W krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie, w krzyżu miłości nauka.
Kto Ciebie Boże, raz pojąć może, ten nic nie pragnie, ni szuka (z
pieśni wielkopostnej).
Pierwszy materiał, który się ukazał tydzień temu pt.
Raubosz w Wygonowie dotyczył jednej z pasji "leśnego człowieka",
a mianowicie rzeźb "Ukrzyżowanego". Wspominałem w poprzednim artykule,
że napiszę o jeszcze innych zainteresowaniach Józefa Wygonowskiego
właściciela siedliska na "Podlaskach" w rejonie wsi Wygonowo.
Krzyże niechciane i podkowy na szczęście - tak mówi Pan
Józef o swoich bardzo osobistych i kultywowanych z bezgraniczną pieczołowitością
zainteresowaniach. O ile rzeźby przekazuje bezinteresownie ludziom,
o tyle krzyże pozyskuje od ludzi, często za opłatą.
"Krzyż - jeden z najstarszych znaków używanych już od
czasów przedchrześcijańskich. Był znakiem religijnym, astronomicznym,
zdobniczym itp. Chrystus przez Swoją śmierć uczynił go symbolem chwały
i tryumfu. Stary latopis ruski podaje: ´Wielka jest siła krzyża,
krzyżem bowiem zwyciężone bywają siły biesowskie, krzyż bowiem kniaziom
na wojnach pomaga, na wojnach krzyżem ochraniani są wierni ludzie,
krzyżem zwyciężysz wrogów, krzyż bowiem rychło wybawia od napaści
tych, co wzywają go wiarą´" (Alfabet Heraldyczny Pawła Dudzińskiego,
1998 r.).
Jak krzyż jest szanowany dzisiaj? Jaki jest stosunek
do tego wizerunku, wykonanego ludzką ręką, różną techniką i z różnego
tworzywa?
"Leśny człowiek" ma około czterdziestu krzyży. Większe
o rozmiarach 150x60 cm i małe 30x15 cm. Charakteryzują się one różnymi
kształtami i nazwami. Określa je się jako: kościelne, łacińskie,
jerozolimskie, prawosławne, czterokończyste, białoruskie, ruskie,
laskowe, kotwiczne, zdwojone, choleryczne, Bogurodzicy. Większość
z nich to tzw. ćwiekowe, osadzone na pionowych formach kamiennych
lub drewnianych. Inne natomiast nazywane są gorejące lub promienne
i wykańczane są "esami i figlasami" (słownictwo Pana Józefa).
Niektóre krzyże posiadają pasyjki cynowe lub ołowiane.
Są to metale miękkie, na których dość łatwo można było umieścić napis.
W zbiorach Pana Józefa znajduje się krzyż posiadający fragment tabliczki
mosiężnej, na której cyrylicą napisane jest nazwisko Rybakowicz i
widnieje rok 1900. Trudno powiedzieć czy jest to krzyż nagrobny czy
też dziękczynny. Do ciekawszych eksponatów należy krzyż z medalionem
ołowianym, na którym znajduje się wizerunek Matki Bożej Kodeńskiej
z wygrawerowanym rokiem 1931. Jest też żeliwna tablica z umieszczonym
rokiem 1890 i napisem Adam i Benedykt Jakimiuk. Ewenementem w zbiorach
jest krzyż trafiony pociskiem karabinowym. On wie najlepiej, jaki
był cel spowodowania tego uszkodzenia. Czy było to zamierzone czy
też przypadkowe? Może to była tarcza, która ocaliła komuś życie?
Krzyże mają "promienice" bardzo delikatne i niekompletne.
Posiadają znaczny ubytek w swoich kształtach pierwotnych, a niektóre
posiadają resztki błękitnej farby symbolizującej kolor nieba. Jest
duże prawdopodobieństwo, że kilka z nich ma sto, a może nawet i więcej
lat. Ich wiek i brak zainteresowania ze strony ludzi spowodował,
że tlenek metalu (rdza) stał się ich najbliższym "przyjacielem".
Cała historia związana z krzyżami rozpoczęła się, jak
wiele innych, w sposób przypadkowy. Pierwszy krucyfiks został wykupiony
w 1997 r. ze złomowiska. Przeznaczony był na wsad do pieca martenowskiego.
Pewnie powstałby z niego jakiś mało istotny detal niższego rzędu.
Pan Józef wyniósł go ze złomowiska, wyczyścił i doprowadził do wyglądu
prawie pierwotnego. Stał się on wotem dziękczynnym i został osadzony
na kamieniu młyńskim wraz z herbem Wygonowskich "Paprzycą" (herb
wykonano z żelaza). Całość znalazła swoje miejsce w rejonie św. Góry
w okolicy wsi Grabarka. Działo się to w 1998 r. Tak to się zaczęła
przygoda "leśnego człowieka" znaczona kolejnymi krzyżami, których
nazwy i charakterystyki wyszukiwał w mądrych księgach.
Najwięcej eksponatów pochodzi ze złomowisk. Tam je wykupuje
jako tzw. złom użytkowy. Bardzo często wygrzebywał je na wiejskich
wysypiskach śmieci oraz dołach i rowach okalających cmentarze grzebalne
jak również w rejonach skrzyżowań dróg polnych. Zawsze z ogromną
pieczołowitością czyścił je, konserwował, odmawiał modlitewki za
ich fundatorów i twórców, jak również za dusze wszystkich zmarłych.
Zawieszał je z szacunkiem na prostej ścianie bardzo starej izby czując
ogromny żal, że nie może ocalić wszystkich krzyży i wiele z nich
zostało i zostanie bezpowrotnie straconych i sprofanowanych.
Pan Józef nie może zrozumieć jak można w stosunku do
tych rzeczy tak postąpić. Mówi: "Kiedyś przecież były poświęcane,
ozdabiano je, przy nich wznoszono modlitwy, przed nimi zdejmowano
czapki i chylono głowy. A teraz to aż strach pomyśleć. Minęło trochę
lat i zapomniano o nich, stały się ´niemodne´, niepotrzebne i nie
pasowały do współczesnego świata. Na ich miejsce inni, a może i ci
sami ludzie postawili betony, marmury, granity - znak pychy, snobizmu,
a nie szczerej wiary. Wobec nich jak mierna wydaje się wartość grosza
biednej wdowy, która kiedyś często za ostatnie lub nierzadko pożyczone
pieniądze stawiała na grobie swojego męża żelazny, zrobiony przez
miejscowego kowala krzyż. Przecież można było taki stary krzyż zabrać
do domu i umieścić nawet na bocznej jego ścianie lub zanieść do pobliskiej
dzwonnicy kościelnej i jako pamiątkę po byłych parafianach tam pozostawić.
Przecież obchodzimy święto Podwyższenia Krzyża Świętego i nic z tego
święta nie wnosimy do własnego życia. Dlaczego wstyd Go podnieść
i posiadać? Widziałem - mówi Pan Józef - jak kiedyś jacyś ludzie
podkowę końską wydzierali sobie z rąk na złomowisku. W ferworze ´walki´
próbowali ustalić pierwszego znalazcę.
Umowny to znak szczęścia - podkowa, a jednak potrafi
taki kawałek metalu poróżnić człowieka. Nie wstyd ją zawiesić nawet
na honorowym miejscu w bogatym domu (czasami nawet na progu drzwi
wejściowych), choćby była najbardziej zdarta i zniszczona. A krzyż
stary, sponiewierany przez czas i ludzką bezmyślność - nie?!".
"Leśny człowiek" pozwala gościowi ze swojego siedliska
zabrać sobie jedną z podków "na szczęście". Ma ich jeszcze około
300 - też ze złomowisk.
Na ekspozycje zawieszonych "krzyży niechcianych" radzi
popatrzeć i zastanowić się nad swoją egzystencją, przemijaniem i
stosunkiem do Pana Boga. Sam zaś przyrzeka ratować "niechciane" znaki
wiary tak długo, aż znajdzie ten ostatni, którym jego najbliżsi oznaczą
miejsce rozsypania jego prochów.
Kiedy cierpienie, kiedy zwątpienie, serce ci na wskroś
przepali. Gdy grom się zbliża, pospiesz do krzyża, on ciebie wesprze,
ocali (pieśń wielkopostna).
Pomóż w rozwoju naszego portalu