Białogłowski postawił pytanie o to, jakim był ks. Stanisław i odpowiadał: szczerym, koleżeńskim, wrażliwym, zatroskanym, szanującym kapłanów i świeckich, zatroskanym o dobro kapłanów.
Jakim był?
Moje pierwsze spotkanie ze Zmarłym miało miejsce w Lutowiskach. Byliśmy pewnie po czwartym roku seminarium i właśnie w Bieszczadach wyznaczyliśmy sobie kursowe spotkanie, co było ówczesnym zwyczajem. Warunki bardzo trudne. Zakwaterowano nas na strychu u znajomych ks. Stanisława. Wiedział, że tam nie będziemy mieli komfortu, a ponieważ był gościnny, zaprosił nas na plebanię. Pamiętam jak estetycznie urządzona plebania, w momencie zmieniła się w harcerskie obozowisko. Wszystko było do naszej dyspozycji. Kawa, herbata, jakieś nędzne napoje w postaci oranżady i tym podobnych komunistycznych wytworów ówczesnej siermiężnej gastronomii. To było w zasadzie moje pierwsze spotkanie z plebańskim domem, z księdzem, którego spotkałem po raz pierwszy. Byłem zauroczony i pełen zazdrosnych pragnień, by być właśnie takim kapłanem.
Mijały lata, zostałem włączony w Chrystusowe kapłaństwo i dzięki zabiegom ks. Franciszka Rząsy stałem się częstym wakacyjnym gościem Ustrzyk Górnych. To tutaj odbywały się rekolekcje młodzieży pracującej. Po raz kolejny spotkałem ks. Stanisława. To nie był już ów młodzieńczy, przystojny kapłan, ale umordowany siewca Pańskiej winnicy. Wpadał na chwilę, zawsze najpierw pytając, czy nam niczego nie brakuje. Oszukiwaliśmy, że nie, że wszystko jest OK. Ale nie dawał się oszukać. Odjeżdżał, jakby wierzył na słowo, tylko po to, by za kilka godzin przyjechać z pełnym bagażnikiem rozklekotanego samochodu różnych darów dla nas. A my nie byliśmy jego jedyną troską - były nimi: kościół w Ustrzykach Górnych, Pszczelinach, Smolniku, remont kościoła w Lutowiskach. Jakże często do pustego bagażnika po darach ładował po trzy, cztery worki cementu, bo trzeba było je dowieźć właśnie do któregoś ze wspomnianych budujących się kościołów.
Pamiętam jego ofiarność podczas pełnej niepokoju ustrzyckiej nocy. Wodę na herbatę braliśmy z pobliskiego potoku. Kilka dni wcześniej „zbudowano” sanitariaty - nieodzowne dla licznej grupy uczestników. W ten dzień młodzi poszli na Tarnicę. Wrócili wieczorem i czekała na nich nieprzebrana ilość gorącej i zimnej herbaty. Okazało się, że woda w rzeczce została zanieczyszczona i herbata była zainfekowana. Nie zapomnę tej paniki. Jaka to będzie noc? Nie było telefonów, nie znałem nikogo. Po 21.00 przyjechał ks. Stanisław. Opowiadam co się stało. Nieco się zasępił, ale zaraz wrócił na jego usta charakterystyczny uśmiech. Drugi taki pamiętam sprzed miesiąca przed śmiercią, kiedy rozmawialiśmy w redakcji. - Trzeba być dobrej myśli - powiedział. Pojadę do lekarza i powiem, żeby był w pogotowiu. To młodzi ludzie, poza tym nie wypili tej herbaty za dużo. Obserwuj spokojnie, co się dzieje. Ja tu za chwilę będę. Rzeczywiście wrócił i nie pojechał już na plebanię. Całą noc przesiedzieliśmy w szopie z cementem, gdzie miałem swoje lokum. Opowiadał historię swojego radymieńskiego posługiwania, nasłuchałem się wiele wojskowych historyjek. Od czasu do czasu wychodził zlustrować obozowisko. Wracał z ulgą - nic się nie dzieje. Wszyscy śpią. Kiedy rano młodzi pobiegli do rzeki celem dokonania porannej toalety powiedział: - To ja jadę do siebie, mam sporo spraw do załatwienia. A ty się prześpij. Niech kleryk zajmie się młodymi, tobie po tej nocnej warcie należy się odpoczynek.
Takich spotkań było wiele przez te lata. Potem kontakt się urwał. Dochodziły tylko głosy, że ks. Leja zamierza zmienić parafię. Te głosy mocne były zimą, ale kiedy wiosna zaczynała uśmiechać się pięknem bieszczadzkiego bogactwa cichły. W końcu przyszedł czas na zmianę. Markowa.
Wydawało się, że tak jak prosił w liście do biskupa, otrzymał to, czego chciał - dwóch wikarych, w miarę stabilną materialnie i bogatą miejscowość. Dla innego pewnie byłby to czas odpoczynku. Ale nie dla ks. Leji.
Podczas Mszy św. na eksporcie wierni Markowej w modlitwie wiernych prosili dla niego o łaskę spotkania w niebie z ludźmi, którzy byli jego szczególną miłością - Janem Pawłem II, o którego beatyfikację się modlił, z ks. Jerzym Popiełuszką, którego spotkał w wojsku i wreszcie z rodziną Ulmów, których proces beatyfikacyjny zainicjował i robił tak wiele, by szerzyć ich kult.
Pomieszczenia redakcji są niemym świadkiem tej jego niesamowitej miłości do bohaterskiej rodziny. Ciągle przyjeżdżał z nowymi pomysłami - a to obelisk, a to pomoc przy zredagowaniu albumu. Nieraz ta miłość przybierała formy gniewu, gdy jakiś tekst się nie ukazał. Kolejną miłością była szkoła. Pewnie jedną z ostatnich naszych „zwad” były pretensje o nieumieszczenie tekstu o sukcesie markowskiej młodzieży gimnazjalnej w konkursie na scenariusz audycji.
Wreszcie miałem okazję pobyć z nim w samej Markowej. Prowadziłem tam rekolekcje przygotowujące do poświęcenia monumentu ku czci Ulmów. Wtedy doświadczyłem, że miłość może być męcząca. Dwa, trzy razy dziennie, niemal po każdym posiłku szliśmy na krótką modlitwę na ich grób, wieczorem na stole pojawiały się notatki prasowe o wydarzeniach związanych z Ulmami, ale i szkołą. Mógł o tym opowiadać bez końca i z wielką pasją. A był już wówczas chory. Opuchnięta prawa dłoń sprawiała wiele cierpienia. - Jeśli zechcą, żebym ich doprowadził do chwały ołtarzy, to niech się martwią.
Potem były już tylko okazyjne spotkania w redakcji. Zawsze skrupulatny w wyrównywaniu należności. Zawsze uśmiechnięty i pełen entuzjazmu.
Wreszcie krótkie spotkanie w Kurii. Uśmiech ks. Stanisława jakby nieco zbladł, poszarzał. Zdążył załatwić jeszcze konsekrację ołtarza i, jakby inaczej, przyszedł do redakcji zaprosić na uroczystości. Miał trochę żal, że nie podjąłem się misji razem z ks. Tadeuszem Kocórem. Podczas tego spotkania rzeczywiście tego żałowałem. Potem ks. Tadeusz wspomniał, że podczas jednego z wieczorów refleksyjnie, jakby już pogodzony powiedział: „Widać to cierpienie potrzebne jest mojej parafii. Niech będzie jak Bóg zamierzył”.
Podczas konsekracji ołtarza już nie odprawiał. Ta ostatnia wizyta w redakcji uświadomiła nam, że odchodzi, ale panie nie dały się zasmucić, znalazły obraz Ulmów i niemal z groźbą w oczach przypominały im o ich obowiązku.
W poniedziałek po uroczystościach konsekracji ołtarza byłem świadkiem łez w oczach Księdza Arcybiskupa.
W dniu eksporty poprosiłem o kilka słów refleksji jednego z kapłanów, bliskich przyjaciół ks. Stanisława:
„Czerniak ujawnił swoją złośliwość przeszło dwa lata temu. Ale jeszcze w listopadzie poprzedniego roku byliśmy razem w sanatorium i nic nie wskazywało, że wszystko to pójdzie tak raptownie. Staszek jednak wiedział, że z rakiem nie ma żartów. Całe te dwa lata porządkował plebanię. Raz po raz wywoził do swojego przyjaciela w Brzegach Dolnych buty, ubrania, wszystko, co mogło przydać się biednym ludziom. Starał się zabezpieczyć w szkole książki i to, co wartościowe. Wreszcie przyszedł dzień, kiedy brat zdecydował o zabraniu go do Grodziska. Trzeba oddać wielką cześć całej rodzinie za tę opiekę. Warto to kiedy opisać. Kapłan, brat, szwagier, stryjek, to tylko słowa, serce wszystkich miało jeden rytm - cierpiący w kimś bliskim Chrystus. Byłem kilka razy w ich domu. To były bardzo intensywne rekolekcje. W Poniedziałek Wielkanocny ks. Stanisław jeszcze rozmawiał. Zapytałem, czy się boi. Odpowiedział: «Tak, kilka tygodni temu bardzo się bałem. Dziś już jestem spokojny i nawet z pewną tęsknotą czekam na to spotkanie». W środę na kilkanaście godzin przed śmiercią już nie mówił. Ale rozumiał wszystko, co się do niego mówiło. Uśmiechał się. Umierał do końca świadomy i pogodzony z wolą Boga”.
Dlatego taki tytuł dałem tej refleksji. Może w tych tygodniach między lękiem, a tęsknotą w całe to misterium umierania włączyli się ci, których pragnął widzieć w chwale ołtarzy. Bez wątpienia dla mnie, cały czas byli przy nim Ulmowie.
Kiedy po Mszy św. w dniu eksporty, ukląkłem przy ołtarzu, mój wzrok padł na wielki obraz Ulmów. Rodzice, sześcioro dzieci. Pomyślałem - dlaczego nie ma tego siódmego, które urodziło się już w grobowym posłaniu. A potem i ta ostatnia myśl - a dlaczego nie ma Staszka? Przecież on tak ich ciągnął do tego nieba, toż przecież nie mogą tam być bez niego. Może omam, ale jakby zobaczyłem tych dwoje dzieci: tamto z nocy przed Zwiastowaniem 1945 r. i to z czwartku przed Niedzielą Dobrego Pasterza 2008 r. Tęsknoty Boże nigdy nie zostają niezrealizowane, warto tęsknić, tak po Bożemu, a niebo otworzy się z pewnością, a bramą będzie Jezus Dobry Pasterz i Ci, którzy Mu uwierzyli.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bóg pragnie naszego zbawienia

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Karol Porwich/Niedziela

Rozważania do Ewangelii J 12, 44-50.

Środa, 24 kwietnia

CZYTAJ DALEJ

Bp Artur Ważny o swojej nominacji: Idę służyć Bogu i ludziom. Pokój Tobie, diecezjo sosnowiecka!

2024-04-23 15:17

[ TEMATY ]

bp Artur Ważny

BP KEP

Bp Artur Ważny

Bp Artur Ważny

Ojciec Święty Franciszek mianował biskupem sosnowieckim dotychczasowego biskupa pomocniczego diecezji tarnowskiej Artura Ważnego. Decyzję papieża ogłosiła w południe Nuncjatura Apostolska w Polsce. W diecezji tarnowskiej nominację ogłoszono w Wyższym Seminarium Duchownym w Tarnowie. Ingres planowany jest 22 czerwca.

- Idę służyć Bogu i ludziom - powiedział bp Artur Ważny. - Tak mówi dziś Ewangelia, żebyśmy szli służyć, tam gdzie jest Jezus i tam gdzie są ci, którzy szukają Boga cały czas. To dzisiejsze posłanie z Ewangelii bardzo mnie umacnia. Bez tego po ludzku nie byłoby prosto. Kiedy tak na to patrzę, że to jest zaproszenie przez Niego do tego, żeby za Nim kroczyć, wędrować tam gdzie On chce iść, to jest to wielka radość, nadzieja i takie umocnienie, że niczego nie trzeba się obawiać - wyznał hierarcha.

CZYTAJ DALEJ

W Lublinie rozpoczęło się spotkanie grupy kontaktowej Episkopatów Polski i Niemiec

2024-04-24 17:59

[ TEMATY ]

Konferencja Episkopatu Polski

Konferencja Episkopatu Polski/Facebook

W dniach 23-25 kwietnia br. odbywa się coroczne spotkanie grupy kontaktowej Episkopatów Polski i Niemiec. Gospodarzem spotkania jest w tym roku abp Stanisław Budzik, przewodniczący Zespołu KEP ds. Kontaktów z Konferencją Episkopatu Niemiec.

Głównym tematem spotkania są kwestie dotyczące trwającej wojny w Ukrainie. Drugiego dnia członkowie grupy wysłuchali sprawozdania z wizyty bp. Bertrama Meiera, ordynariusza Augsburga, w Ukrainie, w czasie której odwiedził Kijów i Lwów. Spotkał się również z abp. Światosławem Szewczukiem, zwierzchnikiem Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję