Reklama

Bije serce Warszawy (1)

Wawa walcząca

„Waweczka”, „Wawa”. Krystynę Jopowicz wciąż tak nazywają koleżanki z powstania. Było ciężko, głodno, był strach, ból, śmierć, jednak... No właśnie. - Nikt z nas nie chciał kończyć tej walki - Wawa z trudem panuje nad wzruszeniem. W Kielcach jest ich niewielu, poza nią zaledwie 18 uczestników Powstania Warszawskiego. Wystarczy, aby podtrzymywać bijący puls powstania, jak czyni to dzisiaj ów sławny monument - nowe Muzeum Powstania Warszawskiego, ożywione sumą głosów walczącej Warszawy.

Niedziela kielecka 30/2007

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Tak, jak stała

Krystyna Jopowicz, nadal bardziej warszawianka niż kielczanka. Nienagannie elegancka, w białej bluzce, z biało-czerwoną opaską na ramieniu (ile krwi, potu, brudu walczącej stolicy musiało wsiąknąć w ten skrawek materiału!). Na stole pod lampą - wszystko to, co może się okazać przydatne we wspominaniu 63. dni walczącej stolicy.
Zwięzły biogram z „Wielkiej ilustrowanej encyklopedii powstania warszawskiego”: „Ołdak Krystyna «Waweczka», ur. 1.06.1926 r. Warszawa, sanitariuszka. Śródmieście, zgrupowanie mjr. «Bartkiewicza», II kompania, 3 pluton (...)”.
W lipcu 1944 r. w powietrzu wisiało oczekiwanie; szedł front radziecki, Niemcy ewakuowali urzędy, opuszczali Warszawę. Stolica miała już dosyć łapanek, rozstrzeliwań, opłakiwania najbliższych. A Krystyna miała 18 lat i gdy nadszedł ten moment - tak jak stała, poszła do powstania.
Warszawska rodzina Ołdaków mieszkała przy Chmielnej, naprzeciw kina „Atlantyk”. Od 1941 r. Krysia Ołdakówna była harcerką w drużynie przy Żeńskiej Szkole Handlowej J. Kozierowskiej. Do jej zadań należała zbiórka żywności dla najbiedniejszych, ale przede wszystkim dyżury na ul. Skaryszewskiej, gdzie mieścił się punkt zbiorczy dla Polaków schwytanych w łapankach ulicznych i wywożonych do Niemiec. Należało przekazywać wiadomości rodzinom. W 1943 r. pracowała w lecznicy chirurgicznej dr. Webera w charakterze pokojówki, doskonaląc umiejętności sanitarne i zdobywając materiały opatrunkowe dla rannych.

Walczymy

Prosto z lecznicy poszła do oddziału „Bartkiewicza” w rejon Śródmieścia. Chodź, jesteś potrzebna - usłyszała.
Flagi na budynkach, spontaniczna pomoc warszawiaków, radość, że to już, że się zaczęło. Dostała pseudonim i od razu zaczęła pracować jako sanitariuszka, łączniczka, kucharka. Uczestniczyła w wielu akcjach (oto niektóre: Poczta przy Pl. Napoleona, Pasta przy Zielnej, ewakuacja Szpitala Maltańskiego), dyżurowała na barykadach, wyciągała ludzi z kanału.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Płyną powstańcze dni

Konieczna jest ewakuacja Szpitala Maltańskiego. Jakimś cudem Niemcy pozwalają transportować chorych przez Ogród Saski. Pospiesznie ciągną tych chorych do szpitala przy Świętokrzyskiej, w budynku PKO - 200 chorych przewleczonych przez najcięższy odcinek frontu. I zaraz potem spadają bomby i rozpętuje się piekło. Zosia Książek, z Kielc, z Pakosza. Przyjechała do stolicy studiować wymarzone aktorstwo, wchłonęło ją powstanie i zabrało wzrok (aktorką, niewidzącą, jednak została, i poetką. Zofia Książek-Bregułowa mieszka w Katowicach i podczas warszawskich spotkań pyta Wawę „jak tam moje Kielce”).
Waweczka zwija uprane bandaże, któryś z lekarzy pyta: dziecko, ty tego potrzebujesz? Potrzebuję. Tu bije serce Warszawy...
Zawsze obawiała się tzw. krów - dział ustawionych gdzieś daleko, które były celne i wydawały odgłos ryczących krów, albo przesuwanych wysoko, jakby nad głową - szaf. Chyłkiem przemykała do domu; mama się ucieszy, może przechowała dla powstańców jakiś sucharek? Naprzeciw filharmonii przy Jasnej słyszy krowy. Wpada w bramę, gdzie tłoczy się tłum przerażonych ludzi, przemyka więc na drugie piętro. Gdy schodzi, ci wszyscy z bramy... Zostały tylko zwęglone ciała 117 osób. Byłaby jedną z nich. To jej grobowiec. Zawsze idzie tam, gdy jest w Warszawie, zapala lampkę w tej bramie. Tam wciąż słychać tętno walczącej Warszawy...
Przy rogu Wareckiej odbiera ludzi wynurzających się z kanału. Ręce ślizgają się po ubabranych łachmanach, oblepionych tym wszystkim, co w kanałach. - To u was jeszcze domy stoją, jeszcze szyby w oknach - dziwią się, wychodząc na światło dzienne...
Jak się zdarzyło mięso, to był może kot. Albo pies. Bo i co mogło być innego? Czasami chłopcy przynosili zboże z wytwórni piwa, mieliło się je w młynku, coś tam jadalnego z tego robiło. Przysmaki były zarezerwowane na tak specjalną okazję, jak weselna uczta. Przyjaciele biorą ślub, do małego kościółka przy Moniuszki można dostać się tylko oknem. Wawa szykuje przyjęcie: lane kluski, aż po cztery sztuki na osobę...
Pomaga dźwigać rannego do szpitala w dawnym hotelu Terminus. Oddaje nosze, odwraca się, aby odejść i nagle słyszy: panie doktorze, czy ja będę śpiewał? Tu krew, śmierć, a on o śpiewie. Cóż to za dziwoląg, trzeba na niego spojrzeć. Ależ tak, to sąsiad i dobry znajomy, rzemieślniczy czeladnik i wielki amator śpiewu, uczeń szkoły muzycznej Marian Pęczyński (po wojnie śpiewak w chórze operowym. Zawsze powtarzał: pani Krystyno, ma pani u mnie bilet do opery).

Reklama

Lekcja pokory nr 1

Buty stały przy tapczanie, w jeszcze niezburzonym domu przy Królewskiej. Ucieszyła się - będą chyba dobre, moje są zupełnie do niczego. Tutaj nikt, żaden mieszkaniec już nie powróci. Ostry rozkaz młodego porucznika (wszyscy byli tacy młodzi!) osadził ją na miejscu, gdy zbiegała ze schodów: odnieś je natychmiast. Nie wolno nam popełniać żadnej kradzieży.

Lekcja pokory nr 2

Nieistniejąca dzisiaj ulica przy pl. Napoleona, Wawa pędem mija bramę, w której leżą ranni. Nagle słyszy rozkaz oficera: wróć i zrób Niemcowi opatrunek. Niechętna - za te lata okupacji, rozstrzelania, łzy - uklękła przed Niemcem. Opatrywała rany, a on całował ją po rękach.

Warszawo, żegnaj

Śródmieście jeszcze trwa, ale świat wali się dookoła. Czerniaków pada, Wola pada, Żoliborza dawno nie ma, na Powiśle brak dostępu. Znikąd pomocy, wojska radzieckie „szlachetnie” uniemożliwiają aliancki desant. Kapitulacja zastaje ją przy Królewskiej. Zamknął się rozdział 1 sierpnia - 3 października 1944.
Znalazła się w Ożarowie, w grupie powstańców oczekujących na bydlęce wagony, które powiozą do obozów, na tułaczkę. Coś się kończyło i zaczynało - nowy morderczy rozdział młodego życia. Wciąż czuła - za sobą i w sobie - bijące serce Warszawy.

2007-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Florian - patron strażaków

Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! - modlili się niegdyś mieszkańcy Krakowa, których św. Florian jest patronem. W 1700. rocznicę Jego męczeńskiej śmierci, właśnie z Krakowa katedra diecezji warszawsko-praskiej otrzyma relikwie swojego Patrona. Kim był ten Święty, którego za patrona obrali także strażacy, a od którego imienia zapożyczyło swą nazwę ponad 40 miejscowości w Polsce?

Zachowane do dziś źródła zgodnie podają, że był on chrześcijaninem żyjącym podczas prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana. Ten wysoki urzędnik rzymski, a według większości źródeł oficer wojsk cesarskich, był dowódcą w naddunajskiej prowincji Norikum. Kiedy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan, udał się do swoich braci w wierze, aby ich pokrzepić i wspomóc. Kiedy dowiedział się o tym Akwilinus, wierny urzędnik Dioklecjana, nakazał aresztowanie Floriana. Nakazano mu wtedy, aby zapalił kadzidło przed bóstwem pogańskim. Kiedy odmówił, groźbami i obietnicami próbowano zmienić jego decyzję. Florian nie zaparł się wiary. Wówczas ubiczowano go, szarpano jego ciało żelaznymi hakami, a następnie umieszczono mu kamień u szyi i zatopiono w rzece Enns. Za jego przykładem śmierć miało ponieść 40 innych chrześcijan.
Ciało męczennika Floriana odnalazła pobożna Waleria i ze czcią pochowała. Według tradycji miał się on jej ukazać we śnie i wskazać gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Z czasem w miejscu pochówku powstała kaplica, potem kościół i klasztor najpierw benedyktynów, a potem kanoników laterańskich. Sama zaś miejscowość - położona na terenie dzisiejszej górnej Austrii - otrzymała nazwę St. Florian i stała się jednym z ważniejszych ośrodków życia religijnego. Z czasem relikwie zabrano do Rzymu, by za jego pośrednictwem wyjednać Wiecznemu Miastu pokój w czasach ciągłych napadów Greków.
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię”.
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa”, czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem). W XVI w. wprowadzono w Krakowie 4 maja, w dniu wspomnienia św. Floriana, doroczną procesję z kolegiaty na Kleparzu do katedry wawelskiej. Natomiast w poniedziałki każdego tygodnia, na Wawelu wystawiano relikwie Świętego. Jego kult wzmógł się po 1528 r., kiedy to wielki pożar strawił Kleparz. Ocalał wtedy jedynie kościół św. Floriana. To właśnie odtąd zaczęto czcić św. Floriana jako patrona od pożogi ognia i opiekuna strażaków. Z biegiem lat zaczęli go czcić nie tylko strażacy, ale wszyscy mający kontakt z ogniem: hutnicy, metalowcy, kominiarze, piekarze. Za swojego patrona obrali go nie tylko mieszkańcy Krakowa, ale także Chorzowa (od 1993 r.).
Ojciec Święty z okazji 800-lecia bliskiej mu parafii na Kleparzu pisał: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi”.

CZYTAJ DALEJ

Abp Wojda na Jasnej Górze: chrześcijańska tożsamość jest nam potrzebna

2024-05-03 13:28

[ TEMATY ]

Jasna Góra

abp Wacław Depo

abp Tadeusz Wojda SAC

Karol Porwich/Niedziela

O tym, że chrześcijańska tożsamość jest nam potrzebna mówił na Jasnej Górze abp Tadeusz Wojda. Przewodniczący Episkopatu Polski, który przewodniczył Sumie odpustowej ku czci Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski apelował, by stawać w obronie „suwerenności naszego sumienia, naszego myślenia oraz wolności w wyznawaniu wiary, w obronie wartości płynących z Ewangelii i naszej chrześcijańskiej tradycji”. Przypomniał, że „życie ludzkie ma niepowtarzalną wartość i że nikomu nie wolno go unicestwiać, nawet jeśli jest ono niedoskonałe”.

W kazaniu abp Wojda, przywołując obranie Matki Chrystusa za Królową narodu polskiego na przestrzeni naszej historii, od króla Jana Kazimierza do św. Jana Pawła II i nas współczesnych, podkreślił że nasze wielowiekowe złączenie z Maryją nie ogranicza się jedynie do wymiaru historycznego a jego wymowa jest znacznie głębsza i „mówi o więzi miedzy Królową i Jej poddanymi, miedzy Matką a Jej dziećmi”. Wskazał, że dla nas „doświadczających słabości, niemocy, kryzysów duchowych i ludzkich, Maryja jest prawdziwym wzorem wiary, mamy więc prawo i potrzebę przybywania do Niej”.

CZYTAJ DALEJ

Chcemy zobaczyć Jezusa

2024-05-04 17:55

[ TEMATY ]

ministranci

lektorzy

Służba Liturgiczna Ołtarza

Pielgrzymka służby liturgicznej

Rokitno sanktuarium

Katarzyna Krawcewicz

Centralnym punktem pielgrzymki była Eucharystia przy ołtarzu polowym

Centralnym punktem pielgrzymki była Eucharystia przy ołtarzu polowym

4 maja w Rokitnie modliła się służba liturgiczna z całej diecezji.

Pielgrzymka rozpoczęła się koncertem księdza – rapera Jakuba Bartczaka, który pokazywał młodzieży wartość powołania, szczególnie powołania do kapłaństwa. Po koncercie rozpoczęła się uroczysta Msza święta pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego. Pasterz diecezji wręczył każdemu ministrantowi mały egzemplarz Ewangelii św. Łukasza. Gest ten nawiązał do tegorocznego hasła pielgrzymki „Chcemy zobaczyć Jezusa”. Młodzież sięgając do tekstu Pisma świętego, będzie mogła każdego dnia odkrywać Chrystusa.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję